Tytan AZS Częstochowa ma na swoim koncie po czterech ligowych kolejkach osiem oczek, dzięki czemu plasuje się na pozycji wicelidera rozgrywek. Za plecami zawodników spod Jasnej Góry znajdują się ekipy, które wygrały więcej spotkań, lecz ich bilans punktowy jest mniejszy - przykładem takiej drużyny jest chociażby bełchatowska Skra. Jak na tak optymistyczny obraz częstochowskiego zespołu zapatruje się Michał Dębiec, libero teamu Marka Kardoša?
- Na razie nie patrzymy na nasze miejsce w tabeli. Liga się tak mocno wyrównała, że trzeba uparcie walczyć o każdy kolejny punkt - podkreślił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Nie skupiamy się więc na poszczególnych etapach rozgrywek, tylko na tym, by w każdym meczu zaprezentować się jak najlepiej - wyjaśnił swój tok myślenia.
Spory udział w aktualnym dorobku punktowym częstochowian ma ich wiktoria nad drużyną AZS Politechniki Warszawskiej. Przypomnijmy, iż w środę AZS Częstochowa pokonał w Arenie Ursynów stołecznych siatkarzy w stosunku 3:1. - Według mnie Politechnika rozegrała w środę dobre spotkanie. My jednak przyjechaliśmy do stolicy niebywale zdeterminowani. Walczyliśmy tu przecież o ligowe punkty, a te uciekły nam w meczach przeciwko ekipom z Bydgoszczy i Olsztyna - opisał nastawienie swojego teamu libero z Częstochowy. - Byliśmy świadomi, jak ciężka będzie to przeprawa - nasi rywale w dwóch pierwszych kolejkach wygrali bowiem z faworytami i to o nich mówiło się jako o zawodnikach, którzy powinni zwyciężyć. Musieliśmy się im skutecznie przeciwstawić i cieszymy się, że nam się to udało - nie ukrywał satysfakcji.
Co - zdaniem Michała Dębca - miało największy wpływ na ostateczny rezultat tej potyczki? Jak z samego źródła dowiedział się nasz portal - kluczem do sukcesu było zatrzymanie warszawskich skrzydeł. - Wiedzieliśmy, że Zbyszek Bartman i Michał Kubiak to dwie największe armaty warszawskiego teamu. Ich zatrzymanie przynajmniej w jakimś stopniu ułatwia grę - wyjawił nowy libero. - Do gry w meczu włączyli się jednak przede wszystkim środkowi - zarówno Marcin Nowak, jak i Ardo Kreek. Dobre spotkanie rozegrał również Robert Prygiel. Warszawiacy dysponują ponadto niebezpieczną zagrywką, więc byliśmy świadomi tego, iż musimy się jej przeciwstawić. Przynajmniej po części udało nam się zneutralizować największe atuty naszych przeciwników, dzięki czemu triumfowaliśmy - tłumaczył kulisy środowej wiktorii.
Dlaczego jednak w pojedynku mogliśmy być świadkami tak nerwowej końcówki? - Wiedzieliśmy, że trzecia partia może być przełomowa. Popełniliśmy w niej niestety za dużo błędów - przyznał Dębiec. - Na szczęście w czwartym secie uporządkowaliśmy swoją grę, mimo że do pierwszej przerwy technicznej mieliśmy z tym ogromne problemy. Inżynierowie znajdowali się na fali wznoszącej, lecz na szczęście zdołaliśmy ostatecznie zwyciężyć - spuentował.