Daniel Castellani: Nie pozwoliłem siatkarzom brać udziału w tej tragikomedii

Po porażkach z Brazylią i Bułgarią polska reprezentacja pożegnała się z mistrzostwami świata. Nastąpił okres rozliczania z przegranej nie tylko siatkarzy, ale przede wszystkim trenera. Nadal istnieje realna szansa dalszej współpracy Castellaniego z kadrą, który z godnością znosi krytykę.

W tym artykule dowiesz się o:

Porażka siatkarzy na mistrzostwach świata stała się faktem. Zgodnie z polskim obyczajem na reprezentację spadła fala krytyki, a szkoleniowiec Daniel Castellani stał się najtragiczniejszą postacią tego wydarzenia, ponieważ na swoje barki wziął odpowiedzialność za przegraną. - Ja nie mam monopolu na wiedzę. Kiedy wygrywałem mistrzostwo Europy, to nie mówiłem, że jestem najmądrzejszy na świecie. Teraz, po porażce, nie uważam, że jestem najgłupszy. Nie jestem ani Einsteinem, ani idiotą - komentuje w rozmowie z Super Expressem Castellani. - Krytyki się nie boję, to normalna rzecz. Już tak to jest, że jak jeden się potknie, to zaraz wszystkim innym wydaje się, że wiedzą, co powinien był zrobić - dodaje trener.

- Pytano mnie czy chcę zostać i odpowiedziałem, że zdecydowanie tak. Energia i chęć dalszej pracy z tymi chłopakami jest ogromna. Nie wypaliłem się, a wręcz przeciwnie - czuję, że mogę z tym zespołem osiągnąć dużo więcej niż we Włoszech - podkreśla Argentyńczyk. Do 19 października Castellani ma przedstawić analizę wydarzeń z Włoch oraz program dalszej współpracy z kadrą.

Kluczowym momentem na tegorocznych mistrzostwach świata był mecz z Brazylią, w którym nasi siatkarze nie wygrali nawet seta. Od tego rozpoczął się mundialowy koszmar. Kompletnie rozbity polski zespół przegrał także 0:3 z Bułgarią i zakończył rozgrywki. - Problem w tym, że nie chodziło o jednego czy dwóch graczy. Miałem do czynienia z czymś o wiele poważniejszym, kompletnym paraliżem całej drużyny. Nawet zwykle opanowany i twardy Marcin Możdżonek miał kompletnie zagubiony wzrok - wspomina Castellani.

Polscy siatkarze nie kalkulowali i mimo przegranej jest to powód do dumy, ponieważ do rachunków przyznali się nieśmiało nawet Brazylijczycy. - Niby gra się po to, żeby zdobyć medal, ale są w życiu ważniejsze rzeczy niż zwycięstwo za wszelką cenę. Dlatego uważam, że ten mundial dał mi również najpiękniejsze uczucie w karierze: mam czyste sumienie, że nie pozwoliłem siatkarzom brać udziału w tej tragikomedii, z którą mieliśmy do czynienia we Włoszech - kończy Castellani.

Więcej w Super Expressie

Komentarze (0)