Marcin Olczyk: Szansa Jastrzębskiego, nadzieja Resovii

Podopieczni Lorenzo Bernardiego rozmontowali w środę mistrzowską ekipę Andrzeja Kowala i są o krok od Final Four Ligi Mistrzów. W polskiej parze wciąż jednak wszystko może się zdarzyć.

Blisko, czyli daleko

Drużyna Jastrzębskiego Węgla w pierwszym spotkaniu play-off 6 Ligi Mistrzów zrobiła wszystko, co do niej należało. Przed własną publicznością zainkasowała komplet punktów, nie tracąc przy tym ani jednego seta. Domowe zwycięstwo 3:0 stawia Ślązaków w roli faworytów w walce o awans do Final Four rozgrywek. Emocji jednak nie powinno zabraknąć do samego końca, gdyż system Champions League skonstruowany jest tak, że - mimo przekonującej wygranej - wynik pierwszego spotkania w ostatecznym rozrachunku może okazać się niemal bez znaczenia. Wystarczy bowiem, że Asseco Resovia wygra przed własną publicznością za 3 punkty (3:0 lub 3:1) i o dalszych losach obu zespołów zadecyduje złoty set. Czy w przypadku awansu podopiecznych Andrzeja Kowala ktoś będzie w ogóle rozpamiętywać rezultat pierwszej potyczki?

Po środowym meczu Jochen Schoeps nie mógł mieć zadowolonej miny
Po środowym meczu Jochen Schoeps nie mógł mieć zadowolonej miny

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Odrobienie strat przez zespół z Podkarpacia wcale nie jest nierealne. Rzeszowianie nie zwykli przed własną publicznością przegrywać. W tym sezonie na własnym obiekcie doznali zaledwie jednej porażki, choć znamiennym może być fakt, że przytrafiła się ona właśnie w rozgrywkach Ligi Mistrzów (z Budvanską Rivijerą Budva). Mimo atutu własnego boiska przed rewanżem więcej asów w rękawie wydają się mieć jednak jastrzębianie...

Tańcowały dwa Michały

Dotychczasowe wyniki zdawały się potwierdzać, że najmocniejszą stroną Resovii w tym sezonie jest szeroka i wyrównana kadra. Andrzej Kowal mógł rotować składem do woli, a i tak rzeszowianie na ogół schodzili z parkietu zwycięscy. Wydaje się jednak, że spotkanie z Jastrzębskim w niespełna 80 minut wspomnianą tezą mocno zachwiało. Zespół Lorenzo Bernardiego ograł rywala praktycznie jednym składem, a wszystkie punkty zdobyło dla Ślązaków raptem 5 zawodników! Spotkanie to pokazało pewną ważną zależność. O ile na dystansie (np. ligowym) wyrównana konkurencja na każdej pozycji to skarb nie do przecenienia (stąd liderowanie Resovii w PlusLidze i dobra gra na każdym froncie), o tyle kluczem do powodzenia w pojedynczych meczach o stawkę może być postawa lidera.

Jastrzębianie są w tak dogodnej sytuacji, że w swoich szeregach mają aż dwóch naturalnych przywódców. Pierwszy z nich to kapitan, gwiazda międzynarodowego formatu, wieloletni podstawowy atakujący jednej z najsilniejszych reprezentacji globu - Michał Łasko. Drugi - Michał Kubiak, to z kolei człowiek pełen temperamentu, wulkan emocji i energii. Pełnię swoich możliwości pokazał pod nieobecność tego pierwszego, prowadząc swój zespół do kilku spektakularnych zwycięstw w lidze i Champions League.

- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą - zdaje się mówić bohater jastrzębian
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą - zdaje się mówić bohater jastrzębian

W meczu z Resovią dużo bardziej błyszczał Kubiak, który zdobył 17 punktów i był mocnym punktem zespołu na przyjęciu, strasząc do tego zagrywką. Łasko poziomem gry od kolegi jednak mocno nie odstawał, bo choć ustrzelił 5 oczek mniej, to więcej popracował w bloku. Największą zaletą wspomnianej dwójki, zwłaszcza w kontekście skuteczności przeciwnika, było to, że obaj dawali kolejne szanse sobie i zespołowi. Każdy z nich na blok nadział się tylko po razie (pozostali koledzy w ogóle), a łącznie na 48 prób w ataku, popełnili zaledwie 3 błędy (przy 6 całego zespołu)! Rzeszowianie w statystykach bloków i zepsutych akcji wypadli na tle gospodarzy mizernie.

Dopóki piłka w grze

Oczywiście zastanawiać się można, jak osiągnięcia obu drużyn i poszczególnych zawodników wyglądałyby, gdyby zagrał niezastąpiony Krzysztof Ignaczak, ale sport ma to do siebie, że radzić trzeba sobie z różnymi przeciwnościami losu. Wie coś na ten temat JW, który ograł naszpikowany gwiazdami Halkbank Ankara grając bez Łaski, czyli praktycznie bez atakującego!

Teoretycznie Jastrzębski wyjazdu do Rzeszowa obawiać się nie powinien. W meczu ligowym na Podpromiu w ekipie Resovii występował Ignaczak, podczas gdy po stronie goście zabrakło Łaski, a i tak gospodarze wygrali dopiero po tie-breaku. Teraz zespół ze Śląska wydaje się jeszcze mocniejszy, a już porażka 2:3 da mu awans do wielkiej czwórki tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Resovia wciąż jednak nie powiedziała ostatniego słowa, dlatego ekipa Bernardiego musi mieć się na baczności. Gdy oba zespoły wyjdą na parkiet wszystkie statystyki przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie, a o końcowym sukcesie i tak zadecyduje dyspozycja dnia. Niech więc zwycięży lepszy!

Marcin Olczyk