Na próżno szukać Krakowa na siatkarskiej mapie Polski najwyższej klasy męskich rozgrywek. Mając klubowych przedstawicieli niemal we wszystkich topowych dyscyplinach, brakuje tej, w której Polacy są mistrzami świata. Po długich latach posuchy europejskich pucharów, za sprawą Asseco Resovii Rzeszów, do grodu Kraka na nowo zawita klubowa siatkówka z prawdziwego zdarzenia. Już w dniach 16-17 kwietnia w Tauron Arenie zostanie rozegrany finałowy turniej Ligi Mistrzów z udziałem czterech najlepszych zespołów Europy.
Odbudowa klubu z tradycjami zakończona fiaskiem
Jednak nie zawsze Kraków stanowił białą plamę na mapie. Klubowe początki sięgają 1950 roku, kiedy to powstał Hutnik Kraków a wraz z nim sekcja siatkówki, wówczas amatorskiej. Na debiut w profesjonalnych rozgrywkach i pierwsze sukcesy długo nie trzeba było czekać. Pnący się w górę ligowej drabinki krakowski klub 11-krotnie stawał na podium krajowych mistrzostw.
Jako najlepszy okres małopolskiej siatkówki uważa się ten, w którym dyscyplina po raz pierwszy zwróciła na siebie oczy Polaków. Mowa o sukcesach reprezentacji prowadzonej przez Huberta Jerzego Wagnera w mistrzostwach świata w Meksyku i igrzyskach olimpijskich w Montrealu. Po osiągnięciach Biało-Czerwonych klubowi znad Wisły powodziło się coraz lepiej. Pod wodzą Jerzego Piwowara Hutnik dwukrotnie sięgnął po złoto w Polsce i z dobrej strony pokazał się na europejskich parkietach. W tym roku mija dokładnie 28 lat od kiedy krakowianie sprawili jeden z najbardziej spektakularnych wyników tamtych czasów w Europie. W swoim debiucie w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych (dzisiejszej Lidze Mistrzów) pokonali pretendenta do trofeum turnieju Panini Modena 3:0. W owym czasie przez mistrzowską drużynę przewinęli się tacy zawodnicy jak Robert Ratajczak, Marek Fornal, Ryszard Jurek, Andrzej Martyniuk, Grzegorz Wagner czy Marek Karbarz.
Po tym jak zespół pozytywnie zaprezentował się na międzynarodowym podwórku, polityka prowadzenia klubu zmieniła się - niestety dla sympatyków ekipy z grodu Kraka na gorsze. Krakowianie mający w poprzednich latach swoje wzloty i upadki, w latach 90 zaliczyli upadek, który trwał ponad dwie dekady.
W tegorocznym sezonie, po 22 latach, Hutnik wrócił do pierwszoligowych rozgrywek, jednak katastrofa wisiała w powietrzu od samego początku. Gdy otwarcie zaczęto mówić o sukcesie, jakim było odbudowanie klubu z tradycjami, wszystko na nowo legło w gruzach. Problemy nie tyle organizacyjne, co finansowe pogrążyły krakowską drużynę i wraz z dniem 18 stycznia 2016 roku wycofała się z rozgrywek. Siatkówka po raz kolejny przegrała nierówną walkę ze sponsorami i obojętnymi na ich niewywiązywanie się z umów krakowianami.
[nextpage]Historyczny awans AGH Kraków
Jednak Kraków to nie tylko Hutnik, którego tegoroczne zrezygnowanie z rozgrywek jest doskonałym przykładem traktowania męskiej siatkówki w stolicy królów polskich. Mający nieco mniej bogatą historię AGH 100RK AZS Kraków od 2013 roku nieprzerwanie występuje w I lidze. W barwach czarno-biało-czerwonych grają znani z plusligowych parkietów młodzi zawodnicy tacy jak Bartłomiej Mordyl, Dominik Depowski czy Piotr Adamski. Co ciekawe w AGH gra również syn jednego z ojców sukcesów krakowskiej siatkówki lat osiemdziesiątych - Jan Fornal.
To właśnie wyżej wymienieni zawodnicy stanowią trzon drużyny, która w tegorocznym sezonie po raz pierwszy w historii awansowała do fazy play-off zaplecza PlusLigi. Warto również wspomnieć o występie ekipy Andrzeja Kubackiego w ubiegłorocznym Pucharze Polski, który poniekąd pokazał łaknienie krakowskich kibiców do siatkarskich emocji również na klubowym szczeblu. Zawodnicy AGH w 1/8 turnieju podejmowali właśnie Asseco Resovię Rzeszów - bohaterów najbliższych weekendowych wydarzeń w stolicy Małopolski. Co prawda mecz w wypełnionej po brzegi hali przegrali 0:3, lecz woli walki i ambicji nie można im odmówić bowiem stojąc naprzeciw utytułowanemu podkarpackiemu zespołowi, grali jak równy z równym.
Jednak poza pojedynczymi meczami, takimi jak ten z rzeszowskimi Pasami, mało kto zwraca na nich uwagę, a ich poczynania przechodzą bez większego echa w krakowskim środowisku sportowym.
Asseco Resovia przetrze oczy krakowskim działaczom?
Powodów, dla których Kraków ze swoją nową halą pretenduje do miana nowej "mekki polskiej siatkówki", nie mając swojego przedstawiciela w najwyższej klasie rozgrywek, można szukać na wielu płaszczyznach, jednak nie warto się oszukiwać. Głównym problemem są jak zwykle pieniądze, a negatywne podejście włodarzy wcale nie pomaga w podejmowaniu konkretnych działań.
Sport, w którym Polacy osiągnęli mistrzostwo świata, pod Wawelem nadal przegrywa rywalizację z piłką nożną, czy koszykówką. W 2016 rok miasto weszło z perspektywą królowania w sporcie, niejednokrotnie podkreślając, że po piłce ręcznej najwyższy czas postawić na siatkówkę. Jednak jak dotąd, poza organizacją przez mistrzów Polski finałów Champions League, w grodzie Kraka stawiają na rozgrywki reprezentacyjne aniżeli upragnioną siatkówkę klubową.
Turniej Final Four Asseco Resovii sprawił, że znów z nadziejami patrzy się na jej rozwój pod Wawelem. Będzie to doskonała okazja do udowodnienia tego sceptycznie nastawionym działaczom o tym, że zarówno warunki, jak i kibice w Krakowie są.
Mistrzowie Polski, liczący na doping krakowian, zrobią wszystko, aby poprawić ubiegłoroczny wynik i po 38 latach powtórzyć sukces Płomienia Milowice, stając na najwyższym stopniu podium. Bilety na wydarzenie są w dalszym ciągu w sprzedaży. Pula około 1500 wejściówek w ogólnodostępnej dystrybucji za pośrednictwem KupBilet.pl będzie dostępna do piątku, 15 kwietnia. Później zainteresowani będą mogli zaopatrzyć się w kartę wejścia na turniej w kasie hali, tuż przed meczami półfinałowymi.
Zobacz wideo: Radwańska ambasadorką Euro. "Może uda się zobaczyć jakiś mecz"
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.