Nie jestem nikim specjalnym - rozmowa z Ryanem Millarem, środkowym Asseco Resovii Rzeszów

Ryan Millar jest jednym z najbardziej utytułowanych obcokrajowców w Pluslidze. Podczas rozmowy odpowiadał bardzo skromnie i szczerze na zadawane mu pytania.

Patryk Jucha: Jesteś nowy w zespole. Jak przyjęli Cię koledzy w drużynie?

Ryan Millar: Wszystko odbyło się jak należy. Wszyscy są mi bardzo pomocni. Odczuwam dużą frajdę z grania w tym mieście oraz w tak doborowym towarzystwie.

Kolejny mecz rozpocząłeś jako zawodnik pierwszej "szóstki". Czujesz się już na stałe jej częścią?

- Oczywiście, że tak. Co prawda trenujemy ze sobą dopiero od kilku tygodni, ale już widać, że stanowimy bardzo silną i zgraną ekipę. Zagraliśmy już sporo gier w bardzo krótkim odstępie czasu. Wszystko jednak idzie po naszej myśli, jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i oby tak dalej.

Na początku sezonu mieliście okazję zmierzyć się z drużynami z krajowego "topu". Jak ocenisz te mecze?

- To były wszystko bardzo trudne spotkania, a każdy z nich miał swoją historię. Większość nich była pięciosetowa i z przeważnie wychodziliśmy z nich zwycięsko. To ważne, by wygrywać w tie-breakach. Wiadomo, że idą play-offy, a tam wszystkie spotkania będą zacięte - i umiejętność wygrywania na dystansie pięciu odsłon może okazać się kluczowa.

Rzeszów żyje siatkówką, kibice uwielbiają swoich zawodników...

- Pierwszą styczność z miejscowymi kibicami miałem już w zeszłym roku, kiedy przyjechałem tutaj z moją poprzednią drużyną (Büyük Belediyesi Stambuł-przyp. red.). Na pierwszy rzut oka widać, że bardzo utożsamiają się z własnym zespołem i, że jest on dla nich bardzo ważny. To jest również świetne dla samej siatkówki. Przy takim wsparciu ze strony kibiców, aż chce się podejmować z radością treningów czy doskonalenia nowych zagrać. To jest coś niesamowitego. Dla takiego dopingu warto być siatkarzem.

Patrząc w Twoje CV jesteś jednym z najbardziej utytułowanych zawodników Asseco Resovii Rzeszów. Czujesz się gwiazdą na tle kolegów z drużyny?

- Nie wiem dlaczego ludzie tak by mieli o mnie myśleć. Jestem tylko Ryanem Millarem, normalnym człowiekiem kochającym siatkówkę. Nie jestem nikim specjalnym. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam po prostu ogromie pracy i szczęścia.

A jak ocenisz sam klub? Miałeś okazję grywać w drużynach ligi włoskiej, które są zazwyczaj perfekcyjnie zorganizowane...

- W Rzeszowie również tak jest! Wszystko w moim nowym klubie jest dopięte na ostatni guzik. Doskonała współpraca z każdym członkiem klubu, kolegami a także szefostwem. Gra w barwach tak zorganizowanego klubu to powód tylko do radości.

Liga włoska jest teoretycznie silniejsza od polskiej. Czy znalazłbyś jednak jakieś podobieństwa?

- Oczywiście jest bardzo wiele podobieństw. Nie wiem jaka wasza liga była kilka lat temu, ale w tym momencie panuje tutaj bardzo wysoki poziom, który przeplata się ze świetną organizacją zarówno klubów jak i samych rozgrywek. Zespoły prezentują się bardzo równo, co daje dodatkowego dreszczyku emocji przed każdym meczem, gdyż w polskiej lidze każdy może wygrać z każdym i trudno w takim przypadku mówić o jakiejś sensacji. To samo cechuję ligę włoską.

Jak długo zamierzasz grać w siatkówkę?

- Tak długo dopóki wszystko będzie dobrze z moim zdrowiem. Wiadomo, jeśli mój organizm się zbuntuje, nie będę podejmował zbędnego ryzyka i po prostu zakończę karierę. Póki co nic tego nie zapowiada, nadal kocham grać w siatkówkę. Dopóki będę widział, że jestem pomocny zespołowi dla którego będę grał, na pewno nie zabraknie mi motywacji by kontynuować dalej swoją siatkarską przygodę

Na boisku widać, że znasz już kilka słów po polsku...

- Tak znam kilka słów po polsku (śmiech). Najpierw muszę się nauczyć słów, które mi pomogą w komunikacji z zespołem - takich jak chociażby liczby, czy określenia zagrań, których wykonania mam się podjąć.

Komentarze (0)