Reprezentacja Brazylii zmagania na turnieju olimpijskim rozpoczęła od meczu z Meksykiem, najniżej notowanym uczestnikiem męskiej rywalizacji. Latynosi jako ostatni wywalczyli przepustkę do Rio de Janeiro, wygrywając turniej interkontynentalny. Podopieczni Jorge Azaira wyprzedzili Chile, Tunezję i Algierię.
Trener Bernardo Rezende inauguracyjną konfrontację potraktował bardzo poważnie, desygnując do gry najsilniejszy skład. Dość niespodziewanie jednak, od początku inicjatywę przejęli Meksykanie, którzy dzięki znakomitej grze swojego kapitana Carlosa Guerry szybko wypracowali kilkupunktową przewagę (8:5). Podrażnieni Canarinhos próbowali gonić rywali, jednak liczne błędy w ataku sprawiały, że ich poczynania pełzły na niczym. Mylili się zwłaszcza Wallace De Souza i Ricardo Lucarelli. Siatkarze z Ameryki Północnej grali natomiast jak natchnieni. Obserwujący to spotkanie kibice, przecierali oczy ze zdumienia, kiedy Daniel Vargas i Jorge Barajas bezbłędnie radzili sobie z blokiem gospodarzy. W końcówce podopieczni Bernardo Rezende nieco poprawili swoją grę, zmniejszając straty do jednego punktu, jednak ostatecznie to Meksykanie postawili kropkę nad "i" zasłużenie wygrywając pierwszą odsłonę.
Wobec słabszej dyspozycji skrzydłowych, ciężar odpowiedzialności za zdobywanie punktów od początku drugiego seta starał się wziąć na swoje barki Lucas Saatkamp. Zespół prowadzony przez Jorge Azaira przez dłuższy czas stawiał jednak skuteczny opór. Dopiero seria atomowych zagrywek w wykonaniu Ricardo Lucarelliego pozwoliła gospodarzom odskoczyć (11:8). Od tego momentu gra Meksykanów nieco się posypała, spadła skuteczność w ataku, natomiast wzrosła liczba błędów w przyjęciu. Wykorzystali to Canarinhos, którzy z każdą kolejną akcją prezentowali się coraz swobodniej (20:13). Dopiero w końcówce, przy prowadzeniu 23:15, w szeregi gospodarzy wkradło się nieco rozluźnienia. Wykorzystali to Meksykanie, nieco zmniejszając straty. Losów partii nie udało się jednak odmienić.
Terapia wstrząsowa, w postaci silnego oporu stawianego przez Meksykanów do połowy drugiego seta, najwyraźniej przyniosła oczekiwany efekt. Canarinhos w trzeciej odsłonie kontynuowali bowiem dobrą grę, od pierwszych akcji przejmując inicjatywę. Trener Jorge Azaira dość szybko, bo już przy wyniku 2:5, poprosił o pierwszą przerwę. To jednak nie pomogło. Zdecydowanie mniej skuteczni niż na początku meczu byli Jorge Barajas i Daniel Vargas, co uniemożliwiało skuteczną pogoń za przeciwnikiem (10:16). Problemów z wyborem opcji w ataku nie miał natomiast Bruno Rezende. Canarinhos prezentowali się bowiem tak, jak przystało na kandydata do olimpijskiego medalu.
Brazylijczycy czwartą partię rozpoczęli bardzo niemrawo. Po asie serwisowym Daniela Vargasa, który wyprowadził Meksykanów na prowadzenie 7:6, zdenerwowany Bernardo Rezende poprosił o przerwę. Obserwując przebieg gry, nie sposób było się bowiem domyślić, że mierzą się ze sobą drużyny z "dwóch różnych światów". Na szczęście dla gospodarzy, w ekipie Canarinhos nie zawodził Ricardo Lucarelli, który w ważnym momencie przypomniał, że dysponuje znakomitą zagrywką (19:17). Ambitni walczący siatkarze nie zamierzali jednak rezygnować. W końcówce atmosfera zarówno na boisku jak i na trybunach stała się bardzo gorąca. Doszło nawet do spięcia Bruno Mossy z Carlosem Guerrą, jednak obaj panowie szybko wyjaśnili sobie nieporozumienie. Publiczność z kolei, dotąd bardzo senna, głośnym dopingiem poniosła gospodarzy do pierwszego zwycięstwa na turnieju.
Brazylia - Meksyk 3:1 (23:25,25:19, 25:14, 25:18)
Brazylia: Bruno, Eder, Wallace, Lucas, Lucarelli, Mauricio Borges, Sergio (libero) oraz William, Fonteles, Evandro
Meksyk: Vargas, Guerra, P. Rangel, Barajas, Cordova, Aguilera, J. Rangel (libero) oraz De La Cruz, Perales, Martinez, Quinnones, Orellana
ZOBACZ WIDEO Oskar Kaczmarczyk przedstawia reprezentację Egiptu