Ola Piskorska: Przedłużyłeś kontrakt z AZS Politechniką Warszawską na kolejne dwa lata. Dlaczego?
Jakub Bednaruk: Biłem się z myślami bardzo długo. Warszawa to jest dobre miejsce dla trenera na dorobku, a ja nadal za takiego się uważam. Jabłka u sąsiada zawsze są smaczniejsze, ale ja doceniam te, które mam u siebie. Mam tu ogromną swobodę w podejmowaniu decyzji, co jest marzeniem każdego trenera. Doceniam też tolerancję dla moich szaleństw i niestandardowych zachowań, które mogłyby być źle przyjęte w innych klubach. Gdybym musiał się wciskać w jakieś ramy, to bym umarł, a w Warszawie nie muszę. Mam grupę świetnych współpracowników, z którymi robimy naprawdę dobrą robotę. Trzeci sezon i trzeci udany, do tego klubowi zależało na zatrzymaniu mnie, a to też jest ważne.
[ad=rectangle]
Wiele się mówi od lat o problemach finansowych i organizacyjnych w Politechnice, to ci nie przeszkadza?
- Ten rok jest znacznie lepszy niż poprzednie. Nie mamy problemów ani zaległości, widzę, że wszystko idzie ku lepszemu. Mam poczucie, że wszystko idzie w dobrym kierunku i widać światełko w tunelu. Oczywiście, u nas nigdy nie będzie wielkiego budżetu, tylko bardziej taki na poziomie Kielc i mam tego świadomość. Nie wiem czy ktoś jeszcze w lidze ma tak niski budżet.
AZS Częstochowa, przynajmniej dotychczas.
- Może Częstochowa, ale ważne jest to, że trzy sezony z rzędu kończymy na wyższej pozycji w tabeli niż ekipy z porównywalnymi budżetami. Mam poczucie, że robimy progres w Warszawie, a zwłaszcza ja jako trener. Jestem dwa razy lepszym szkoleniowcem niż dwa lata temu i trzy razy lepszym niż trzy lata temu. Mi się tu dobrze pracuje i mam przekonanie, że się rozwijam. Nie nudzi mi się i cały czas czuję w sobie pasję. Poza tym co to jest trzy lata dla trenera? To jest bardzo krótko. U nas ostatnio jest tendencja do zmieniania szkoleniowców po trzech miesiącach, a najpóźniej co sezon, a tymczasem to jest bardzo mało do oceny.
Myślę, że jednak po jednym sezonie można już oceniać trenera.
- No dobra, może tak, ale z drugiej strony Alex Ferguson był 25 lat w Manchesterze United. Ja mogę tak samo jak on być 25 lat trenerem w Warszawie, akurat dzieci dorosną (śmiech). Sprawy pozasportowe też były istotne dla mnie przy podejmowaniu decyzji, mam tu dobrą szkołę dla dzieci, lubię tę halę, na osiedlu czuję się dobrze i na Ursynowie też. Nie chcę tego zmieniać.
W przyszłym sezonie możesz być jednym z nielicznych polskich trenerów w PlusLidze, już jesteście w mniejszości.
- Czuję się właśnie jak zawodnik w ostatniej linii obrony (śmiech). Teraz jest taki trend, żeby wymieniać polskich trenerów na zagranicznych, zwłaszcza włoskich. Mam poczucie, że nam się dużo mniej wybacza, nawet nie słabego sezonu, tylko słabej połowy sezonu. Oczywiście, polscy szkoleniowcy najczęściej są młodzi i dopiero zdobywają doświadczenie, a ci zagraniczni to często są osoby z większym dorobkiem. Ale jednak nie wszyscy. Niektórzy z nich to nie są wielkie trenerskie nazwiska. Ja na pewno się przed nikim nie kłaniam, ale nie chcę też być głosem wszystkich polskich szkoleniowców. Czuję się dobrze w Warszawie i mam przekonanie, że robię dobrą robotę. Ale to, o czym mówimy to też był argument za przedłużeniem umowy.
W Warszawie nikt cię nie wymieni na obcokrajowca po trzech miesiącach?
- Dokładnie. W innym klubie mogło by się tak zdarzyć, a polskim trenerom jest trudno wrócić do gry po czymś takim. Na pewno jest atak włoskich szkoleniowców na PlusLigę, co wynika też z faktu, że włoska siatkówka przeżywa kryzys, ale ja się będę dzielnie bronił i nie mam zamiaru oddawać im miejsca (śmiech).
W tym sezonie twój zespół był mocno oparty na utalentowanej młodzieży wypożyczonej z Rzeszowa, czy tak samo będzie w przyszłym?
- Decyzja w tej sprawie należy do Resovii. Jeżeli zdecydują się zabrać tych chłopaków, to nie będziemy mieli nic do powiedzenia. Nie wyobrażam sobie, żeby ich zabrali i wypożyczyli gdzieś indziej, ale jeżeli będą ich widzieć w swoim podstawowym zespole w Rzeszowie to oczywiście oni tam wrócą. Na pewno ten sezon był udany dla nas wszystkich. My skorzystaliśmy z tych chłopaków, ich pasji i umiejętności i ci zawodnicy skorzystali, bo żaden z nich nie cofnął się w rozwoju, a raczej przeciwnie. Skorzystała też Resovia, bo tych graczy nie trzeba będzie już ogrywać i oni się już nadają do grania w PlusLidze. Ja bardzo chętnie bym z nimi pracował nadal, ale decyzja nie należy do mnie. Jestem też przygotowany na budowanie zespołu od nowa.
Masz w tym już spore doświadczenie. Ale również oparty na młodzieży?
- To nie jest tak, że my w Warszawie pracujemy tylko z młodymi zawodnikami. W pierwszym sezonie mojej pracy jako trenera miałem bardzo stary skład, przypominam. Dziś się mówi, że ja dobrze pracuję z młodzieżą, a trzy lata temu miałem tu takich młodych jak Szymańskiego, Nowaka, Siezieniewskiego i Pawlińskiego (śmiech). Też sobie nieźle poradziliśmy. Ale na pewno będę szukał przede wszystkim Polaków, a obcokrajowców na samym końcu, tam gdzie nie znajdę polskich graczy. Oczywiście, Polacy teraz bardzo się cenią, bo w lidze jest coraz więcej drużyn, a limit zagranicznych ten sam. My na pewno nie jesteśmy w stanie zapłacić dużo, nawet mniej niż kluby, które są pod nami w tabeli. Ale widać mamy inne zalety, bo już teraz dostaję telefony od graczy, którzy chcą grać w Warszawie nawet za mniejsze stawki. Widzą, że u nas można zagrać dobry sezon niezależnie do tego, czy się ma 19 lat czy 35 lat. Mamy dobrą opinię w Polsce i też dlatego zostałem.
A nie boisz się zarzutów o brak ambicji? Kolejny sezon w klubie, w którym nie ma presji i każdy wynik wyższy niż koniec tabeli będzie sukcesem.
- Tylko kompletny ignorant mógłby mi zarzucać brak ambicji. Presja jest zawsze, tylko niektórzy trenerzy i niektóre kluby umieją ją chować lepiej niż inni. Jak chociażby Skra Bełchatów w minionym sezonie, która tak sobie pięknie grała bez presji, aż wygrała mistrzostwo kraju. Wszyscy w kółko mówią o presji, a większość nie ma o niej pojęcia. My w Warszawie nie gramy o medale, ale gramy o swoje życie. Wszyscy mamy roczne kontrakty i jak zagramy zły sezon to tracimy pracę. Albo lądujemy w pierwszej lidze. Albo w przypadku trenera możemy szukać sobie nowego zawodu, bo przyjdzie pięciu Włochów na nasze miejsce i po słabym sezonie nie dostaniemy drugiej szansy. Ja nie potrafię zbyt wiele poza siatkówką i w razie czego mam perspektywę pracy w kiosku. My walczymy o miejsce pracy i utrzymanie rodziny, to też jest presja. Nie chodzi o szóste czy ósme miejsce, tylko o to, że jeżeli się poślizgniesz, to wylatujesz z całej karuzeli i już cię nie ma. Więc jak ktoś mówi, że ja nie mam ambicji, to brak mi słów. Niech przyjdzie i mi to powie prosto w twarz.
rozmawiała Ola Piskorska
Wygram to bedzie sensacja,jak przegram-w koncu nie mamy kasy i walcie sie gramy młodym składemhaha super;