Niedzielny hit 11. kolejki Plus Ligi przyciągnął na trybuny gdyńskiej hali komplet widzów, czyli aż 4 500 osób, którzy zaciekle kibicowali obu zespołom w tym emocjonującym spotkaniu. - Był to mój pierwszy występ w tym obiekcie i mogę powiedzieć, że jest on bardzo fajny, idealny do siatkówki i tego typu wydarzeń sportowych. Dobrze mi się tu grało. Nie była to żadna przeszkoda, że zagraliśmy akurat w tej hali, bo jest ona naprawę wspaniała. Do tego doping kibiców, którzy pokazali, na co ich stać. Wspaniale jest grać przy takiej atmosferze - skomplementował kibiców i Gdynia Arenę Krzysztof Ignaczak.
[ad=rectangle]
Fani siatkówki nie mogli narzekać na brak wrażeń w czasie potyczki wicemistrzów Polski z gdańską ekipą. Akcje grane przez obie drużyny wywoływały mnóstwo reakcji ze strony widzów, którzy z całych sił wspierali zespoły. - Widowisko było zacne, myślę, że mogło się podobać wszystkim kibicom. Było dużo fajnych obron, długich wymian i walki na boisku, ale wygrał lepszy kolektyw. Dzisiaj szczęście było po stronie Lotosu Trefla - skomentował mecz libero.
W tym starciu na szczycie można powiedzieć, że szczęśliwa była jedna strona boiska. Ekipa, która na niej grała wygrywała seta, po zmianie stron grając po przeciwnej stronie siatki przegrywała kolejną partię. Miało to miejsce również w tie-breaku. Po zmianie stron, gdy gdańszczanie weszli na "szczęśliwą" część parkietu udało im się zremisować i ostatecznie zatriumfować. - Przesądny nie jestem, ale czasami tak się zdarza, że wygrywa się co drugą partię. Nam przydarzyła się w tie-braku chwila słabości. Postawa amerykańskiego atakującego przeważyła szalę na korzyść rywali. Zagrał w końcówce dwie niesamowite zagrywki, praktycznie asowe, więc nie mieliśmy nawet możliwości wyprowadzić akcji. Cieszymy się z wywiezionego punktu, ale przyznaję, że liczyliśmy na więcej - stwierdził popularny "Igła".
Lotos Trefl Gdańsk staje się "czarnym koniem" rozgrywek ligowych. Gracze prowadzeni przez byłego szkoleniowca reprezentacji Polski, aktualnie są na trzecim miejscu w tabeli i nie zamierzają zwalniać tempa. Ich postawa w żadnym wypadku nie dziwi 36-letniego siatkarza. - Nie, nie jesteśmy zaskoczeni grą gdańszczan. Widać tu ogromną pracę Andrei Anastasiego. Dobre ruchy kadrowe, jakie zostały poczynione pod jego okiem przynoszą efekty. Zawodnicy tworzą kolektyw, wierzą w siebie i przekłada się to na ich grę. W tym roku pewnie będą pukać do pierwszej czwórki i zostaje tylko czekanie na to, jak zaprezentują się w kolejnej fazie - zakończył rozmówca.