Pierwszy mecz o 9.miejsce rozegrany w hali Łuczniczka, mimo że zakończył się w trzech setach, obfitował w spore emocje. Olsztynianie dwukrotnie byli bliscy urwania partii rywalom, jednak nie zdołali postawić kropki nad "i". W efekcie, podopieczni Andrei Gardiniego znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji przed środowym rewanżem, który może zakończyć rywalizację.
Zespół Łuczniczki Bydgoszcz do pierwszego spotkania przystąpił bez swojego lidera Jakuba Jarosza, który mimo że brał udział w rozgrzewce i prezentował się bardzo dobrze, nie pojawił się w trakcie meczu na boisku. Po zakończeniu rywalizacji sporo dyskutowano na temat nieobecności reprezentanta Polski. Trener Piotr Makowski tłumaczył ten fakt dość tajemniczo. W kuluarach natomiast mówiło się, że atakujący porozumiał się w sprawie nowego kontraktu z zespołem Cuprum Lubin i właśnie to zdecydowało o jego absencji.
- Sytuacja z Jakubem Jaroszem wydarzyła się na dniach. Drobny problem, który wypłynął niespełna dwa dni wcześniej. Nie wszyscy o nim nawet wiedzieli. Była nawet szansa, że zawodnik zagra. Sam zresztą był do tego gotowy, jednak nie chcieliśmy ryzykować - tłumaczył po spotkaniu opiekun bydgoskich siatkarzy.
Pod nieobecność Jakuba Jarosza rolę lidera wziął na swoje barki Łukasz Wiese. Przyjmujący Łuczniczki prezentował się imponująco. W pierwszym secie, przy stanie 21:24, 23-latek popisał się serią skutecznych zagrywek, które pozwoliły miejscowym przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W kolejnych również poprowadził zespół do wygranej, za co komisarz zawodów nagrodził go statuetką MVP. - Chciałem tylko tego, żeby nie zakończyć pierwszego seta i żeby nie było takiego jęku zawodu na trybunach. Jak już poczułem pierwszą zagrywkę to nie było już nic do stracenia, druga i trzecia wyszły same z siebie. Może nie były mocne, ale bardzo niewygodne do przyjęcia, bo leciały między dwóch zawodników. Mieliśmy troszkę szczęścia, no ale szczęście sprzyja lepszym - przyznał po spotkaniu na łamach oficjalnej strony klubowej bohater czwartkowego starcia.
Zdecydowanie gorsze nastroje niż w grodzie nad Brdą, panowały ostatnimi czasy w zespole z Warmii i Mazur. Andrea Gardini miał bowiem po pierwszym meczu spory ból głowy, spowodowany fatalnym występem jego podopiecznych. Poza Bartoszem Bednorzem, o którym mówi się, że środowy mecz może być jego ostatnim w barwach Akademików, zawiedli właściwie wszyscy na czele z Mikko Oivanenem, który we wcześniejszych meczach prezentował solidny poziom.
Chcąc myśleć o pokonaniu bydgoszczan i obronie 9. miejsca, zawodnicy AZS-u Olsztyn będą musieli diametralnie poprawić swoją dyspozycję. Tym bardziej, że dla większości może być to walka o "być albo nie być" w klubie na przyszły sezon. Podobnie jak dla gości, spośród których większość najprawdopodobniej po ostatnim meczu pożegna się z zespołem. Prezes Piotr Sieńko nie ukrywa bowiem, że jest mocno rozczarowany postawą części zawodników. W gronie tym znalazł się między innymi Murilo Radke, który według brazylijskich mediów zamierza powrócić do kraju i grać w zespole Monte Claros. Przebieg dwóch ostatnich meczów pozwala jednak fanom Łuczniczki mieć nadzieję, że zawodnicy zdołają godnie się z nimi pożegnać, podobnie jak przed rokiem kończąc sezon jedną pozycje wyżej niż to miało miejsce po rundzie zasadniczej.
Indykpol AZS Olsztyn - Łuczniczka Bydgoszcz środa, 20 kwietnia 2016 r. godz. 18.00 oraz ewentualnie 21 kwietnia 2016 r., godz. 18:00