Reprezentacja Brazylii do turnieju Final Six przystępowała z nadzieją na zdobycie 10. złotego medalu Ligi Światowej. Po niespodziewanej porażce w pierwszym meczu z Francją, w ekipie Canarinhos nastroje zdecydowanie się zmieniły. Do konfrontacji z USA, gospodarze przystępowali bowiem z nożem na gardle. Presja ciążąca na graczach zza oceanu była zdecydowanie mniejsza, bowiem w przypadku niepowodzenia, o wszystkim decydowałby piątkowy pojedynek z Les Bleus.
[ad=rectangle]
Pierwsza partia czwartkowego starcia rozpoczęła się po myśli podopiecznych Bernardo Rezende, którzy skutecznie kończyli większość akcji ofensywnych. Spore problemy mieli z tym Amerykanie, dzięki czemu Canarinhos szybko wypracowali sobie trzy punkty przewagi (11:8). Gracze zza oceanu przebudzili się dopiero w połowie seta. Dobrze spisujących się środkowych Davida Lee i Maxwella Holta w zdobywaniu punktów wsparł Matthew Anderson, dzięki czemu podopieczni Johna Sperawa odrobili dystans i przejęli inicjatywę, odskakując na dwa oczka (19:17). Wobec fatalnej dyspozycji Taylora Sandera, obrońcy trofeum nie byli jednak w stanie jej skutecznie bronić. W ekipie gospodarzy, w końcówce zafunkcjonowała zagrywka, która wcześniej stanowiła ich największy mankament. W decydującym momencie, ciężar odpowiedzialności za zdobywanie punktów wziął też na swoje barki Ricardo Lucarelli, który skutecznym atakiem ze skrzydła dał Canarinhos czwartą piłkę setową. Chwilę później gospodarze mogli odetchnąć z ulgą, bowiem po raz pierwszy w całym meczu, na blok nadział się David Lee, zapewniając Brazylijczykom zwycięstwo.
Mimo porażki, trener Amerykanów John Speraw zachowywał spokój, delegując do gry w drugim secie szóstkę, która rozpoczęła to spotkanie. Przez dłuższy czas nie miało to wpływu na przebieg widowiska. Amerykanie co prawda posiadali przewagę w polu zagrywki, jednak ich rywale neutralizowali ten atut dobrą grą w obronie i ataku. W efekcie, przez dłuższy czas żadna z ekip nie potrafiła odskoczyć od przeciwnika. Niewiele zmieniła także zmiana kompletnie bezbarwnego Taylora Sandera na Thomasa Jaeschke, który pojawił się na boisku w połowie partii. Decydujące natarcie miało miejsce dopiero w końcówce seta. Amerykanie wykorzystując błędy gospodarzy odskoczyli na trzy oczka (21:18) i mimo ambitnej postawy Canarinhos, nie pozwolili wydrzeć sobie prowadzenia. Kropkę nad i postawił Micah Christenson, w pojedynkę zatrzymując na prawym skrzydle Ricardo Lucarelliego.
Początek trzeciej odsłony zdecydowanie nie należał do najładniejszych. Obie ekipy popełniały bowiem sporo błędów. Lepiej w takiej grze odnaleźli się gospodarze, którzy wypracowali sobie niewielką przewagę (9:7). Z biegiem czasu, koncentracja w obozie Amerykanów wzrosła, co pozwoliło im przejąć inicjatywę. Fantastycznie w ataku spisywał się Matthew Anderson, dobrze funkcjonowała gra obronna obrońców trofeum. To pozwoliło nie tylko na odrobienie strat, ale też wypracowanie trzypunktowej zaliczki tuż przed drugą przerwą techniczną (16:13). Trener Bernardo Rezende starał się szukać optymalnego ustawienia dokonując zmian. Na boisku pojawili się Leandro Vissotto, William Arjona i Luiz Felipe Fonteles. Decyzje personalne przyniosły oczekiwany efekt, bowiem Canarinhos odrobili straty. Losy partii rozstrzygnął jednak pojedynek liderów, w którym Ricardo Lucarelli okazał się lepszy od Matthew Andersona, zapewniając swojemu zespołowi zwycięstwo w trzeciej odsłonie.
Dobra gra Felipe Fontelesa w końcówce partii, nie umknęła uwadze Bernardo Rezende, który postanowił pozostawić "Lipe" na parkiecie kosztem Murilo Endresa. Jak się okazało, była to bardzo dobra decyzja, bowiem 32-letni przyjmujący od początku spisywał się kapitalnie zarówno w polu zagrywki jak i ataku. W dużej mierze, właśnie dzięki doświadczonemu przyjmującemu, Canarinhos wypracowali sobie kilkupunktową przewagę (7:3). Trener John Sperew mógł jedynie z zazdrością spoglądać na grę rywali, którzy fantastycznie spisywali się w obronie, podbijając piłkę w nawet najbardziej beznadziejnych sytuacjach. To pozwoliło im powiększyć dystans (14:8). Zespół USA przebudził się dopiero, gdy kontuzji stawu skokowego doznał Aaron Russell. Skuteczna zagrywka i problemy z przyjęciem po stronie gospodarzy sprawiły, że Amerykanie wrócili do gry (19:19). W nerwowej końcówce więcej sił i zimnej krwi zachowali jednak Brazylijczycy, którzy po udanym bloku Evandro Guerry i ataku Ricardo Lucarelliego mogli cieszyć się z wygranej. O tym czy będzie to sukces na wagę awansu, zdecyduje jednak ostatnie spotkanie w grupie A.
Brazylia - USA 3:1 (28:26, 22:25, 25:22, 27:25)
Brazylia: Evandro, Bruno, Isac, Lucas Saatkamp, Murilo, Lucarelli, Sergio (libero) oraz Vissotto, William, Fonteles
USA: Anderson, Christenson, Lee, Holt, Russel, Sander, E. Shoji (libero) oraz Jaeschke, Holmes, Lotman, Smith
Tabela grupy A:
Miejsce | Drużyna | Mecze | Z-P | Punkty | Sety |
---|---|---|---|---|---|
1 | Francja | 1 | 1-0 | 3 | 3:1 |
2 | Brazylia | 2 | 1-1 | 3 | 4:4 |
3 | USA | 1 | 0-1 | 0 | 1:3 |