Szkoleniowiec AZS-u Białystok Czesław Tobolski nie miał wesołej miny po porażce z BKS-em Aluprof Bielsko-Biała. Drużyna z Białegostoku przegrała trzeci mecz z rzędu i wciąż nie może ugrać nawet seta w spotkaniu. Jego podopieczne wyraźnie nie wytrzymują intensywnej gry, co było widoczne w niedzielę przeciwko BKS-owi. Choć każdą partię białostoczanki rozpoczynały z wielkim animuszem, to kończyły je na tarczy. Tobolski gra w praktyce niemal wyłącznie pierwszą szóstką plus libero, sporadycznie korzystając ze zmienniczek. Na ławce ma jednak bardzo młode, niedoświadczone siatkarki, które nie wnoszą wiele do gry zespołu.
Wystarczy prześledzić poszczególne formacje, aby zobaczyć, jak duży deficyt zawodniczek ma w kadrze opiekun Akademiczek. Na środku siatki dysponuje praktycznie dwoma siatkarkami: Sinead Jack oraz Edytą Rzenno. Ta druga zawodniczka dostrzega problem zespołu, jaki występuje od początku bieżącego sezonu.
- To rzeczywiście daje nam troszkę popalić. Jest nas - środkowych właściwie aktualnie tylko dwie. Cały czas na treningach jesteśmy praktycznie pod siatką, czujemy zmęczenie. Trener ostatnio nam troszkę odpuścił, abyśmy nabrały nieco świeżości - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Rzenno.
Również na innych pozycjach jest duży problem. Brakuje kontuzjowanych w ostatnim czasie zawodniczek. Dopiero początkiem listopada ma wrócić Anna Łozowska, która leczy uraz. W żadnym tegorocznym spotkaniu nie zagrała również czwarta reprezentantka Trynidadu i Tobago, Rheeza Grant. - Skręciła kostkę i jeszcze nie doszła do siebie. Myślę, że już niedługo zacznie trenować i do nas dołączy - wyjaśnia absencję koleżanki z zespołu Rzenno.
Z pozostałych zagranicznych siatkarek AZS-u jak dotychczas najlepiej prezentuje się ta najbardziej doświadczona, grająca wcześniej w ligach francuskiej i niemieckiej Krystle Esdelle. Atakująca zespołu z Białegostoku w dwóch ostatnich pojedynkach swojej drużyny zdobywała odpowiednio 14 i 15 punktów. Jednak jej skuteczność nie wystarczy do wygrania nawet jednej partii w meczu. Trener Tobolski musi więc czekać na powrót Łozowskiej i Grant, gdy tymczasem zbliżają się kolejne rozgrywki, w których wystąpi AZS, mianowicie Puchar CEV. To powoduje, iż zespół będzie grał niemal co trzy dni, a młode siatkarki takiego wysiłku mogą nie wytrzymać. Europejskie puchary to dodatkowa promocja dla Białegostoku, i można zrozumieć ideę uczestnictwa w nich klubu, jednak koszty tego mogą być opłakane - tak finansowe, jak i sportowe. W sytuacji kadrowej drużyny z Podlasia jak najbardziej naturalne byłoby skupienie się wyłącznie na jednych rozgrywkach.