Piątkowe spotkanie rozpoczęło się od dominacji zespołu Muszynianki Fakro Muszyny. Atomówki nie miały na boisku zbyt wiele do powiedzenia. Popełniały mnóstwo prostych błędów, które nie powinny w takich ilościach przydarzać się obrończyniom tytułu. - Trudno mi jest powiedzieć z czego wynikał ten słaby początek w naszym wykonaniu. Byłyśmy jak w jakimś innym wymiarze - nie potrafiła wytłumaczyć postawy z pierwszej odsłony zawodniczka Atomu Trefla Sopot - Dorota Pykosz.
W połowie drugiego seta nastąpił całkowity zwrot sytuacji. Podopieczne Adama Grabowskiego ocknęły się, zmniejszyły liczbę błędów własnych i wygrały tę partie oraz dwie kolejne odsłony spotkania. W rywalizacji półfinałowej prowadzą 2:1. - Szczerze mówiąc to było tak dawno, że nie pamiętam jak udało nam się odwrócić ten wynik (śmiech) . Bardzo się cieszę, że tak się stało. Ja osobiście robiłam wszystko, żeby cokolwiek ruszyło w zespole. Zaczęłam krzyczeć, kopać dziewczyny po tyłkach (śmiech). Wyszłyśmy z naprawdę wielkiego dołka. Walczyłyśmy w tym spotkaniu pierw same ze sobą, a dopiero później z przeciwnikiem - oceniła środkowa Atomu.
Po chwili zawodniczka sopockiej ekipy dodaje, że bardzo pomógł im doping kilkutysięcznej widowni: - Jak przegrywałyśmy, traciłyśmy te punkty to słychać było naszych kibiców. To nas mobilizowało do tego, żeby ich nie zawieźć, żeby podjąć walkę z przeciwnikiem. I myślę, że właśnie walką wygrałyśmy.
W sobotę o godzinie 17:00 rozpocznie się czwarty pojedynek w tej parze półfinałowej. Czy Atom Trefl Sopot we własnej hali przypieczętuję awans do finału ORLEN Ligi? - Na pewno zrobimy wszystko, żeby to był ostatni mecz. A czy tak właśnie będzie, to się okaże - zakończyła Pykosz