WGP grupa I: Huśtawka nastrojów w Hong-Kongu

W meczu na szczycie reprezentacja Chin pokonała Turcję dopiero po tie-breaku. Wcześniej w niesłychanych okolicznościach swoje drugie zwycięstwo w tegorocznym cyklu odniosły Czechy.

Reprezentantki Argentyny nieźle rozpoczęły spotkanie przeciwko Czeszkom (8:6), ale ekipa z Europy za sprawą dobrej gry blokiem i zagrywką szybko przejęła inicjatywę i inauguracyjną partię bez większych problemów zwyciężyła z zapasem 5 oczek.

W kolejnej odsłonie Ivana Plchotova i spółka błyskawicznie wyszły na prowadzenie 8:3. Poczuły się chyba jednak zbyt pewnie i pozwoliły rywalkom wyrównać już w połowie seta, a potem wygrać całą partię 25:21.

Następna część gry była niemal odwrotnością poprzedniej, gdyż tym razem to zespół z Ameryki Południowej we wczesnej fazie zdołał wypracować sobie pięciopunktową przewagę, po to tylko, by cały zapas roztrwonić tuż po drugiej przerwie technicznej i ostatecznie oddać seta reprezentacji Czech.

Jakby tego było mało, Argentyna odsłonę numer cztery rozpoczęła od prowadzenia 5:0, a za chwilę nawet 8:1! Wtedy jednak obudziły się liderki naszych południowych sąsiadek, z Anetą Havlickovą (25 punktów w całym spotkaniu) na czele, i po raz kolejny odrobiły całą stratę z nawiązką, pozbawiając przeciwniczki resztki złudzeń.

Tym samym Czeszki, dzięki heroicznym powrotom w dwóch ostatnich setach i znakomitej grze atakiem oraz zagrywką, zanotowały swoje pierwsze zwycięstwo w Hong-Kongu i już drugie w całym cyklu World Grand Prix 2013.

Argentyna - Czechy 1:3 (20:25, 25:21, 22:25, 20:25)

Argentyna: Nizetich, Fresco, Sosa, Pinedo, Busquets, Castiglione, Gaido (libero) oraz Rizzo, Aispurua.

Czechy: Havlickova, Monzoni, Vanzurova, Plchotova, Vincourova, Mlejnkova, Jasova (libero) oraz Dostalova, Hodanova, Kossanyiova.

***

W ostatnim meczu grupy I do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było tie-breaka, ale emocje jakie główne bohaterki dnia zgotowały publiczności znacznie różniły się od tych towarzyszących spotkaniu Argentyna - Czechy. Tym razem bowiem losy większości setów rozstrzygane były bardzo wcześnie, co nie znaczy jednak, że z parkietu wiało nudą...

Mecz znacznie lepiej rozpoczęły Turczynki, które zaskoczyły Chinki szybką i agresywną grą. Podopieczne Jenny Lang Ping obudziły się dopiero w kolejnej odsłonie, dając rewelacyjny popis gry w defensywie i pozwalając rywalkom zdobyć zaledwie 17 oczek. W trzecim secie Azjatki kontynuowały znakomitą grę i ponownie bez większych problemów zdominowały rywalki. Prym w zdobywaniu punktów wiodła Ting Zhu (23 punkty w meczu), która mecz rozpoczynała jako zawodniczka rezerwowa.

Kiedy wydawało się, że reprezentacja Chin zanotuje szóste spotkanie bez straty punktu, grająca z nożem na gardle drużyna Massimo Barboliniego, wykorzystując chwilowy zastój w szeregach rywalek, znakomicie wróciła do gry i wygrała czwartą partię różnicą aż 10 punktów! Na tym poziomie to nie lada wyczyn.

Zimny prysznic podziałał jednak na ekipę ze Dalekiego Wschodu na tyle mobilizująco, że w tie-breaku nikt nie miał już wątpliwości kto z tej rywalizacji wyjdzie zwycięsko.

Najwięcej punktów tego dnia zdobyła Darnel Neslihan (24), ale z powodu słabszej dyspozycji w drugiej i trzeciej partii nie była w stanie poprowadzić koleżanek do końcowego triumfu.

Chiny - Turcja 3:2 (19:25, 25:17, 25:20, 15:25, 15:10)

Chiny: Yin, Shen, Yang, Zeng, Xu, Hui, Shan (libero) oraz Zhang, Wang.

Turcja: Avci, Tokatlioglu, Toksoy, Sonsirma, Aydemir, Darnel, Karadayi (libero) oraz Onal Pasaoglu, Ozsoy, Karakoyun, Cansu.

Komentarze (0)