Marcin Olczyk: Który element siatkarskiego rzemiosła zadecydował o tym, że w Bełchatowie nie udało wam się wygrać nawet jednego seta?
Vital Heynen: Który element? Siedmiu zawodników Skry (śmiech), którzy byli zdecydowanie lepsi. Gdyby zapytać jutro neutralnego szkoleniowca, jakich siatkarzy z obu stron wybrałby do swojego zespołu, to bez wątpienia wskazałby siódemkę z Bełchatowa. Skład, jaki tam zebrano, jest imponujący. W trakcie meczu pojawiają się zmiennicy, a na boisku wciąż są rewelacyjni siatkarze. To zupełnie inny świat. Pierwszego seta Skra wygrała z nami przede wszystkim z powodu kilku naszych błędów w dograniu. Różnicę w inauguracyjnej partii zrobiła zagrywką, którą rywale zdobyli cztery punkty, a my żadnego. To jednak różnica wynikająca z indywidualności. To wypadkowa umiejętności poszczególnych graczy. Skra ma siatkarzy, którzy robią różnicę. Później bełchatowianie byli już lepsi w każdym elemencie gry, ale w pierwszym secie nie. My wtedy byliśmy naprawdę blisko. Nie mogę być zadowolony, bo nie potrafiliśmy inauguracyjnej odsłony wygrać, ale na pewno jakaś satysfakcja była.
Pan z zespołem pracuje bardzo krótko. Na jakim etapie budowania i zgrywania drużyny znajduje się Transfer?
- Jestem tu od około miesiąca. Przyjechałem do Bydgoszczy w grudniu, więc czasu było niewiele, praktycznie w ogóle. Powiedziałem na początku: dajcie mi sześć tygodni, żeby można było zobaczyć pierwsze efekty. Dlatego cieszę się, że dziennikarze mówią mi, iż różnica jest już zauważalna. Oznacza to, że rezultaty przyszły jakieś dwa tygodnie przed czasem. Na razie dobrze pracujemy, ale moje pomysły są trochę różne od tego, co było wcześniej. Zmiany wymagają czasu, niełatwo od razu wszystko przebudować.
Czy pan widzi już pierwsze zmiany i jest z nich zadowolony?
- Oczywiście. Każdy trener powinien wierzyć w to, co robi. Nam udało się już sporo zmienić w samym sposobie gry. Bardzo przypadła mi do gustu wypowiedź Miguela Falaski po naszym meczu w Bełchatowie. Trener Skry powiedział, że taka Bydgoszcz bardzo mu się podoba, że to zespół, przeciwko któremu każdy punkt trzeba wywalczyć. To słowa szkoleniowca przeciwnika, nie moje, ale naprawdę mi się spodobały. Chcę, żeby nasi rywale wiedzieli, że gra przeciwko nam nigdy nie będzie łatwa. Jeśli druga strona po walce okaże się lepsza to trzeba się z tym pogodzić i pracować dalej.
Czy w takim razie po porażce ze Skrą może pan być zadowolony z postawy zespołu?
- Absolutnie nie. Jak można cieszyć się po porażce? Jeśli przegrywamy to nie może być mowy o powodach do radości. Na szczęście nie mogę powiedzieć, żebyśmy się nie starali, nie walczyli. Próbowaliśmy, doszliśmy do naszego maksymalnego poziomu, ale nie byliśmy w stanie go utrzymać i przegraliśmy 0:3. Nie jestem więc szczęśliwy, ale z drugiej strony po takim spotkaniu nie będę rozpaczać.
W meczu ze Skrą długimi momentami wyglądaliście jak równorzędny przeciwnik. Czy pan też tak to widział?
- Moje zdanie jest zupełnie odwrotne (śmiech). Na pewno się jednak staraliśmy. To ważne.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Bełchatowian już wkrótce czeka walka w Pucharze CEV z VfB Friedrichshafen. Pan doskonale zna ligę niemiecką. Czy Skra poradzi sobie z tym rywalem?
- Naprzeciw siebie staną dwa znakomite zespoły. Aktualny wicemistrz Niemiec prezentuje specyficzny styl gry. Ja nie jestem jego fanem, ale nie mówię ani, że jest dobry, ani zły. VfB Friedrichshafen idzie na maksa na zagrywce. Podejmuje wysokie ryzyko w polu serwisowym. Jeśli to zadziała, Skra może być w poważnych tarapatach. W przeciwnym razie bełchatowianie mają problem z głowy i dużą szansę na wygraną. Te mecze będą zupełnie różne od naszej rywalizacji z zespołem Miguela. My gramy wolną siatkówkę, spokojną i defensywną - Niemcy zaś agresywną. Do określenia naszej gry lubię używać włoskiego słowa "catenaccio". Obrona przede wszystkim. Staramy się czekać na okazję i wykorzystać ją jak już się nadarzy. Nie chcemy podejmować nadmiernego ryzyka. W meczu ze Skrą zdawało to egzamin tylko w pierwszym secie.
W Bydgoszczy na brak zajęć nie może pan narzekać. Czy jako selekcjonerowi reprezentacji Niemiec zdarza się jednak panu myśleć o tegorocznych mistrzostwach świata?
- Tak, każdego dnia, choć oczywiście w tym momencie skupiam się na pracy z Transferem.
Czy ta impreza będzie dla pana dużo ważniejsza niż mistrzostwa Europy z 2013 roku?
- Zdecydowanie. Drużynę narodową Niemiec prowadzę niewiele ponad półtora roku. Wychodzę z założenia, że pierwsze 12 miesięcy to był okres patrzenia, obserwowania. Szczęśliwie udało nam się awansować na igrzyska, gdzie osiągnęliśmy rezultat taki jak Polska, czyli poszło nam całkiem nieźle. Kolejny sezon upłynął na budowaniu i spajaniu zespołu. Teraz przyszła pora na walkę o wynik. Wybieramy się na mistrzostwa świata, żeby coś osiągnąć. Nie jestem na razie w stanie powiedzieć co. Trudno przed turniejem powiedzieć, że będzie się zadowolonym z 5. miejsca, bo potem może się okazać, że to słaby wynik. Tak samo miejsca 7. czy 9. Po mistrzostwach patrzeć na te pozycje mogę jednak z zupełnie innej perspektywy. Mundial zweryfikuje czy nasz pułap jest taki, czy inny. Przed startem wychodzę z założenia, że szczęśliwy będę tylko z jednego miejsca, bo gram, żeby wygrać. Z tym, że nie mogę zakładać wygrania wszystkich meczów. Brazylia to w końcu całkiem niezły rywal.
Czy jest pan zadowolony z losowania grup mistrzostw świata?
- Tak. Oczywiście od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że mamy dwóch silnych przeciwników: Brazylię i Kubę. Reszta jest w porządku. Jeśli liczy się na dobry wynik na mundialu, to wiadomo, że należy zrobić znacznie więcej niż pokonać Tunezję. Jeśli zagramy na najwyższym poziomie, a Brazylia czy ktoś inny okaże się od nas lepszy, będziemy musieli się z tym pogodzić. Osobiście jestem jednak pewien, że niewielu będzie w stanie nas pokonać. Ilu? To się dopiero okaże.
Co pan myśli o zatrudnieniu Stephane'a Antigi na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski?
- Cóż mogę powiedzieć? Znam go troszkę, ostatnio mieliśmy nawet okazję zamienić kilka słów, ale aż tak dużo o nim nie wiem. To na pewno znakomity zawodnik. Wszyscy wystawiają mu, jako człowiekowi, bardzo pozytywne opinie. To już spory potencjał na dobrego trenera. Powiedziałem Stephane'owi, że przygotowanie w zaledwie kilka miesięcy Polski do takiego turnieju jak mistrzostwa świata dla żadnego trenera nie byłoby łatwym zadaniem. Dla zupełnie nowego szkoleniowca to już w ogóle bardzo trudne wyzwanie. Nie wiem jak mu się uda, ale śledzić jego poczynania będą z olbrzymi zainteresowaniem. Jestem bardzo ciekaw co z tego wyjdzie. Podstawy Stephane ma, ale teraz sam musi obrać odpowiedni kierunek. Zmagać będzie się na pewno z olbrzymią presją. Nie wiadomo jak sobie z tym poradzi. To naprawdę interesujące, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczenia. On, podobnie jak Miguel Falasca czy nawet ja, to nowe pokolenie trenerów.
Ma pan na co dzień okazję oglądać w lidze polskich kadrowiczów. Czy nasza reprezentacja jest w stanie podnieść się z kolan po kompletnie nieudanym minionym roku?
- Czasem są takie pytania, które pozostać powinny bez komentarza (śmiech). Oczywiście żartuję, nigdy nie unikam odpowiedzi, ale po prostu trudno w tym temacie coś mądrego powiedzieć. Stephane'a czeka niezwykle trudne zadanie. Nie mam zamiaru go bronić, bardziej próbuję zrozumieć położenie, w jakim się znalazł. Mnie też nie było łatwo wkroczyć do Bydgoszczy. Czasem potrzebny jest łut szczęścia. Dzień po rozpoczęciu przeze mnie pracy z Transferem pokonaliśmy BBTS Bielsko-Biała 3:0. Czy to znaczy, że jestem taki dobry? Sorry, to nie była kwestia moich umiejętności czy warsztatu. Na początku potrzebne jest właśnie szczęście. Ludzie mówią potem po wygranej, że przyszedł świetny trener, a prawda jest taka, że w dwa dni zmienić można jeden procent. Gdy Antiga rozpocznie pracę z reprezentacją i dostanie 2-3 miesiące na pracę to będzie w stanie wpłynąć na jakieś 3, 5, a może 7 procent i to już będzie kawał dobrej roboty. Tylko pytanie czy te 7 procent wystarczy? Ostatni rok, tak jak pan powiedział, nie był udany dla biało-czerwonych. Nie była to jednak wina trenera tylko sytuacji. Pomóżcie więc nowemu selekcjonerowi, nie podcinajcie mu skrzydeł.