Marcin Janusz: Nie można robić tragedii z powodu przegranego seta

WP SportoweFakty / Asia Błasiak
WP SportoweFakty / Asia Błasiak

Sześć wygranych setów i jeden przegrany - to bilans PGE Skry w starciu z PAOK-iem Saloniki w III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Ostatecznie polska ekipa wyszła z tej potyczki zwycięsko.

Dwumecz z PAOK-iem Saloniki był pierwszym międzynarodowym doświadczeniem PGE Skry Bełchatów w tym sezonie. Ze względu na zmiany w regulaminie, trzecia ekipa poprzedniego sezonu musiała grać w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów.

Bełchatowianie nie mogli do rewanżu przystąpić we własnej hali, bowiem w tym czasie w mieście organizowana była inna sportowa impreza, natomiast CEV nie pozwolił na inny termin meczu.

Konieczność gry w zupełnie nowym obiekcie nie sprawiła większych trudności gospodarzom. - Wszyscy znamy powody, dla których nie mogliśmy zagrać u siebie w Bełchatowie, ale w Wieluniu kibice także dopisali. Była pełna hala i grało się bardzo przyjemnie - mówił po meczu z PAOK-iem Saloniki Marcin Janusz.

Ostatecznie siatkarze PGE Skry przegrali jedną partię, ale w całym spotkaniu byli znacznie lepsi od Greków. - Zadanie wykonane. Było trochę nerwowo, bo w drugim secie straciliśmy koncentrację, po dość łatwej wygranej w pierwszej partii. Fajnie, że zachowaliśmy chłodną głowę i odnieśliśmy zwycięstwo 3:1. Jakby pominąć drugi set, to każdą partię w dwumeczu z PAOK-iem kontrolowaliśmy i nie mieliśmy większych problemów. Ten jeden przegrany set na dwa mecze, to nic wielkiego. Nie można z tego powodu robić tragedii. Cieszymy się z awansu i czekamy na mecze grupowe - podsumował rozgrywający PGE Skry.

ZOBACZ WIDEO Łukasz Kadziewicz: Grupa jest trudna i nic samo się nie wygra

Komentarze (0)