Drużyna Gedanii Żukowo do rozgrywek pierwszej ligi przystąpiła jako spadkowicz. Mimo kiepskiego początku sezonu przed tygodniem udało pokonać się drużynę wicelidera rozgrywek, Chemika Police. W Żukowie odżyły wówczas nadzieje na lepsze czasy. Potwierdzeniem tego miał być mecz w Pszczynie. Zwycięstwo pozwoliłoby bowiem odbić się w górę tabeli i złapać kontakt z drużynami walczącymi o utrzymanie. Okazało się jednak, że sukces sprzed kilku dni źle wpłynął na postawę niektórych zawodniczek. -Poniżej krytyki zagrała Justyna Sachmacińska. W połowie meczu na jej miejsce wprowadziłem Natalię Całkę. Natalia poprawiła nasze przyjęcie, ale w ataku trudno było się spodziewać, że juniorka, w dodatku o ograniczonych parametrach fizycznych wzmocni naszą siłę- przyznał sfrustrowany szkoleniowiec Gedanii.
Opiekun zespołu z Trójmiasta właśnie w ataku miał największy problem ze znalezieniem optymalnego ustawienia. Do dyspozycji miał bowiem jedynie dwie zawodniczki, które potrafiły nawiązać walkę z rywalkami w tym elemencie. - Trudno walczyć, jeśli w ataku tylko dwie zawodniczki zdobywają punkty - powiedział trener Paweł Kramek, który tego dnia w ofensywie mógł liczyć wyłącznie na Monikę Bryczkowską i Edytę Kucharską.
Z pewnością usprawiedliwieniem dla słabej postawy zespołu nie może być brak w składzie podstawowej atakującej. Z powodu choroby w Pszczynie nie zagrała bowiem Emilia Reimus, którą zastąpiła debiutantka Marta Żmudzińska. -Zjadła ją trema. Nie zdobyła żadnego punktu - ocenia występ swojej podopiecznej szkoleniowiec, który po tej porażce stracił cierpliwość i przeprowadził z drużyną poważną rozmowę. - Od razu po meczu z zawodniczkami przeprowadziłem poważną rozmowę. Za tydzień czeka nas bowiem mecz za 6 punktów ze Spartą Warszawa. Apelowałem do niektórych siatkarek o zmianę podejścia do gry, o pokazanie charakteru, bo bez niego nie ma się racji funkcjonowania w sporcie - powiedział na gorąco w Pszczynie dla strony energa-gedania.pl opiekun ekipy z Trójmiasta.