Mistrzowie Polski lepsi po tie- breaku w Częstochowie (relacja)

Od zwycięstwa siatkarski rok 2009 rozpoczęli siatkarze PGE Skry Bełchatów. Obrońcy mistrzowskiego tytułu podobnie, jak w zeszłorocznym finale, musieli się jednak sporo napocić i dopiero w tie- breaku udowodnili swoją wyższość nad Domexem Tytan AZS Częstochowa. MVP spotkania został wybrany francuski internacjonał, Stephane Antiga, który napsuł sporo krwi rywalom, zwłaszcza swoją kąśliwą zagrywką.

AZS Częstochowa – Skra Bełchatów 2:3 (25:23, 7:25, 17:25, 25:20, 9:15)

Składy drużyn:

AZS: Stelmach, Bartman, Gradowski, Nowakowski, Wrona, Mlyakow, Zatorski (libero) oraz Drzyzga, Gunia, Wierzbowski, Janeczek i Michalczyk.

Skra: Falasca, Murek, Antiga, Pliński, Heikkinen, Wlazły, Gacek (libero) oraz Kurek i Bąkiewicz.

Początek spotkania wcale nie zapowiadał jednak sukcesu bełchatowskiego zespołu, gdyż pierwszą partię z wysokiego "C" rozpoczęli częstochowianie. W polu zagrywki pojawił się Zbigniew Bartman i szybko pokazał swoje wielkie możliwości w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Częstochowianie szybko objęli prowadzenie 5:1, co zmusiło szkoleniowca Daniela Castellaniego do wzięcia czasu. Przerwa o którą poprosił opiekun Skry szybko przyniosła swoje efekty, gdyż zupełnie wybiła "Akademików" z rytmu. Po chwili role się odwróciły i to przyjezdni doszli do głosu. Szybko z wyniku 5:1 zrobiło się 7:7 i spotkanie nabrało rumieńców. Zacięta walka punkt za punk trwała do drugiej przerwy technicznej, na którą oba zespoły schodziły przy prowadzeniu gospodarzy 16:15. "Akademicy" w ataku byli wręcz bezbłędni, a Zbigniew Bartman, Smilen Mljakow, czy młodzi środkowi, Piotr Nowakowski oraz Andrzej Wrona, nic nie robili sobie z obecności tak wielkich gwiazd światowego formatu po drugiej stronie siatki, co szybko zostało nagrodzone w emocjonującej końcówce. Nadzieje bełchatowian udanym atakiem po bloku przedłużył jeszcze Antiga, ale ostatnie słowo należało do gospodarzy, a konkretniej Piotra Nowakowskiego, który atakiem ze środka rozwiał wszelkie wątpliwości i zapewnił swojemu zespołowi prowadzenie 1:0.

Bełchatowianie nie złożyli jednak broni i w kolejnych dwóch odsłonach pokazali, że porażka w pierwszym secie była tylko "wypadkiem przy pracy". Szczególnie druga partia na długo zapisze się w pamięci częstochowskich kibiców. Bełchatowianie rozgromili, bowiem rywali aż 25:7, a wynik mówi sam za siebie i w pełni odzwierciedla to, co działo się na placu gry. Podrażnieni bełchatowianie szybko pokazali rywalom miejsce w szeregu i dzięki skutecznym zagrywkom, objęli prowadzenie 6:0, a na drugiej przerwie technicznej 8:2. Sen z powiek gospodarzom, a w szczególności niemiłosiernie nękanego serwisem, Zbigniewa Bartmana, spędzili w szczególności Stephane Antiga oraz powracający do gry w pierwszym składzie, Janne Heikkinen, którzy swoim specyficznym serwisem rozbili podopiecznych Radosława Panasa i zupełnie odebrali rywalom chęć do gry. Obrazu gry nie zmieniły również zmiany wprowadzone przez trenera, Radosława Panasa, który do gry desygnował wszystkich rezerwowych. Nie zmieniło, to jednak gry częstochowian, którzy popełnili festiwal błędów i z pewnością o drugiej odsłonie będą chcieli, jak najszybciej zapomnieć. - Popełnialiśmy bardzo dużo prostych błędów przez całe spotkanie, a w setach przegranych do 7 i 17 popełniliśmy ich apogeum. Więcej błędów nie dało się zrobić - bez ogródek stwierdził Andrzej Wrona.

Rzeczywiście trzecia partia długo miała podobny przebieg do drugiej. Od początku ton grze nadawali bełchatowianie, a znów kluczem do sukcesu okazała się zagrywka. Ponownie celem zagrywających był Zbigniew Bartman, a kilkakrotnie błędów nie ustrzegł się również libero, Paweł Zatorski. Ekipa z Bełchatowa długo kontrolowała przebieg gry. Wicemistrzowie Polski jednak "tanio skóry nie sprzedali", a sygnał do odrabiania strat znów dał Zbigniew Bartman, którego serwisy siały popłoch w szeregach rywali. Gospodarze w jednym ustawieniu odrobili trzy "oczka" i z 15:9 dla Skry szybko zrobiło się tylko 15:12. Bełchatowianie w porę potrafili jednak odpowiedzieć i w mgnieniu oka znów odskoczyli na kilka punktów. Wątpliwości swoim serwisem rozwiali najpierw Daniel Pliński, który dwukrotnie pod rząd zapisał na swoim koncie "asy" serwisowe, a dzieła dopełnił Michał Bąkiewicz.

Gdy wydawało się, że bełchatowianie postawią kropkę nad "i" i przypieczętują swoją wygraną, z letargu przebudzili się częstochowianie. Podopieczni Radosława Panasa poprawili swoją grę w przyjęciu, a sporo ożywienia wniósł także rozgrywający, Fabian Drzyzga. Już na początku zarysowała się przewaga częstochowian, którzy konsekwentnie krok po kroku budowali swoją przewagę. Na drugiej przerwie technicznej gospodarze prowadzili 16:12. Na ripostę bełchatowian nie trzeba było, jednak długo czekać. W polu zagrywki pojawił się Mariusz Wlazły i również on pokazał swoje predyspozycję w tym elemencie i w rezultacie mozolnie budowana przewaga miejscowych szybko stopniała. Częstochowianie nie załamali się jednak takim obrotem sprawy i to do nich należało ostatnie słowo w tej partii. "Akademicy" najpierw znaleźli sposób na zablokowanie Antigi, potem ze środka skutecznie zaatakował Dawid Gunia, a po chwili skutecznym atakiem popisał się także Smilen Mljakow, który potwierdza, że zaaklimatyzował się już w nowym otoczeniu. W końcówce tego seta motorem napędowym Skry był Daniel Pliński, jednak i reprezentantowi Polski zadrżała ręka i przy wyniku 24:20 posłał piłkę w aut z zagrywki. W rezultacie po raz kolejny częstochowscy fani byli świadkami piątego seta.

Niestety, piąta partia nie miała większej historii, gdyż od samego początku toczyła się pod wyraźne dyktando Skry. Po raz kolejny kluczowe znaczenie miał serwis. Po skutecznych serwisach Daniela Plińskiego, czy Miguela Angela Falasci przyjezdni prowadzili już 10:2. "Biało- zieloni" znów nie dali jednak za wygraną. Iskierkę nadziei fanom dał Zbigniew Bartman, co ciekawe również swoim serwisem. Podopieczni Radosława Panasa zbliżyli się do rywali na cztery punkty, 7:11, jednak to było wszystko na co tego dnia było stać gospodarzy. Spotkanie na korzyść swojego zespołu rozstrzygnął Stephane Antiga, który zresztą w pełni zasłużenie zgarnął później nagrodę dla najlepszego zawodnika spotkania.

Bełchatowianie tym samym od wygranej rozpoczynają nowy, 2009 rok. Porażka z mistrzem Polski wcale nie jest jednak ujmą na honorze dla częstochowian, którzy po raz kolejny pokazali, że na własnych śmieciach są zespołem niezwykle nieobliczalnym i przez to groźnym dla najlepszych. - Zawsze pozostaje niedosyt, bo mecz jest przegrany. Nikt nigdy nie będzie szczęśliwy, przegrywając 3:2. Z mistrzem Polski jeden punkt na pewno cieszy. Cieszy także to, że po dwóch przegranych setach potrafimy się podnieść i walczymy - mówił po spotkaniu jeden z wyróżniających się zawodników częstochowskiej ekipy, Wojciech Gradowski.

Komentarze (0)