Ten klub jest nierozerwalnie związany z Gdańskiem - rozmowa z Grzegorzem Wróblem, trenerem Gedanii

W ostatnim czasie Gedania zaczęła grać coraz lepiej i dzięki temu zapewniła sobie grę w play-offach. O tym oraz o sytuacji tego klubu rozmawialiśmy z trenerem Gedanii, Grzegorzem Wróblem.

Michał Gałęzewski: Został pan jednym z nagrodzonych trenerów na I Gdańskiej Młodzieżowej Gali Sportu. Czy tego typu imprezy są potrzebne gdańskiemu sportowi?

Grzegorz Wróbel: Według mnie każde docenienie trenerów, zawodników jest miłym gestem. Zwłaszcza, kiedy w mieście jest zainteresowanie sportem.

To zainteresowanie sportem w Gdańsku nie przekłada się jednak zainteresowaniem kobiecą siatkówką. Gedania gra w Żukowie...

- Uważam, że nakłady finansowe Miasta Gdańsk są zbyt małe na to zapotrzebowanie. Nie ma co motywować trenerów, tylko trzeba uzdrowić system i postawić na sekcje, które przynoszą punkty, żeby było jeszcze lepiej. Szukanie punktów w mało widowiskowych sportach nie ma za bardzo sensu.

Czy Gedania powinna wrócić do Gdańska?

- Jak najbardziej tak. Jeśli się ogląda relacje, to co chwila ktoś mówi Gedania Gdańsk. Ten klub jest nierozerwalnie związany z Gdańskiem. To, że jesteśmy w Żukowie jest fajne, bo jest tam bardzo miła atmosfera i przyjemnie się gra dzięki czemu widać, że dziewczyny chcą tam grać. My jednak koniecznie chcemy wrócić do Gdańska.

Nikt się chyba nie spodziewał, że pańskie młode zawodniczki będą tak dobrze grały...

- Tak, to prawda. Gedania po raz trzeci z rzędu jest najlepiej prowadzącym szkolenie klubem w Polsce i nawet AZS, który ma najwięcej punktów jest drugi w kraju. Wychodzi na to, że Gedania jest najlepsza spośród klubów, bo porównywanie wielosekcyjnych klubów do jednosekcyjnego nie ma sensu. Nawet gdybyśmy wystąpili we wszystkich odmianach siatkówki, to nie zdobylibyśmy większej ilości punktów, niż 200. Nasze dziewczyny grają w reprezentacji juniorek, zdobywają medale. Liczę, że wkrótce znajdą uznanie u trenera Matlaka i będą grały w Reprezentacji Polski.

Które dziewczyny najbardziej by pan polecił trenerowi Matlakowi?

- Przede wszystkim poleciłbym Elę Skowrońską, która zrobiła kolosalny postęp mentalny i szkoleniowy jako zawodniczka. Ponadto poleciłbym też Maję Tokarską i w szerokiej kadrze można byłoby umieścić Natalię Nuszel. Ona jako libero może być wkrótce najlepszą zawodniczką w Polsce.

Gedania awansowała już do play-offów. Teraz jednak będzie wam bardzo trudno...

- Na pewno tak. Swój cel minimum osiągnęliśmy, a niektórzy mówią że to był nawet cel maksimum. Nie składamy broni i będziemy grać dalej.

Gdyby sezon zaczął się dwa miesiące temu, to patrząc na aktualną dyspozycję pańskich zawodniczek zajęlibyście wyższe miejsce w lidze po rundzie zasadniczej, niż ósme...

- Tak, ale każdy może gdybać. Co ma powiedzieć Mielec, który też zaczął dobrze grać, a też miał duży dołek? Trudno powiedzieć, bo na to składają się różne czynniki. Przede wszystkim są to względy organizacyjne, zachwiania finansowe, problemy zdrowotne, co widać po Treflu Gdańsk, który się z nimi borykał i wyniki są nie takie, jakby ktoś, kto budował tą drużynę sobie życzył.

Porównując grę zawodników klubu z dużo większym budżetem, jakim jest Trefl i pasję i zaangażowanie, jakie widać na boisku podczas meczów Gedanii mającej dużo niższy budżet wszystko wydaje się trochę dziwne...

- Ja bym tak do tego nie podchodził. Każdy powinien dostawać takie pieniądze, na jakie zasługuje i na jakie jest zapotrzebowanie. Jeżeli w męskiej siatkówce jest zapotrzebowanie i są sponsorzy, którzy chcą płacić tak duże pieniądze, to chwała im za to. Szkoda, że nie garną się do siatkówki kobiecej, chociaż takie kluby jak Muszyna, czy Bielsko mają porównywalne budżety z budżetem Trefla.

Zarówno Muszyna, jak i Bielsko-Biała to miasta, w których nie ma mimo wszystko tak wielu dyscyplin. Gdańsk ma zespoły w 11 Ekstraklasach sportów drużynowych i z jednej strony jest to bardzo fajne, a z drugiej sponsorzy muszą mimo wszystko dzielić środki na te wszystkie kluby...

- Na pewno w tym momencie jest trudniej bo wiadomo, że pieniądze się rozdzielają na wszystkie kluby. W mojej ocenie Gdańsk powinien nastawić się na te dyscypliny, które były zawsze i z których słynął. Nie można iść na siłę na ilość, bo jeśli ktoś będzie chciał trenować jakieś rzutki, to będzie to robił, bo będzie robił to dla przyjemności. Żeby jednak robić ze wszystkiego sport zawodowy, jeżeli nie ma pieniędzy na sporty, którymi Gdańsk zawsze słynął? To chyba nie jest najlepsze rozwiązanie...

Czy zawodniczki Gedanii będą grały w przyszłym sezonie o wyższe cele?

- Cały czas liczymy na to, że tak będzie. Przyznam jednak szczerze, że jest ciężko i jeżeli niektóre sprawy nie zostaną rozstrzygnięte do końca play-offów, to może być ciężko. Jesteśmy optymistami, bo przed rozgrywkami wielu nas skazywało na porażkę. Niektórzy się cieszyli, że będziemy grać w Żukowie, bo nie będzie widać kompromitacji. Okazało się jednak, że tak nie jest i liczę na to, że nasi działacze się zmobilizują i umożliwią grę o wyższe cele w przyszłym roku.

Jak wygląda na tą chwilę sprawa hali Gedanii w Gdańsku?

- Już zostały dopięte wstępne sprawy organizacyjne. Plan zagospodarowania został zatwierdzony, a to jest podstawa. Teraz można iść za ciosem i zacząć budować halę. Ma to być hala na 3500 ludzi, aby spełniała wymogi Ligi Mistrzyń.

Uda się ją zapełnić?

- Na pewno tak. Jak ktoś był ostatnio w Żukowie i widział co się dzieje na trybunach, to zobaczy że jest zapotrzebowanie. Jeżeli będziemy grać z takim polotem, ambicją i zaangażowaniem, jak w tym sezonie, to na pewno tak.

Komentarze (0)