Ola Piskorska: Nieszczęście dla kibiców, ale szczęście dla Stephane’a Antigi (felieton)

Nigdy dotąd finały PlusLigi nie trwały dziewięć setów w postaci trzech meczów po 3:0. Co gorsza, mecze o brąz wyglądały identycznie. Ale ta jednostronność i nuda finałów są wspaniałą wiadomością dla trenera reprezentacji.

Zakończył się sezon PlusLigi. W meczach o brąz zwyciężyła PGE Skra Bełchatów, wygrywając trzykrotnie 3:0 z Lotos Trefl Gdańsk, a w meczach o tytuł mistrza Polski ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała również trzy razy po 3:0 zeszłorocznego triumfatora Asseco Resovię Rzeszów.

Po dekoracji mistrzów i wicemistrzów Polski w Rzeszowie tylko zawodnicy ZAKSY mieli radośniejszą minę od trenera Stephane'a Antigi, który spacerował po boisku i podchodził do wszystkich swoich podopiecznych zamienić kilka słów. Z wielkim uśmiechem przyznał mi: tak, dwa razy po dziewięć setów to jest najlepiej jak sobie mogłem wymarzyć.

Bo jeszcze niedawno w wywiadzie z wyraźnymi obawami mówił mi tak:

- Kadrowicze przed zgrupowaniem dostaną kilka dni, może nawet tydzień i mam nadzieję, że przyjadą głodni siatkówki, odświeżeni i mentalnie, i fizycznie oraz gotowi do pracy. Mają w nogach ogromną liczbę meczów, drobne urazy, a do tego dochodzi ogromna presja i emocje, pozytywne lub negatywne, jakie przeżyją w tych ostatnich tygodniach. No i na koniec sezonu zawsze jest porządna impreza. Nie byliby w stanie bezpośrednio po tym wszystkim rzucić się z entuzjazmem do ciężkiej pracy na zgrupowaniu. Zwłaszcza, że nie tylko ciężkiej, ale i efektywnej. Od razu wzrosłoby ryzyko kontuzji, gdybym tak wykończonych zawodników zagonił do harówki w Spale. Jasne, potrzebujemy każdego treningu, bo czasu do turnieju w Tokio jest bardzo mało, ale to muszą być dobre treningi. A nie wykonywane przez siatkarzy, którzy się modlą o jak najszybszy koniec, bo już nie mają na nic siły. Więc teraz to ja mam jedno marzenie: żadnych piątych meczów. Ja nawet mogę zapłacić za to, gdybym tylko wiedział komu - i to było żartobliwe, ale jednocześnie pokazywało, jak dramatycznie napięty jest terminarz rozgrywek.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Wilfredo Leon zagra w polskiej reprezentacji? Jest komentarz

Czternastka z powołanych już 20 maja wsiądzie do samolotu do Japonii i musi wywalczyć awans na igrzyska, w turnieju może łatwiejszym niż berliński, ale nadal trudnym. Nikt w Polsce sobie nawet nie wyobraża, że mistrzów świata mogłoby zabraknąć w Rio. A po drugiej stronie siatki w Tokio staną nie jakieś siatkarskie "ogórki", tylko mistrzowie Europy, mistrzowie Azji czy zawsze groźni Kanadyjczycy i Australijczycy. Francja, Polska i Iran to niewątpliwie faworyci kwalifikacji, z których do Brazylii pojadą trzy zespoły z podium plus najlepsza drużyna azjatycka, ale na pewno nie będzie łatwo.

Dzięki temu, że finały zakończyły się tak szybko, już 2 maja można będzie rozpocząć zgrupowanie w pełnym składzie. Medaliści dostali teraz kilka dni wolnego, w niedzielę wieczorem mają się stawić w Warszawie i w poniedziałek będą mieli wykonane rutynowe badania, a potem pojadą do Spały.

Jednak to, co jest wspaniałą wiadomością dla sztabu reprezentacji Polski, na pewno nie było dobrą dla kibiców ani dla dwóch klubów. Kibice zamiast wyczekiwanego cały sezon święta siatkówki mieli sześć żenująco jednostronnych spotkań, gdzie walki było tyle co kot napłakał i miało się wrażenie, że to lider tabeli gra z "czerwoną latarnią" tejże. Prawie wszystkie mecze w sezonie zasadniczym były znacznie ciekawsze i bardziej zacięte od pojedynków o medale. Nigdy w historii PlusLigi walka o złoto nie trwała tylko dziewięć setów.

Przyczyn tego zjawiska jest kilka, na pewno długi i wyczerpujący sezon jest jedną z nich. Niektórzy zawodnicy są na boisku nieprzerwanie od wrześniowego Pucharu Świata, zaliczając po drodze oprócz ligi jeszcze Ligę Mistrzów, styczniowe kwalifikacje w Berlinie i Puchar Polski. Osiem miesięcy nieustannego grania pod ogromną presją może wykończyć każdego, jest to też wielkie obciążenie fizyczne. W Resovii jest sporo kadrowiczów i w końcówce sezonu wszyscy wyglądali na wypalonych. A do tego naprzeciwko siebie mieli perfekcyjnie wręcz naoliwioną kędzierzyńską maszynę, która gra siatkówkę na najwyższym poziomie w Polsce obecnie. Trudno jest wzbudzić w sobie wiarę w możliwość pokonania aż trzy razy drużyny grającej tak dobrze w każdym elemencie jak ZAKSA.

Inny przypadek to Lotos, który nie udźwignął swojego zeszłorocznego sukcesu. Włodarzom klubu wydawało się, że można tym samym składem przetrwać znacznie cięższy i dłuższy sezon, do tego obciążony udziałem w Lidze Mistrzów. Nie było to możliwe, zwłaszcza przy wyczerpaniu Mateusza Miki. Widać było, że dla wszystkich to czwarte miejsce to jest i tak ogromny sukces i nikomu nie zależy na niczym więcej. A zwłaszcza nie zależy im na udziale w najbardziej prestiżowym pucharze europejskim po raz drugi, bo to są za wysokie progi w stosunku do planów i zamiarów władz klubowych. Zresztą, wielu zawodników z Gdańska odchodzi i tym bardziej trudno im się było zmotywować do walki o cokolwiek więcej niż czwarte miejsce.

W przeciwieństwie do PGE Skry, która - nawet w obliczu problemów wewnętrznych - pozostaje zawsze klubem z europejskiej czołówki, który jest mentalnie nastawiony na najwyższe cele. I władze klubu i sami zawodnicy, niezależnie od swojej przyszłości, marzyli o złocie, ale dali z siebie wszystko, żeby zdobyć choć brąz. I na pewno będą godnie reprezentować Polskę w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, bo jest w nich głód medali i trofeów.

Kibicowi nie pozostało nic innego, jak pocieszyć się myślą, że rok olimpijski jest tylko raz na cztery lata czyli następne trzy sezony PlusLigi powinny być znacznie ciekawsze do samego końca. I emocjonować się teraz newsami transferowymi, które za chwilę zaczną się sypać jeden po drugim.

Ola Piskorska 

Źródło artykułu: