Ola Piskorska: Kilka dni temu graliście z Lotosem Trefl Gdańsk pierwszy mecz finałowy w lidze i wygraliście go bez większych problemów. Co się zmieniło, ich gra czy wasza?
Paul Lotman: Oni zagrali w finale Pucharu Polski zdecydowanie lepiej niż na Podpromiu. Widać było, że są u siebie. Byli znacznie bardziej zrelaksowani i pewni siebie, a ich serwis był o wiele trudniejszy niż wcześniej, sprawiał nam nieustannie wiele problemów. A kiedy przyjęcie szwankuje to przekłada się t na niższą skuteczność w ataku i zdobywanie punktów robi się o wiele cięższe. Lotos zagrał lepszy mecz właściwie w każdym elemencie, jako zespół i w pełni zasłużyli na to zwycięstwo. Wszystkie końcówki setów graliśmy na styku i to oni je wygrywali, a w siatkówce kto rozstrzyga na swoją korzyść zacięte końcówki ten zwykle triumfuje.
[ad=rectangle]
Mogliście przedłużyć ten mecz do pięciu setów.
- Owszem, w czwartym mieliśmy sporą przewagę, ale niestety nie dowieźliśmy jej do końca. Rywal wywarł na nas dużą presję, a my zaczęliśmy popełniać błędy. Oni złapali wiatr w żagle i zaczęli się nakręcać każdym kolejnym punktem. No cóż, taka jest siatkówka..
Czy fakt, że teraz Lotos grał w swojej hali, a wy nie, miał znaczenie?
- Jasne, to jest zawsze duży atut grać u siebie. Znana hala, tysiące wspierających kibiców - to pomaga. Spodziewam się, że w piątek tych kibiców będzie jeszcze więcej i będą jeszcze goręcej dopingować swój zespół przeciwko nam.
W oczach większości kibiców i ekspertów byliście zdecydowanym faworytem w tym finale. Sami też czuliście się faworytami?
- Myślę, że tak. Jesteśmy bardziej doświadczonym zespołem, kilka dni temu na Podpromiu wygraliśmy znacznie łatwiej niż się spodziewaliśmy i generalnie mamy za sobą udany sezon, w którym nasza gra wygląda dobrze i jest skuteczna. Sądzę, że wszyscy wyszliśmy na mecz finałowy PP podświadomie oczekując czegoś podobnego jak na Podpromiu, a tymczasem przeciwnik od samego początku pokazał o wiele więcej. Chyba za bardzo czekaliśmy na to, co oni zagrają zamiast po prostu grać swoją siatkówkę. Szkoda, bo mogliśmy zdobyć to trofeum, stać nas na to. Myślę, że następny mecz z Lotosem będzie o wiele lepszy w naszym wykonaniu.
Ta porażka nie zostanie wam w głowach?
- Na pewno wszyscy jesteśmy źli i sfrustrowani, bo nie tak to miało wyglądać. Zwłaszcza tym przegranym czwartym setem, w którym prowadziliśmy i mieliśmy szansę na tie break. Ale to był Puchar Polski, a nie mistrzostwo Polski, wszyscy czujemy tę różnicę. Ważniejszy mecz jest za pięć dni. Musimy teraz odpocząć, zresetować głowy i być gotowi na walkę o zwycięstwo. Każdy pojedynek jest inny. Wierzę, że w kolejnym finałowym starciu wrócimy już do naszej najlepszej dyspozycji.
Czy ty osobiście jesteś zaskoczony rezultatami gdańskiego zespołu w tym sezonie?
- Myślę, że każdy jest zaskoczony (śmiech). Oczywiście, to są dobrzy zawodnicy i utytułowany trener z ogromnym doświadczeniem, ale oceniałem ich szanse najwyżej na trzecie, czwarte miejsce. Na pewno nie na finał PlusLigi czy zdobycie Pucharu Polski. To jest ogromne osiągnięcie. Ta grupa ludzi została dobrze dobrana i doskonale poprowadzona. To dobrze dla Lotosu i dla całej ligi, że pojawił się kolejny klub zdolny do walki z czołówką. Na pewno oni nie wygrali sobie nic przypadkiem, cały sezon ciężko pracowali na te sukcesy, które teraz odnoszą.
Rozmawialiśmy w Krakowie podczas MŚ i mówiłeś wtedy, że zostałeś w Rzeszowie, ale masz nadzieję, że dostaniesz więcej szans na grę. Nie dostałeś jednak.
- Nie da się ukryć, nie dostałem. Ten sezon nie różnił się przesadnie od poprzedniego w kwestii ilości mojego przebywania na boisku. Będąc w drużynie, gdzie jest tak dużo świetnych siatkarzy z wysokimi umiejętnościami muszę się liczyć z tym, że dostanę mało szans na granie. Niko Penczew i Marko Ivović od początku rozgrywek grali bardzo dobrze i wygrywali rywalizację w oczach trenera. Ale oczywiście nie czuję się z tym do końca komfortowo. Jak każdy zawodnik, chciałbym grać, przecież po to wszystko robimy. Więc na pewno czuję frustrację, ale staram się jej nie ulegać i zachować zimną krew, żeby móc wejść na boisko kiedy jestem potrzebny. Chcę być najlepszym i jak najbardziej pomocnym kolegą z drużyny dla innych. Cieszę się, że jestem częścią zespołu, który ma taki udany sezon, graliśmy w finale Ligi Mistrzów, w finale Pucharu Polski, a teraz mamy szansę zdobyć mistrzostwo Polski.
Oczywiście, ale z powodu tych sukcesów masz zamiar nadal się frustrować w następnym sezonie tak jak w poprzednich?
- Jeszcze nie wiem. Myślę o tym dużo i na pewno jest to poważna decyzja. Uwielbiam ten klub, ale mam też swoje indywidualne cele i potrzeby. Nie jestem coraz młodszy. A przede wszystkim zbliżają się igrzyska w Rio. Bardzo mi zależy, żeby dostać się do reprezentacji narodowej i wziąć w nich udział, a zostanie w Rzeszowie na kolejny sezon i spędzenie go na ławce spowoduje, że będzie to znacznie trudniejsze. Jeszcze nie podjąłem decyzji co do mojej przyszłości klubowej, ale poważnie liczę się z tym, że to może być mój ostatni rok w tym klubie. Staram się nie myśleć o tym za wiele jeszcze, póki trwa sezon. Na razie chcę zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby pomóc naszej drużynie zdobyć mistrzostwo Polski.
W Gdańsku rozmawiała Ola Piskorska
Dla Resovii idealny zmiennik nie zaniżający po Czytaj całość