Akademicy nadal dzierżą miano "czerwonej latarni" rozgrywek i również w Bełchatowie skazywani byli na pożarcie. Tym bardziej, że po zwycięstwie w Lidze Mistrzów z Arkasem Izmir wydawało się, że wicemistrzowie kraju przełamali kryzys i zaczynają wychodzić na prostą. Mając w perspektywie rewanżowy mecz z tureckim zespołem, Jacek Nawrocki postanowił nie szafować siłami najlepszych zawodników. Całe spotkanie w kwadracie dla rezerwowych przestał Daniel Pliński, a tylko na moment, jako ostatnia deska ratunku na parkiecie pojawił się wracający po kontuzji Michał Winiarski.
Podczas gdy reprezentacyjny przyjmujący wraca do pełni sił, urazy dotknęły natomiast Pawła Zatorskiego i Aleksandara Atanasijevicia. 22-letni Zatorski uskarża się na problemy z pachwiną, a serbski atakujący boryka się z kontuzją łokcia. Tym samym bełchatowianie sięgnęli po rezerwowych, a na pozycji libero w PlusLidze pod nieobecność Zatorskiego zadebiutował Kacper Turogoś. Trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że wicemistrzowie kraju chcieli rozstrzygnąć to spotkanie jak najmniejszym nakładem sił. Pierwsze dwa sety nie zwiastowały jednak ich kłopotów. Choć outsider rozgrywek dzielnie dotrzymywał kroku Skrze, to pierwsze dwie partie padły łupem gospodarzy. Potem sensacyjnie do głosu doszli jednak częstochowianie, a pierwsze skrzypce grał Grzegorz Bociek. Na marginesie… były zawodnik bełchatowskiego klubu. Akademicy doprowadzili do tie-breaka, w którym długo rozdawali karty. W końcówce bełchatowianie odrobili straty, ale ostatnie słowo należało do drużyny Marka Kardosa.
- Zasługujemy na wielkie brawa, ale nie potrafię zrozumieć tych młodych zawodników, że dopiero po takich słowach, jakie padły w szatni, zaczynają normalnie zachowywać się na boisku - zauważa szkoleniowiec częstochowskiej ekipy. - To jest sport i profesja dla nich i muszą przede wszystkim zacząć od siebie. Jestem jednak szczęśliwy z tego, co pokazali. Wygrać w Bełchatowie, to wielka rzecz. Jeśli uda nam się doprowadzić do końca projekt, który wdrożyliśmy, to będę szczęśliwy. To na pewno pozytywny sygnał.
Po ostatnim przegranym pojedynku z Asseco Resovią Rzeszów, słowacki szkoleniowiec nie zostawił na swoich podopiecznych suchej nitki, zarzucając im brak walki i zaangażowania na parkiecie. Kilka cierpkich słów najwyraźniej podziałało na Akademików, którzy w bełchatowskiej hali Energia wykrzesali z siebie maksimum możliwości i po raz drugi w tym sezonie sprawili ogromną sensację. - Oni powinni tak walczyć na każdym meczu i treningu, by pozostać w PlusLidze. Nie zdają sobie sprawy, że jest tutaj ciasno i muszą trenować na maksimum swoich możliwości. Ten zawód ma to do siebie, że jeden zawodnik może szybko odejść i ktoś przyjdzie na jego miejsce. Przez cały tydzień ciężko pracowaliśmy i mamy tego efekt. Oczywiście, zdarzać się nam będą jeszcze mecze, kiedy zawodnicy nie będą sprzedawać tego, co potrafią w meczach. W tym spotkaniu zagrali jednak wyjątkowo dobrze, a praktycznie całą szóstkę stanowili byli zawodnicy Skry. Wyśmienicie spisał się natomiast Mariusz Marcyniak - dodaje Kardos.
Częstochowianie tegoroczny sezon już mogą spisać na straty. Dwa zwycięstwa z wciąż urzędującymi mistrzem i wicemistrzem kraju osłodzą jednak po części Akademikom gorycz tegorocznych niepowodzeń w PlusLidze. - Wyjątkowo dużo w tym roku trenujemy i robimy wszystko, by jak najszybciej wyeliminować techniczne braki. Nie wychodzi to tak szybko, jakbyśmy chcieli. Będą się jeszcze zdarzać potknięcia, ale zawsze satysfakcja z wygranej jest ogromna i niesamowita. Zwłaszcza na wyjeździe. Chcielibyśmy tego wreszcie zasmakować w naszej hali, ale mam nadzieję, że w tym roku będą mógł zobaczyć jeszcze naszych kibiców w dobrych humorach - kończy uradowany Marek Kardos.