W sierpniu, tydzień po turnieju finałowym II dywizji World Grand Prix wybrałem się do Kalisza, by zobaczyć, jak w Lidze Europejskiej radzą sobie zawodniczki, które potencjalnie niedługo powinny wskoczyć do kadry A. Później śledziłem ich występy do końca rozgrywek. Z pewnością można oznajmić, że w kadrze B znalazło się mnóstwo sympatycznych siatkarek. Jednak jeśli spojrzy się na nie przez pryzmat pierwszego zespołu, już tak wesoło niestety nie jest.
Wypadałoby zacząć od tego, czy rzeczywiście kadra na Ligę Europejską była kadrą B. Biorąc pod uwagę fakt, że Jacek Nawrocki robiąc przegląd do pierwszej reprezentacji brał pod uwagę ponad 30 siatkarek, a ilość zawodniczek, którą z tego grona powołał Wiesław Popik do swojej drużyny można policzyć na palcach jednej ręki, nasuwa się myśl, że była to nawet kadra C. Zaznaczę tylko, że nie jest to zarzut do nikogo z mojej strony. Takie działanie było wręcz wskazane, by przekonać się, ile faktycznie mamy w kraju dziewczyn do grania na najwyższym poziomie.
O tym, jak ważna jest płynność pomiędzy kadrami, możemy się przekonać spoglądając choćby na reprezentacje, z którymi nasze seniorki mierzyły się podczas tegorocznych mistrzostw Europy. U Włoszek czy Holenderek potrzebne było kilkanaście miesięcy na "zmianę warty", ale już widać, że przynosi ona znakomite efekty. Nas czeka teraz bardzo dobry moment na podobny zabieg. Imprezą docelową, po której można będzie oceniać wykonaną pracę, będą najwcześniej mistrzostwa Europy w 2017 roku.
Przed dwoma laty pojawiła się iskierka nadziei, że w Polsce może być podobnie jak w wymienionych reprezentacjach, gdy nasze kadetki sięgnęły po mistrzostwo Europy. To znakomity dowód, że mamy nad Wisłą materiał, z którego można uszyć coś naprawdę pięknego. Gdybym powiedział, że brakuje im umiejętności, okropnie bym skłamał. Sęk w tym, że większość z tej grupy tkwi obecnie w klubach, w których bardzo trudno zrobić krok do przodu. W Bydgoszczy, Legionowie i Ostrowcu stworzono ciekawe drużyny złożone niemal wyłącznie z młodych polskich siatkarek, ale... od kogo mają się tam uczyć? Od dwa lata starszych koleżanek? Ogrywanie w Orlen Lidze jest bardzo ważne, ale wystarczy spojrzeć w aktualną tabelę, by dostrzec, jakie efekty przynosi taka filozofia prowadzenia klubów.
Przesadzam? To w takim razie jak inaczej wytłumaczyć klęskę w turnieju eliminacyjnym do mistrzostw świata w Anapie? Przecież pojechały tam niemal wszystkie mistrzynie Europy kadetek sprzed dwóch lat. Stanęliśmy w miejscu podczas gdy pozostałe ekipy z topu poszły dalej. Za chwilę te same siatkarki będą rzucone na jeszcze głębszą wodę, bo już naprawdę dla części z tych, które pojechały walczyć o igrzyska w Rio do Ankary, czas się skończy. I tak już został on mocno przedłużony, ale to właśnie z powodu dziury pokoleniowej, w którą wpadliśmy.
Grzechem jest wypominanie kobiecie wieku, lecz potrzebuję to zrobić na potrzeby statystyczne. Niepokojące w kontekście pierwszej reprezentacji nie jest to, że jej trzonem są siatkarki po trzydziestce, ale to, że nie mają one poważnej konkurencji ze strony młodszych koleżanek. Dlatego wciąż lepiej i bezpieczniej jest sięgać po Werblińską, Jagieło czy Bełcik niż na przykład trzymając się wspominanych wcześniej drużyn Magdalenę Damaske, Karolinę Piślę czy Paulinę Bałdygę. Tak, to są właśnie potencjalne następczynie "Złotek"! W treningach przed wylotem do Ankary uczestniczyły w ramach konsultacji Monika Bociek i Julia Twardowska. Być może to jest już pierwszy krok do tej prawdziwej pokoleniowej zmiany.
Trener Andrzej Niemczyk bardzo często podkreśla, że obecnie zbyt szybko następuje specjalizacja na pozycjach, przez co siatkarki mają niestety braki techniczne. Martwić może to, że nawet same zainteresowane mają tego świadomość, a i tak jest już zbyt późno na wyeliminowanie pewnych złych nawyków. Do braków dorzuciłbym także siłę, bo odnoszę wrażenie, że trzem czwartym z naszych reprezentantek brakuje siły rażenia w ataku w odniesieniu do pokolenia "Złotek". Porównajmy sobie moc Doroty Świeniewicz, Małgorzatay Glinki-Mogentale, Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty z siłą juniorek lub kadry B. Malwinę Smarzek można potraktować jako wyjątek. Poza tym, mamy niestety reprezentację chudzinek!
Wracając jeszcze na moment do Ligi Europejskiej. Gdyby nie patrzeć na wyniki, można by określić naszą kadrę jako waleczną, ale nierówno grającą. Kto nie wie, o czym mowa, niech obejrzy pierwszy mecz z reprezentacją Grecji w Kaliszu. To nie tak, że dziewczyny się nawzajem nie znają, bo przecież wyszły z tych samych SMS-ów. Tu chyba mamy do czynienia z barierą psychologiczną, co widać również na ligowych parkietach. Chwilami (z mojego, niekoniecznie poprawnego punktu widzenia) wyglądało to tak, jakby dziewczyny grały ze świadomością, że nie ma różnicy, czy wygrają czy nie, bo to i tak nie zmieni ich sytuacji.
Przed nami nowy rok i nowe rozdanie. Tylko płynna i aktywna współpraca między kadrami A i B jest szansą na częściowe załatanie pokoleniowo-poziomowej dziury, którą tworzyliśmy przez lata. Pamiętamy przecież wyniki kadry B w uniwersjadach w poprzednich dekadach. Przekładało się to przecież na wyniki pierwszej reprezentacji. Mamy możliwości, mamy wykonawczynie. Miejmy więc także wspólny cel.
Krzysztof Sędzicki
Felietony Krzysztofa Sędzickiego
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)
Po pierwsze - nasze dziewczyny zdobywały ME jako kadetki, natomiast turniej w Anapie był juniorski. Tam występowały jako najstarszy rocznik kadetek, w Anapie jako najmłodszy rocznik juniorek. To jest jednak różnica. W Anapie składy pozostałych drużyn były zdecydowanie wzmocnione starszymi dobrymi juniorkami, których w naszych szeregach nie było.
Po drugie - kto oglądał ME kadetek we Włoszech ten wie, że siłą naszego zespołu były na skrzydłach Smarzek i Damaske. W Anapie zabrakło kontuzjowanej Damaske, a to w mojej opinii bardzo duże osłabienie tego zespołu, i niestety drugiej takiej przyjmującej nie ma również w tym pokoleniu. Nie ma jej kto zastąpić.
Po trzecie - na ME występował zgrany zespół, który do swoich występów przygotowywał się w SMS Sosnowiec, praktycznie przez cały rok. Do turnieju w Anapie skład zebrał się na dwa tygodnie przed imprezą, a do tego czasu dziewczyny trenowały każda w innym klubie. Dlaczego tak się stało ? Dlaczego nikt z PZPS nie zainteresował się kadetkami które wywalczyły ME? O to należałoby zapytać właśnie działaczy PZPS. W tym czasie przeniesiono SMS Sosnowiec, do SMS Szczyrk. Dlaczego pan Wagner nie był zainteresowany przygarnięciem tak zdolnej młodzieży pod swoje skrzydła? To jest już zupełnie inna kwestia. Czytaj całość