Podopieczni Jacka Nawrockiego przystąpili do tego meczu w roli faworyta. Chociaż w ich szeregach zbrakło po raz kolejny Michała Winiarskiego, Daniela Plińskiego i Aleksandara Atanasijevicia, to wydawało się, że powinni poradzić sobie z rywalami ze Śląska. Podopieczni Lorenzo Bernardiego widząc nadarzającą się okazję wyeliminowania obrońców trofeum, do pierwszego meczu ćwierćfinałowego przystąpili podwójnie zmobilizowani.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas.
Lubisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Opiekun gości potraktował spotkanie bardzo poważnie i już od początku meczu na parkiet desygnował najsilniejszą szóstkę. Pierwszą partię lepiej zainaugurowali jednak gospodarze, którzy szybko objęli kilkupunktowe prowadzenie. Dobrze w ataku spisywał się Konstantin Cupković, który gnębił rywali zarówno zagrywką, jak i skutecznym blokiem. Swojemu koledze w ataku wtórował Mariusz Wlazły, dzięki czemu gospodarze na przerwę techniczną zeszli przy stanie 16:10. Chwilę później było już nawet 17:10 i wydawało się, ze kontrolujący przebieg meczu podopieczni Jacka Nawrockiego bez większych kłopotów powinni dowieźć zwycięstwo do końca seta. Okazało się jednak, że podobnie jak przed kilkoma dniami, dystans siedmiu oczek to zbyt mało, aby gracze z Bełchatowa mogli utrzymać zwycięstwo do końca. Do walki poderwali się bowiem goście, których z ławki rezerwowych wsparł Krzysztof Gierczyński. Ta zmiana chyba pozytywnie wpłynęła na zespół, bowiem przyjezdni zaczęli błyskawicznie niwelować straty doprowadzając do remisu 19:19. Zaskoczeni takim obrotem sprawy bełchatowianie kompletnie oddali inicjatywę przeciwnikom, którzy skorzystali z prezentu i do końca nie oddali prowadzenia, wygrywając po emocjonującej końcówce 25:23.
Druga partia najwyraźniej zmobilizowała siatkarzy PGE Skry, którzy ze wzmożonym animuszem przystąpili do gry. To jednak nie pomogło w zbudowaniu przewagi, bowiem rywale uskrzydleni powodzeniem, postanowili konsekwentnie dążyć do celu, jakim było zwycięstwo w kolejnej partii i zbliżenie się do sukcesu końcowego. Bełchatowianie zdając sobie jednak sprawę z powagi sytuacji tym razem nie dopuścili do powtórki z końcówki drugiego seta, kiedy to tracąc punkty seriami pozwolili się przeciwnikom odbudować. Mimo że na drugą przerwę techniczną zeszli przy stanie 16:13, to już do końca seta nie oddali prowadzenia. Spory wkład w ten sukces mieli przyjezdni, którzy zatracili swoją skuteczność w ataku. Konsekwentni do bólu byli natomiast podopieczni Jacka Nawrockiego, dzięki czemu na tablicy wyników pojawił się remis w setach, 1:1.
Po początkowym niepowodzeniu wydawało się, że gracze PGE Skry wrócili na właściwe tory. Grający bez kilku swoich podstawowych zawodników gospodarze odzyskali swój rytm i w trzeciej partii zaprezentowali się tak, jak oczekiwali tego ich kibice. Dobra zagrywka, skuteczny atak i gra w przyjęciu sprawiły, że to zespół wicemistrzów Polski rozstrzygnął na swoją korzyść kolejnego seta. Nie przyszło to jednak łatwo. Na pierwszą przerwę techniczną obie ekipy zeszły bowiem przy wyniku 8:4. Dopiero po powrocie na parkiet rozpoczął się koncert gry Mariusza Wlazłego i jego kolegów. Rozkręcający się z każdą akcją obrońcy trofeum błyskawicznie rozwiali złudzenia gości dotyczące zwycięstwa w trzecim secie wygrywając 25:14.
Po takim nokaucie wydawało się, że zespół Lorenzo Bernardiego nie będzie się w stanie podnieść. Okazało się jednak, że przyjezdni nie zamierzają odpuszczać. Co więcej, podrażnieni jastrzębianie postanowili odbić sobie niepowodzenie z poprzedniej partii. Co ważne, uczynili to na tyle skutecznie, że wprawili w osłupienie nie tylko swoich rywali, ale również ich sympatyków. Trudno za tego seta wyróżnić kogokolwiek, bowiem zarówno Russell Holmes jak i Michał Łasko co rusz punktowali rywali, którzy mogli się tylko bezradnie przyglądać jak piłka po raz kolejny wpada w ich pole gry. W efekcie goście zwyciężyli 25:13 i doprowadzili do tie-breaka, którego tak wielu sympatyków siatkówki przepowiadało.
Piąty set był ukoronowaniem wielkiego widowiska, jakiego od początku oczekiwali kibice obu ekip. Konfrontacja zapowiadana jako przedwczesny bez wątpienia nie rozczarowała. Piąty set pełen był bowiem dramaturgii. Na pierwszą przerwę techniczna w roli prowadzących zeszli gospodarze, którzy chcąc myśleć o awansie do turnieju Final Four powinni rozstrzygnąć ją na swoja korzyść. Jak się okazało, brak kilku podstawowych graczy był zbyt dużą przeszkoda dla bełchatowian, których decydującym o końcowym sukcesie atakiem pogrążył Michał Łasko.
PGE Skra Bełchatów - Jastrzębski Węgiel 2:3 (23:25, 25:21, 25:14, 13:25, 13:15)
Skra: Boninfante, Wlazły, Cupković, Bąkiewicz, Kłos, Kooistra, Zatorski (libero) oraz Muzaj, Woicki.
Jastrzębski: Tischer, Łasko, Kubiak, Martino, Czarnowski, Holmes, Wojtaszek (libero) oraz Gierczyński, Malinowski.
Proponuje Skrze następny tra Czytaj całość