Mierząca 184 cm wzrostu Magdalena Sadowska jest jedną z kilku nowo pozyskanych przez mielecki klub zawodniczek przed nadchodzącym sezonem. Siatkarka podczas obozu przygotowawczego Stali Mielec w Kielnarowej koło Rzeszowa rozmawiała z portalem lsk.net.pl o swojej kolejnej już w karierze zmianie barw klubowych. - Takie już jest życie sportowca, że często się zmienia kluby, miejsce zamieszkania i znajomych. W Dąbrowie Górniczej miałam cudownych przyjaciół, z którymi cały czas mam kontakt. Teraz poznaję nowe otoczenie i złego słowa nie mogę powiedzieć. Do Mielca miałam zawsze sentyment, bo w zasadzie już od kilku lat Stal chciała mnie sprowadzić. Kobieca intuicja podpowiedziała mi, że teraz warto spróbować i mam nadzieję, że się nie zawiodę na niej. Myślę, że wszystko będzie w porządku - twierdzi atakująca.
Sadowska nie ukrywa, iż miała propozycje transferu ze strony wielu klubów, również zagranicznych. - Nie będę mówić, z jakich klubów, bo ktoś mógłby sobie tego nie życzyć. Powiem tylko, że jedna z nich była z Niemiec, ale uznałam, że tam już się nagrałam. Oczywiście z tego pięcioletniego pobytu byłam zadowolona, ale zaczęłam tęsknić za Polską i postanowiłam już pozostać w kraju - przekonuje była zawodniczka VbF Suhl.
Z nową siatkarką działacze i trenerzy Stali Mielec wiążą duże nadzieje na przyszłość. To m.in. dzięki niej Stal ma zapewnić sobie awans do play-offów i spokojny ligowy byt. - Wiadomo, że od nowej zawodniczki oczekuje się, aby pomogła i to jest mój cel. Klub nie stawia jakichś wygórowanych żądań, a wiadomo, że patrząc na to, co dzieje się w Muszynie, czy Sopocie, to z nimi nie mamy się co równać. Nam zależy na dobrej atmosferze i drużynie bez gwiazd. Mamy tworzyć zespół, a jak wyjdzie, to zobaczymy - dodaje.