Turecka szkoła życia - rozmowa z Lindsey Berg, rozgrywającą Fenerbahce Stambuł

W rozmowie z naszym portalem wicemistrzyni olimpijska z Londynu podzieliła się swoimi wrażeniami z gry w nowym klubie, a także skomentowała doniesienia o negocjacjach Hugh McCutcheona z PZPS.

Michał Kaczmarczyk: Gratulacje za pewne zwycięstwo z dobrze grającym rywalem, tym większe, że na waszą postawę miały wpływ problemy zupełnie niezwiązane z siatkówką.

Lindsey Berg: Cóż, mieliśmy sporo kłopotów z podróżą, z naszymi bagażami... Musiałyśmy jakoś przezwyciężyć wszystkie trudności. Nie miałyśmy okazji trenować dzień przed spotkaniem. Dlatego musiałyśmy być o wiele silniejsze mentalnie niż fizycznie. To nigdy nie jest łatwe, musiałyśmy wyjść na parkiet i dać z siebie absolutnie wszystko, przełamać wszystkie nasze słabości. Oczywiście nie chcę się tłumaczyć, ale gra na wyjeździe, z dala od domu, jest zawsze wyzwaniem. Nasze rywalki zagrały naprawdę dobrze, siatkarka z numerem szesnastym (Elżbieta Skowrońska - przyp.red) wspaniale atakowała. Spisały się o niebo lepiej niż w pierwszym meczu.

[b]

Obserwowałem twoje konto na Twitterze i wiem, że chwaliłaś sobie wraz z koleżankami pobyt w Polsce. To nie pierwszy raz, kiedy występujesz w tym kraju...[/b]

- Grałam w Polsce wiele razy razem z reprezentacją USA, a także włoskimi drużynami, w których występowałam. Zawsze otrzymywałam tu duże wsparcie i wspaniały doping. To doskonałe miejsce do gry w siatkówkę, poza tym macie naprawdę fantastycznych kibiców. To naprawdę przyjemny kraj. Co prawda, jest tu teraz trochę zimno... (śmiech), ale jeśli chodzi o pobyt na kilka dni, nie jest to uciążliwe.

Po turnieju olimpijskim w Londynie przerwałaś swoją karierę i wielu kibiców zastanawiało się, czy nie oznacza to twojego zupełnego rozbratu z siatkówką. Po kilku miesiącach wybrałaś jednak ofertę z nieznanego tobie kraju. Co było tego powodem?

- Nigdy nie powiedziałam, że zamierzam kończyć albo przerywać karierę. Po prostu tuż po igrzyskach nie podpisałam kontraktu z żadnym zespołem. Żadna z przychodzących ofert nie była dla mnie idealna, a ja szukałam wyłącznie idealnych propozycji. Powiedziałam sobie: jeżeli trafi do mnie naprawdę dobra propozycja, przyjmuję ją od razu. Czekałam dość długo, aż w końcu w grudniu otrzymałam dziesięć ofert. Z nich wybrałam tę od Fenerbahce, uznałam, że chcę grać dla tak dobrego klubu.

Innymi słowy, uznałaś ten klub i samą Turcję za najlepsze miejsce do gry i rozwoju swoich umiejętności.

- Tak, po prostu lubię grać w miejscach, w których wiem, że siatkówka będzie dla mnie przyjemnością. Nie gram tylko dla pieniędzy, nie tylko z konieczności, po prostu kocham zbierać kolejne doświadczenia i poznawać nowe kraje. Stambuł był miastem, w którym chciałam występować i żyć.

Grałaś przez wiele lat we Włoszech. Jak porównasz obecny potencjał ligi tureckiej i rozgrywek w Italii?

- Obecnie liga turecka wyraźnie rośnie w siłę. Gospodarka tego kraju jest lepsza, kluby stać na kupno najlepszych zawodniczek na świecie. Za to liga włoska nieco obniżyła swój poziom. Uważam jednak, że w czasie moich pierwszych pięciu lat spędzonych we Włoszech była ona najlepsza na świecie. Życie w obu krajach jest równie ciekawe, wiadomo, że Turcja to nieco inny kraj, ale staram się zbierać jak najwięcej wspomnień i doświadczeń, przeżyć ten czas jak najlepiej i grać całym sercem. Po prostu mieć udane życie.

[b]

Mecz z Tauronem MKS był twoim dopiero czwartym oficjalnym spotkaniem w barwach Fenerbahce, jednak na parkiecie byłaś prawdziwą liderką. Zupełnie, jakbyś grała w tym zespole od dawna.[/b]

- To po prostu jest w moim sercu, od zawsze! Mam takie szczęście, że często grałam z moimi obecnymi koleżankami z drużyny po przeciwnych stronach siatki. Wiem, czego po nich się spodziewać, dobrze się znamy. Okazało się, że choć jesteśmy ze sobą dopiero od miesiąca, wzajemne zrozumienie się było bardzo proste. Rola lidera przychodzi mi naturalnie, a pozostałe zawodniczki to rozumieją i akceptują. Dzięki temu wszystko wychodzi nam zgodnie z planem.

Być może tego nie wiesz, ale w Polsce trwa obecnie wybór nowego selekcjonera polskiej reprezentacji kobiet i jednym z wymienianych kandydatów jest znany ci doskonale Hugh McCutcheon...

- Naprawdę?!

Niczego nie zmyślam, tak donosi prasa i znani menedżerowie.

- Nie wierzę tym doniesieniom... To ogromne zaskoczenie, ale nie rozmawiałam z Hugh od miesięcy, być może coś się zmieniło. W każdym razie jestem trochę zdziwiona takimi plotkami.

W takim razie opuśćmy Polskę i przejdźmy do tematu siatkówki w twojej ojczyźnie. Ostatnio sporo mówiło się o planach stworzenia w USA profesjonalnej ligi siatkówki, dzięki której najlepsi zawodnicy nie musieliby udawać się za ocean, by grać na najlepszym poziomie.

- To bardzo trudne zadanie. W naszym kraju po prostu nie ma pieniędzy na siatkówkę... Były plany, żeby takie rozgrywki powstały w 2018 roku, ale na razie bez odpowiednich środków nie ma szans na przyciągnięcie dobrych zawodników.

Czyli to głównie kwestia pieniędzy...

- To zawsze jest kwestia pieniędzy! Bez nich trudno nawet ruszyć z projektem takiej ligi. Do tego potrzeba sponsorów, a przecież w USA kibice oglądają futbol amerykański, koszykówkę, baseball... wszystko poza siatkówką. Myślę, że na razie jest to niemożliwe.

Jaka przyszłość czeka siatkówkę w USA? 

- Mam nadzieję, że pozostaniemy jedną z najsilniejszych reprezentacji na świecie! Nasi siatkarze i siatkarki grają na całym świecie, tam mierzą się z najlepszymi i bardzo ciężko trenują. Po prostu mamy wspaniałych zawodników i wygląda na to, że nie potrzebujemy żadnej ligi, żeby wygrywać z najlepszymi. Sami występujemy w bardzo dobrych ligach i tam mamy możliwość rozwijać się w starciach z najsilniejszymi rywalami.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Źródło artykułu: