Początek środowego spotkania nie zapowiadał takich niesamowitych emocji w jego dalszej części. Po dwóch wygranych setach przez BKS Aluprof wydawało się że skończy się szybkim 3:0 dla przyjezdnych. Wola walki gwardzistek jednak sprawiła, że do rozstrzygnięcia potrzebny był piąty set. - Myślę, że to był na pewno ciekawy mecz dla kibiców. Szkoda, że nie wygrany, ale tak to już jest w tej grze. Czasami trzeba walczyć 2,5 godziny po to, żeby później w dwóch takich trochę przypadkowych akcjach przegrać cały mecz. Na szczęście od kilku lat regulamin jest taki, że nie tylko dwa sety są po naszej stronie, ale i punkt - stwierdził opiekun Impel Gwardii Wrocław, Rafał Błaszczyk.
Gra wrocławianek w środowym spotkaniu niezwykle falowała. Fatalne serie i zagrania przeplatane były cudownymi akcjami, po których ręce same składały się do oklasków. Poniżej krytyki siatkarki z Dolnego Śląska zagrały pierwsze dwie partie, po to żeby w następnych odsłonach odnieść efektowne wygrane. Szczęścia, sił i umiejętności zabrakło na tie-breaka przegranego w minimalnych rozmiarach. - Wygląda na to, że powinniśmy się z tego punktu cieszyć, gdyż mieliśmy naprzeciwko siebie zespół, który przez pierwsze dwa sety w zasadzie nie dał nam wiele pograć. BKS zaryzykował zagrywką, a oprócz tego zagrał bardzo dobrze, czym odrzucił nas od siatki, spychając nas do defensywy. My jesteśmy zespołem, który nie posiada w swoich szeregach zawodniczki posiadającej atomowy atak oraz takiej, która potrafi z piłki wystawionej z głębi pola i daleko od siatki zdobywać punkty. Bardziej jesteśmy zespołem technicznym i potrzebujemy mieć piłkę przy siatce i potrzebujemy ją rozgrywać. Jeżeli do takiej sytuacji sobie doprowadzimy to wtedy ta gra wygląda zupełnie inaczej. Natomiast jeśli jesteśmy odrzuceni od siatki to mamy problemy. Zresztą nie jesteśmy jedynym zespołem, który w takich sytuacjach ma problemy. Tak to po prostu już jest w tej grze - analizował Błaszczyk.
Od trzeciej partii grą wrocławianek dyrygowała regularnie już Ewa Matyjaszek, która zazwyczaj jest zmienniczką na pozycji rozgrywającej Marty Haładyn. Zmiana ta okazała się strzałem w dziesiątkę, bo gwardzistki zaczęły grać zarówno efektowniej jak i efektywniej. - W moim zespole nie ma czegoś takiego, że pierwszą rozgrywającą jest Ewa Matyjaszek bądź Marta Haładyn. Ja mam dwie rozgrywające i to na nich dwóch opieram zarówno trening jak i grę tego zespołu i gra ta, która jest w danym momencie albo w lepszej dyspozycji albo której sposób gry lepiej pasuje pod przeciwnika. Dzisiaj Ewa zaskoczyła swoim sposobem gry, poprzez wejście w nią i poprowadzenie jej po swojemu. To było bardzo dobre dla drużyny. Zagrywała takie spokojniejsze i wyższe piłki - wyjaśnił szkoleniowiec Impel Gwardii.
Widoczne problemy z grą w ataku w środowej potyczce miała była reprezentantka Polski - Milena Rosner, która zdobyła tylko jeden punkt i miała tragiczny procent w tym elemencie, wynoszący 5. - 5 procent w ataku może rzeczywiście nie wygląda zbytnio okazale, jednak Milena gra bardzo dobrze innymi elementami i to również dzięki niej nastąpił w tym meczu ten zwrot. W siatkówce atak jest ostatnim elementem. Żeby doprowadzić do ataku najpierw trzeba piłkę przyjąć lub obronić, później wystawić i atak jest na końcu. Jeżeli tych dwóch pierwszych elementów nie ma to trudno mówić o tym trzecim. To nie jest taka bardzo nienaturalna sytuacja, że pomimo, że ktoś ma problem ze skutecznością w ataku to jednak pełniąc ważną role w grze na boisku po prostu jest zespołowi potrzebny. W takich momentach ciężar atakowania muszą brać na siebie inne zawodniczki i tak często bywa w tej grze - bronił swojej siatkarki Rafał Błaszczyk.