- Ciężko cokolwiek po takim meczu powiedzieć. Doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z wagi tego spotkania i z tego, że może ono ustawić dla nas całą tabelę. Ewidentnie nie był to nasz dzień, zagrałyśmy źle. Tymczasem rywalki świetnie zagrywały, a nasze przyjęcie pozostawiało wiele do życzenia - komentowała rozgrywająca Siódemki.
Odbiór był jednak sporym mankamentem drużyny od początku tego sezonu, a mimo tego
trener Wojciech Lalek nie zdecydował się skorzystać z pomocy Magdaleny Saad, bo ta oglądała mecz z trybun. Dlaczego więc nie powołano jej do składu? - Nie chciałabym wypowiadać się w tej kwestii, bo wcześniej przecież także grałyśmy bez niej i nigdy nie wiadomo, jakby się nam mecz ułożył, gdyby ona dziś mogła nam pomóc. Dlatego tego problemu nie powinniśmy poruszać, gdyż możemy tylko gdybać. Natomiast trzeba oddać dziewczynom z Białegostoku to, co zrobiły w polu zagrywki. A przecież to działa w dwie strony, my nie stwarzałyśmy dla przeciwniczek zagrożenia w tym elemencie. Dopiero w trzeciej partii zaczęło to lepiej wyglądać i do połowy czwartego seta była to nasza broń. Później znowu jednak coś nas zablokowało i efektem tego jest wynik końcowy. Ciężko mi nawet powiedzieć, co zadecydowało o tej porażce - powiedziała Kinga Bąk.
Strata punktów w meczu z teoretycznie najsłabszą drużyną w lidze może Siódemkę wiele kosztować. Tym bardziej, że nie tylko wynik może martwić. Gra beniaminka także pozostawiała wiele do życzenia. To nie był ten zespół, który przyzwyczailiśmy się oglądać w meczach przed własną publicznością. - Nie możemy mówić, że byłyśmy faworytem dzisiejszej potyczki. AZS przegrał wszystkie ostatnie mecze po 3:2, a te wyniki mogły być równie dobrze korzystne dla nich. Zadecydowało dosłownie kilka piłek. To naprawdę solidny zespół, mimo wszystko trochę niedoceniany. Przede wszystkim te wysokie dziewczyny dominują na siatce, są silne i, jeżeli tylko dobrze przyjmą zagrywkę, to ciężko je zatrzymać. A my nie potrafiłyśmy właśnie utrudnić im tego odbioru, wprowadzałyśmy do gry łatwy serwis i do było dla nich jak woda na młyn. Kiedy przycisnęłyśmy je w trzecim secie, zaczęły się mylić, ale to nie wystarczyło - stwierdziła kapitan Legionovii i dodała: - Cóż, zostaje nam tylko pogratulować przeciwniczkom. My będziemy walczyć nadal. Na pewno ta przegrana nie podetnie nam skrzydeł, choć to oczywiste, że jesteśmy nią rozgoryczone. Naprawdę ciężko pracowałyśmy na treningach, dobrze to wyglądało. Szkoda, że nie potrafiłyśmy przenieść tego na boisko.
Już w najbliższy piątek kolejny mecz z gatunku tych o być albo nie być dla beniaminka. Jeżeli Lalki ciągle myślą o utrzymaniu, potrzebne im są punkty. Najlepiej trzy. - Trzeba podnieść głowy do góry. Doskonale wiemy, na co nas stać i jeżeli poprawimy kilka elementów, to możemy być dobrej myśli przed piątkowym starciem - wyraziła nadzieję Bąk.
Rozgrywająca widzi również pozytywy meczu z AZS-em i wskazuje przede wszystkim na dobrą postawę Igi Chojnackiej: - Rzeczywiście, Iga wprowadziła się bardzo dobrze do gry i to cieszy, bo to dopiero 18-letnia dziewczyna. Trener wypróbował dziś wszystkie skrzydłowe, poszukiwał tego optymalnego zestawienia, więc i Iga dostała swoją szansę - oceniła.
Poza Chojnacką jednak, która zagrała więcej niż zwykle, nie można powiedzieć niczego dobrego o postawie którejkolwiek z siatkarek Legionovii. Wszystkie zagrały zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Niektórzy zastanawiali się więc, czy więcej szans nie powinna otrzymać Gergana Marinova, druga rozgrywająca, która - jak dotąd - pojawiała się na parkiecie sporadycznie, głównie w polu zagrywki. Marinowa prezentuje na pewno nieco inny styl niż Bąk, a może właśnie taka odmiana była w meczu z białostoczankami potrzebna?
W rozmowie z nami, kapitan Siódemki zapewniała, że ma bardzo dobry kontakt z Bułgarką: - Relacje między nami są naprawdę dobre. Gergana jest świetną koleżanką i toczymy zdrową rywalizację sportową - powiedziała.
Dotąd tę rywalizację regularnie wygrywała jednak Bąk. Czy w meczu z Impelem Wrocław coś się zmieni?