Paweł Sala: To był kolejny ciężki mecz dla was. Impel Gwardia postawiła wam duże wymagania.
Tamari Miyashiro: Nie wydaje mi się, że w tym meczu wygraliśmy pewnie. Wydaje mi się, że możemy grać lepiej, rywalki także. Zawsze jest jednak radość gdy się zwycięża. Natomiast to dobry znak, że kiedy nie gramy najlepiej, to mimo wszystko potrafimy wygrać.
Może bardziej skupiacie się na europejskich pucharach, gdzie pokonałyście słynną Urałoczkę, niż na szarej rzeczywistości ligowej? Taki rywal jak rosyjski zespół bardziej mobilizuje.
- Nie nie, w sobotę myśleliśmy tylko i wyłącznie o lidze. PlusLiga Kobiet jest bardzo silna, ja lubię tutaj grać. Zawodniczki są jednak zupełnie inne niż w Ameryce. Myślę, że mamy różne zalety. Polki potrafią grać naprawdę twardo i walecznie, bardzo dobrze serwują. My, amerykańskie zawodniczki jesteśmy bardziej nastawione na technikę. Jeszcze raz podkreślam, że lubię polską ligę. To jest dobre dla mnie móc tu występować, na tej pozycji w obronie.
Jeszcze raz zapytam o europejskie puchary i wygraną nad Urałoczką. To przecież wielki sukces pokonać tak utytułowany zespół, lidera rosyjskiej Superligi, prowadzonego przez słynnego trenera i do tego, w takich okolicznościach.
- Grając tam w Rosji w pierwszym meczu nie zagrałyśmy dobrze, natomiast rywalki wręcz przeciwnie. Jednak wciąż myśleliśmy o finale tej rywalizacji, który nie został wówczas przesądzony. Mieliśmy nadzieję na lepsze momenty w drugim spotkaniu. Urałoczka przyjechała do Bielska-Białej bez kilku swoich podstawowych zawodniczek, bez względu na to z jakich przyczyn. My zagraliśmy dobrze, twardo i byliśmy w stanie zwyciężyć.
W kolejnej rundzie pucharu CEV czeka was nie lada zadanie, bowiem zagracie z liderem tabeli włoskiej ekstraklasy.
- To będzie bardzo trudna rywalizacja. One mają bardzo dobre zawodniczki. Mam tam koleżankę z reprezentacji (Carla Lloyd - przyp. red.). To będzie naprawdę ekscytująca rywalizacja. Z tego co słyszałam, włoski zespół bardzo stawia na taktykę, podobnie jak jest z amerykańskimi zawodniczkami. One preferują taktykę nad siłą fizyczną. Zapowiada się ciekawy pojedynek z ekipą z Busto Arsizio.
Gra przy własnej publiczności to jednak nie to samo co rywalizacja w odległym Jekaterynburgu. Własna hala wam służy?
- Tak, oczywiście. Ja określam to jako przewaga własnego parkietu. To bardzo dobrze, gdy jest głośno, gdy jest doping kibiców. Czasami naprawdę to bardzo pomaga.
Ale jednocześnie jest większa presja.
- Tak. Więc są dwie strony tego medalu. Ludzie cię oglądają, jest głośno, czasami tak, że nie słyszymy siebie nawzajem. Czujemy się komfortowo na własnym obiekcie. Hala w Jekaterynburgu była ogromna. W siatkówkę grało się tam trochę inaczej niż tutaj w Bielsku-Białej. Mi osobiście nawet łatwiej, bo jestem przyzwyczajona do takich obiektów ze Stanów Zjednoczonych.
No właśnie, jeśli chodzi o reprezentację USA, to masz doświadczenie z gry na najwyższym poziomie. Musi ono być niezwykle przydatne w grze dla BKS-u Aluprof.
- Grałam trochę dla narodowej reprezentacji Stanów Zjednoczonych, to prawda. Także oglądałam dużo jej występów. Dla takiej reprezentacji jestem jednak jeszcze wciąż młoda. Mamy znacznie więcej bardziej doświadczonych, starszych zawodniczek. Bycie częścią tej drużyny bardzo mi pomaga. Mam możliwość gry przeciwko najlepszym zawodniczkom z Europy.
Jak się czujesz w BKS-ie Aluprof? Wsparcie pozostałych dwóch Amerykanek z zespołu jest chyba bardzo ważne.
- Naprawdę miło jest mieć je tutaj przy sobie (śmiech). Bardzo mi pomagają, sprawiają, że życie szybciej biegnie. Mamy możliwość wspólnej rozmowy, bowiem czasami jest problem z porozumieniem się z innym polskimi zawodniczkami z powodu języka.