WP Sportowefakty: Długo jeszcze będziemy wspominać Płomień Milowice i jego triumf w Pucharze Europy w 1978 roku?
Tomasz Swędrowski (komentator Polsatu Sport, były mistrz Polski w siatkówce): - To chyba jedyna bariera, poza mistrzostwem olimpijskim, której polska siatkówka nie jest jak na razie w stanie pokonać. W ostatnich latach udało się przecież wygrać mistrzostwo Europy, Ligę Światową, mistrzostwo świata, a na sukces w Lidze Mistrzów wciąż czekamy. Najbliżej było w 2012 roku, kiedy Skra Bełchatów przegrała w finale z Zenitem Kazań po tie-breaku. Gdyby wtedy był już system challenge, to pewnie by się udało. Bardzo optymistyczny był rok 2015, kiedy do turnieju finałowego w Berlinie awansowały Skra i Resovia, Resovia dotarła do finału, ale też nie zdołała wygrać. Brakuje tego złotego medalu, i to bardzo. Kiedyś w końcu się go doczekamy.
Tym razem Resovia, występując w roli gospodarza Final Four, zajęła czwarte miejsce. Rozczarowanie?
- Bardzo liczyłem na to, że rzeszowianie pójdą w ślady Skry i zdołają w jednym meczu pokonać Zenit Kazań. Jednak trzeba pamiętać, że Resovia nie grała w tym sezonie najlepiej. Osiem ligowych porażek dobrze nie świadczyło o ich formie. Wielkiego wyniku w Lidze Mistrzów nie było co się spodziewać, choć jeśli gra się w swoim kraju, przy piętnastu tysiącach kibiców, to oczekiwania zawsze są duże. Resovia nie zagrała źle, z Zenitem Kazań w półfinale miała szansę na prowadzenie 2:0 w setach i kto wie, co przy szaleńczym dopingu kibiców, którego Rosjanie się bali, mogłoby się wtedy stać. Niemniej jednak uważam, że na złoto rzeszowian nie było stać. Natomiast na brąz absolutnie tak. Powinni w meczu o trzecie miejsce wygrać z Lube.
Czy Zenit Kazań to najsilniejszy zespół w dziejach siatkarskiej Ligi Mistrzów?
- Równie mocne przez kilka sezonów było Trentino. Teraz jest jednak era Zenitu Kazań i na jej koniec się nie zanosi. Tam nie ma budżetu - jest on nieograniczony. Każdy, kto choć trochę Zenitowi się przeciwstawi, może to sobie poczytywać za sukces. Ekipa z Kazania ma przede wszystkim trzech asów - Wilfredo Leona, Maksima Michajłowa i Matthew Andersona. Dzięki nim jest to zespół, który najlepiej na świecie gra z wysokiej piłki. Anderson atakuje z czwartego piętra, Michajłow z piątego, a Leon to już w ogóle jest atak z kosmosu. Kubańczyk z polskim paszportem daje Zenitowi taką przewagę w ataku, że rywale mogą się tylko uśmiechnąć. Jasne, że nie jest jeszcze maszyną, że czasem zdarza się go zablokować, że popełnia błędy, ale on wciąż jest bardzo młody i będzie robił postępy. Nie wiem tylko, w czym jeszcze mógłby je zrobić. Może trochę w przyjęciu. No i "kiwkę" ma kiepską, ale ktoś mu pewnie wytłumaczy, żeby się za nią nie brał, tylko korzystał ze swojego zasięgu i ze swojej siły.
Jak pan ocenia możliwość występów Leona w reprezentacji Polski?
- Sytuacja nie jest jednoznaczna. Jedni mówią, że powinien w niej grać, inni, że nie. Takiej sytuacji w naszej siatkarskiej drużynie narodowej jeszcze nie było. W piłkarskiej obcokrajowcy się pojawiali, ale w siatkówce nie. Leon wysyła sygnały, że chce dla nas grać, że w Polsce czuje się jak w domu. Myślę, że nie miałby żadnego problemu z dostaniem się do naszej reprezentacji i takie komentarze, że musiałby się jeszcze do niej załapać, są trochę śmieszne, bo gdyby się tylko pojawił w kadrze i byłby w formie, to jest rzeczą jasną, że miałby miejsce w drużynie. Jestem tylko ciekaw, jak byłby odebrany przez zawodników, bo oni też nie mówią jednym głosem.
Będziemy musieli uczyć się tego, że i w siatkówce pojawiają się naturalizowani zawodnicy. Spójrzmy na reprezentację Włoch, w której gra Kubańczyk Juantorena, a poza tym kilku graczy, którzy są wprawdzie Włochami, ale pochodzenia rosyjskiego, chorwackiego, polskiego czy czeskiego. W przypadku Juantoreny włoscy zawodnicy też byli przeciwni, długo czas po prostu go w kadrze nie chciano. W 2015 roku w końcu do niej dołączył i najpierw na Pucharze Świata uratował im awans na igrzyska, a potem wywalczył brązowy medal mistrzostw Europy.
Do igrzysk olimpijskich w Rio temat Wilfredo Leona w reprezentacji Polski jest chyba zamknięty. A po igrzyskach w naszej kadrze dojdzie pewnie do zmian. Tyle, że najpierw musimy do Rio awansować.
[nextpage]Jeden z zawodników PGE Skry Bełchatów miał powiedzieć, że różnica pomiędzy posiadaniem Leona w zespole, a graniem bez niego, jest taka, jak między złotym, a brązowym medalem. To uprawnione stwierdzenie?
- Kubańczyk jest w tej chwili najlepszym siatkarzem na świecie i to nie ulega wątpliwości. Jeśli Leon gra, stanowi o sile drużyny. Tyle, że najpierw musi się wkomponować w zespół, odnaleźć się w nowym środowisku. Trener i inni zawodnicy będą musieli mu pomóc i przekonać się do tego, że taki człowiek gra w reprezentacji i albo to przyjmujemy, albo nie.
Leon pewne elementy może jeszcze poprawić, ale w ataku jest nieosiągalny. Nie ma drugiego gracza, który miałby takie możliwości chociażby w ataku z drugiej linii. W przyjęciu zagrywki i w technice są jeszcze rezerwy, ale możliwości tego chłopaka są ogromne. Jeśli poprawi się tam, gdzie ma co poprawiać, będzie już absolutnie najlepszym siatkarzem świata.
Na razie temat jego występów dla Polski trzeba odłożyć na później. Jak pojawi się taka realna możliwość, będziemy o niej rozmawiać.
Wilfredo Leon numerem jeden na świecie, a kto będzie numerem jeden w Pluslidze? Finałowa rywalizacja pomiędzy Resovią a ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle startuje już w czwartek.
- Nie wiem. Przestałem bawić się w takie spekulacje. Pamiętamy niedawną korespondencyjną rywalizację Resovii i Skry o awans do finału. Wydawało się, że Skra nie może już wypuścić tego z rąk, a w teoretycznie najprostszym meczu, u siebie ze BBTS-em Bielsko-Biała, nie potrafiła poradzić sobie z presją i wygrać w trzech setach. W o wiele trudniejszych meczach z Indykpolem AZS-em Olsztyn i Czarnymi Radom bełchatowianie wygrali, ale jeśli nie byli w stanie ograć BBTS-u 3:0, to widocznie na finał Plusligi nie zasłużyli.
Asseco Resovia nie miała najlepsza sezonu, ale ten zespół potrafi grać w finałach. To, że ZAKSA dominowała w fazie zasadniczej, o niczym jeszcze nie świadczy. Zespół z Kędzierzyna-Koźla nie grał w pucharach, miał więcej okazji do spokojnego treningu, rozegrał mniej meczów o stawkę. Na pewno jest to jednak zespół do ogrania, co pokazał finał Pucharu Polski, którego ZAKSA nie wygrała.
Finały mogą być pasjonujące, chciałbym, żeby rozstrzygnął się w pięciu meczach. Dla samych zawodników nie będzie to najlepsze, ale dla kibiców już tak. Spodziewam się zaciętej rywalizacji. Szanse obu ekip oceniam po równo.
Czyje transfery bardziej pana przekonały?
- Na pewno ZAKSY. Resovia sięgnęła po Juliena Lyneela, to na pewno dobry zawodnik, ale wszyscy wiedzieli, że ma problemy ze zdrowiem. Zaskoczyło mnie to, że mało gra Aleksander Śliwka, chłopak poszedł tam na zmarnowanie. A my nie mamy tak wielu zdolnych siatkarzy, jak choćby Rosjanie, żeby móc pozwolić sobie na stratę kogoś takiego. Śliwka powinien szybko zmienić klub, bo w Rzeszowie nie pogra. Szkoda go, bo jest niezwykle zdolny.
ZAKSA na pewno dokonała kapitalnych transferów. Benjamin Toniutti jest najlepszym rozgrywającym Plusligi, gwiazdą jest też Kevin Tillie. Francuzi zrobili w naszej lidze furorę, tak jak ich reprezentacja zrobiła ją na świecie w 2015 roku.
Pozostając przy Francuzach, jak ocenia pan powołania Stephane'a Antigi do szerokiej kadry na kwalifikacje olimpijskie w Tokio. Czy brak nowych twarzy, sięgnięcie tylko i wyłącznie po sprawdzonych graczy, to dobre posunięcie?
- Myślę, że tak. Nie ma czasu na eksperymenty, co mówi sam Stephane. Nie ma czego sprawdzać, bo nie ma nawet czasu, żeby potrenować. Z czternastki, która pojedzie do Tokio, w przypadku awansu Antiga wybierze zapewne dwunastkę na igrzyska. Większych niespodzianek nie należy się spodziewać. Może będą jakieś na pozycji środkowego, może w przypadku zmiennika Bartosza Kurka na ataku nie ma pewności, czy będzie nim Dawid Konarski, czy Jakub Jarosz, ale to wszystko.
Ma pan obawy, że w Tokio nie uda się wywalczyć awansu?
- Na pewno będzie łatwiej, niż na Pucharze Świata, czy w europejskim turnieju kwalifikacyjnym. Będzie Francja, będzie Iran, ale awansują trzy drużyny. Trzeba jednak uważać, na takie zespoły, jak Kanada czy Japonia, bo gubienie punktów może się źle skończyć. Do trzech razy sztuka, jestem przekonany, że za trzecim podejściem do Rio awansujemy. Nawet jeśli wszyscy nasi zawodnicy nie będą w najwyższej formie, to zagrają tak, że dadzą radę.
Ale system kwalifikacji do igrzysk na pewno trzeba zmienić. W Rio zagrają maksymalnie cztery drużyny z Europy, a to stanowczo za mało.
- To będzie zmienione, obecny system kwalifikacji to skandal. Jest idiotyczny. W środku sezonu zatrzymuje się rozgrywki ligowe, robi specjalne mikrocykle. Nie ma szans, żeby zawodnicy przystąpili do turnieju kwalifikacyjnego dobrze przygotowani. Mam nadzieję, że Aleksandar Boricić, który niedawno doszedł do władzy w CEV, w końcu to zmieni. Europa jest w siatkówce najsilniejsza i skandalem jest, że na igrzyska nie pojadą Serbowie, Niemcy, czy Bułgarzy, a będzie za to kilka o wiele słabszych ekip. Wszystko zostało jednak na ten temat powiedziane. Teraz ruch po stronie Boricicia, potem FIVB. Na razie nowy szef CEV-u zreformował Ligę Mistrzów i to dobre posunięcie. Myślę, że pójdzie za ciosem i postara się o zmianę systemu kwalifikacji do igrzysk.
Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski
[b]Zobacz wideo: Piotr Stokowiec: wyjeżdżamy z Krakowa w sportowej złości
{"id":"","title":""}
[/b]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Niech Europa oleje olimpiadę.
Będzie finał Brazylia - Dominikana i tyle.
Olimpiada to przeżytek. Liczy się mistrzostwo świata i tyle.