Siatkarska rodzina z Kędzierzyna, czyli święta u Kubackich

Święta to niezwykle rzadkie chwile, kiedy wreszcie mogą być wszyscy razem. Na co dzień często mijają się tylko w drzwiach. - Agnieszka gna na trening, Andrzej właśnie wraca z hali Azoty, a Dorota wychodzi do szkoły. Jeden wielki młyn - mówią zgodnym chórem Kubaccy, czyli siatkarska rodzina z Kędzierzyna.

On jeszcze w przeddzień Wigilii będzie pomagał Krzysztofowi Stelmachowi w planowaniu kolejnych zajęć siatkarzy ZAKSY, którzy aż do 23 grudnia ostro trenowali. W domu wciąż jeszcze analizuje jak grał zespół w niezmiernie ważnym, na szczęście wygranym meczu z Resovią i przygotowuje już strategię na kolejne spotkanie z gdańskim Treflem.

One najpierw dopingowały siatkarzy w hali i gratulowały mu zwycięstwa, by potem wziąć się do świątecznych porządków i pakowania prezentów. Dorota i Andrzej Kubaccy wraz z 17 letnią córką Agnieszką tworzą niezwykłą sportową rodzinę.

- Co mnie czeka gdy wracam do domu po meczu ? To zależy od wyniku - śmieje się Andrzej Kubacki i dodaje, że stara się ligowych stresów nie przynosić do domu. - Teraz na pewno będę przez dobrych parę godzin zastępował maszynkę do krojenia i przygotowywania świątecznych specjałów. Najgorsza sprawa jest z karpiami. Zona kupiła je na szczęście już "zamordowane" ale oprawienie rybek nie jest takie proste. Dam sobie jednak radę, bo muszę przyznać nieskromnie, że czuję się w kuchni bardzo dobrze. Potrafię ugotować nie tylko wodę na herbatę - chwali się pan domu, a żona, która właśnie wróciła z treningu młodziczek rocznika 95, przytakuje. - To prawda, Andrzej bardzo pomaga mi w kuchni nie tylko przed świętami. Lubi czasami "upitrasić" coś specjalnego - chwali męża Dorota Kubacka.

Grzybowa dla męża, pierogi dla córki

Co króluje na wigilijnym stole u państwa Kubackich? - Będzie tradycyjnie. Dwanaście potraw, w tym ulubiona zupa grzybowa męża, karp i oczywiście pierogi, które z kolei uwielbia Agnieszka - wylicza pani Dorota, która jak zawsze czuwa na przygotowaniem stołu i wszystkich frykasów. - Wigilię spędzimy razem z rodziną męża. Na pewno będzie wesoło świątecznie i bardzo nastrojowo.

Państwo Kubaccy zawsze starają się wykorzystać Święta by zrekompensować sobie częste "rozjazdy" domowników. - To niezwykle rzadkie chwile, kiedy możemy być wszyscy razem. Na co dzień często mijamy się tylko w drzwiach. Ja na trening, tata właśnie wraca z hali, a mama wychodzi do szkoły. Potem jeszcze do odrobienia lekcje... Jeden wielki młyn. W weekend wcale nie wygląda to lepiej. Tata mecz, ja też... - mówi Agnieszka, która ma ciągle dylemat. - Siatkówka to moja największa miłość, ale muszę pamiętać, że nauka w liceum jest też bardzo ważna. Niezwykle trudno pogodzić jedno z drugim - dodaje.

Prezenty od kolegów

W czasie przedświątecznych przygotowań Agnieszka, która gra w siatkówkę w drużynie juniorek kędzierzyńskiego MMKS odpowiada w domu za choinkę. - Oczywiście nasze sztuczne, ekologiczne, drzewko ja przynoszę z piwnicy, ale nie mam już tyle cierpliwości, by je odpowiednio ozdobić. To domena córy, która robi to z co roku malejącym entuzjazmem - zaznacza wyrozumiale drugi trener ZAKSY. - Do mnie za to należy wszystko, co znajduje się pod drzewkiem - wybucha śmiechem. - W ostatnia sobotę największy prezent sprawili nam zawodnicy, którzy perfekcyjnie wypunktowali Resovię. Bardzo ucieszyły mnie prezenty, które dzień później dostaliśmy od - twierdzi trener, który nawet na chwilę nie może zapomnieć o ligowej rywalizacji.

W domu, jak to bywa w sportowej rodzinie, pod choinką nigdy nie brakowało podarków związanych z tą pasją. Narty, piłki, czy sportowe buty zawsze cieszyły się dużym wzięciem. Co trafi tam w tym roku? - Listy do Aniołka już napisane - mówią chórem mama i córka. Co przyniesie? Nikt nie chce zdradzić. Może statystyki z wygranego 3:0 meczu naszej drużyny z Resovią? - To na pewno bardzo radosny prezent. Zresztą gra ZAKSY w tym sezonie może wystarczyć za cały wór prezentów - zapewnia trener. A jego córka marzy o liście i powołaniu do kadry narodowej. - Każdy sportowiec ma takie ambicje, a ja wierzę, że wszystko przede mną - twierdzi Agnieszka.

Pierogi na narciarskim stoku

Na razie jednak, nie zważając na sportową na dietę, będzie zajadała świąteczne specjały. I najchętniej nie ruszyłaby się z domu. - A ja żałuję, że nie udaje się nam ostatnio, w okresie świąt wyjechać gdzieś na narty. Najchętniej wzięłabym pierogi i spędziła Wigilię na stoku - żartuje pani Dorota. Jaj mąż też lubi narciarstwo, ale wciąż narzeka na brak czasu. - Sprawy klubowe bardzo mnie ostatnio pochłaniają, ale staram się codziennie wykroić godzinkę by ubrać dres i pobiegać w lasku. Gorzej już z nartami - mówi. Kiedy ostatnio grał w siatkówkę? - Oj dawno. Dojazd do hali, szatnia, prysznic. To zajmuje za dużo czasu, a ja nawet nie znajduję go, by zobaczyć jak gra córka - odpowiada tata-trener. Na pewno znajdzie jednak czas, by wspólnie z nią i żoną posiedzieć przy choince i pośpiewać kolędy. Wszyscy troje przyrzekają sobie, że siatkówka przynajmniej w tym szczególnym okresie nie będzie głównym tematem rodzinnych rozmów.

Komentarze (0)