-Gramy osłabieni, ale przecież to ZAKSA jest wiceliderem tabeli i faworytem. Oni muszą wygrać, a nam nikt głów nie pourywa, gdyby się nie udało - mówił, przyglądając się rozgrzewce swoich kolegów, kapitan Politechniki, Radosław Rybak, który jednak nie miał wątpliwości, że gospodarze mimo ogromnych perturbacji kadrowych będą walczyć o zwycięstwo.
Jak obiecywali, tak zagrali. Gdyby znalazł się na sali ktoś, kto pierwszy raz ogląda mecz PlusLigi, to pomyślałby, że w koszulkach z napisem J.W. Construction gra właśnie wicelider. - Łomotali nas okropnie, a ja nie mogłem nic zrobić - wściekał się po meczu trener ZAKSY, Krzysztof Stelmach. - To już drugie spotkanie kiedy wychodzimy na parkiet i nie walczymy, a jeśli tego brakuje to nie można wygrać meczu. Nam się dzisiaj jakimś cudem udało, chociaż Politechnika we wszystkich elementach gry była lepsza. Punkty są, ale nie ma nas za co chwalić. Nie tak ma wyglądać nasza gra! - denerwował się trener z Kędzierzyna.
I, jak zwykle, miał rację. Jego drużyna rozpoczęła mecz fatalnie. Silne zagrywki warszawiaków siały spustoszenie po drugiej stronie siatki, młodziutki Karol Kłos co chwilę blokował najlepszego atakującego ligi, Jakuba Novotnego - jednym słowem katastrofa. Znany ze swojej ekspresji trener Stelmach szalał za linią boczną. Tłumaczył, prosił o przerwy, pokazywał jak układać ręce w bloku, aż w końcu nie wytrzymał i za Novotnego desygnował na parkiet Dominika Witczaka. Po chwili zdjął także Trerece`a Martina i zastąpił go Kamilem Kacprzakiem. Obaj rezerwowi zdobyli po jednym punkcie, ale drużyny do lepszej gry nie poderwali.
- Było mi wstyd, nie tyle za grę chłopaków, ale za to, że moja drużyna nie walczy, nie szuka odpowiedzi na to, co się dzieje. Im po prostu brakowało agresji - ocenił pierwsze dwa sety Stelmach i zapowiedział ostrą rozmowę z zawodnikami. - Musimy sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Albo ktoś chce grać, albo nie! - grzmiał.
Kto najbardziej zawinił? - Ja doskonale wiem kto, ale nie ususzycie ode mnie żadnego nazwiska, bo o tych rzeczach rozmawiam z moimi chłopakami w szatni. Nie chcę wpadać w to polskie bagno i wdawać się w publiczne rozważania, że ten jest winien, albo tamten zawalił. Tak jak wcześniej chwaliłem całą drużynę, tak teraz mam pretensje do wszystkich - tłumaczył trener ZAKSY. - W naszej lidze nie można grac na pół gwizdka. Jeśli nie zagrasz na sto, a może więcej procent, to nie wygrasz nawet z tymi teoretycznie słabszymi.
Na szczęście dla ZAKSY, zawodnicy rzutem na taśmę uratowali zwycięstwo, wygrywając trzy ostatnie sety. – Ja, tak jak trener Stelmach, uważam, że drużyna na początku zlekceważyła przeciwnika i na pewno po poniedziałkowej analizie spotkania, męskie rozmowy w szatni się odbędą - poparł szkoleniowca ZAKSY, prezes Kazimierz Pietrzyk, który od razu dodał, że nie ma mowy o jakichś karach. - Przecież w końcu wygraliśmy mecz i trudno za to karać graczy. Cała Polska by się z nas śmiała - powiedział. - Trener poważnie porozmawia z drużyną i od wtorku zaczniemy przygotowania do meczu ze Skrą Bełchatów.
Stelmach doskonale zdaje sobie sprawę, że taka gra, jaką ZAKSA pokazała w Warszawie, nie zrobi żadnego wrażenia na mistrzach Polski i mecz na szczycie PlusLigi może się skończyć klęską gospodarzy. A to przecież prestiżowy pojedynek dla niego osobiście. Chociaż sam odżegnuje się od takich prywatnych podtekstów, ale wszyscy dobrze pamiętają, że jeszcze w ubiegłym roku był zawodnikiem bełchatowian. Trudno się więc dziwić, że denerwuje go to, co w ostatnich dwóch wyjazdowych meczach wyprawiają jego siatkarze.