Mogę jeszcze wiele osiągnąć - rozmowa z Robertem Pryglem, atakującym AZS-u Politechniki Warszawskiej

-Po rozmowach z prezes Dolecką i trenerem Panasem czuję się potrzebny w drużynie. Mogę jeszcze sporo osiągnąć w siatkówce - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Robert Prygiel, nowy atakujący AZS-u Politechniki Warszawskiej. Doświadczonego zawodnika czeka jednak walka o miejsce w pierwszej szóstce z Ukraińcem Oleksandrem Stasenko.

Piotr Stosio: Co zadecydowało o tym, że wybrałeś Politechnikę?

Robert Prygiel: Nie licząc tego, że prezes Jadaru sprzedał miejsce w Pluslidze razem z naszymi kontraktami to, że Pani Dolecka pokazała, że zależy jej, abym grał w Politechnice. Nie wzięła mnie z przymusu, dlatego, że musiała. Czułem w rozmowach z nią, że chce, żebym grał w tym klubie, to było bardzo ważne. Po za tym z Radomia do Warszawy jest 90 km, a ja mam rodzinę. Moja córka jest w wieku szkolnym, więc dalsza przeprowadzka byłaby w zasadzie niemożliwa. Po trzecie widać, że w Warszawie buduje się nową jakość, jest nowy zespół. Przyciągnięcie takich sponsorów, jakich mamy na koszulkach gwarantuje inną formę organizacji i poziomu sportowego niż była do tej pory w Politechnice.

Finansowo zyskałeś na tej przeprowadzce?

- Niech to pozostanie moją tajemnicą (śmiech).

Mówiłeś o sprzedaży licencji na grę w PlusLidze. Jakie były reakcje po tej decyzji w zespole Jadaru?

- W Radomiu było coś, co jest bardzo niedoceniane, ale też bardzo ważne. Otóż 50, 60 procent drużyny Jadaru to byli ludzie z Radomia albo okolic, którzy przyszłość wiązali z tym klubem. Oni nie grali tylko i wyłącznie dla pieniędzy, także dla swoich rodzin, znajomych, przyjaciół, którzy byli na trybunach. Grali dla Radomia. Walczyliśmy o PlusLigę do ostatniej kropli krwi, żeby nie przynieść miastu wstydu. Utrzymaliśmy ligę i z czystym sumieniem skończyliśmy sezon. Prezes postanowił inaczej, my nad tym bardzo ubolewamy. Wielu graczy było zaskoczonych i zmartwionych tą decyzją. Teraz jednak już to przetrawiliśmy. Cieszę się, że będę grać w Warszawie, mam tu wielu przyjaciół, grałem przez 3 lata, z pewnością sentyment mam większy, niż gdybym miał zagrać w innym mieście.

Które miejsce na koniec sezonu by was usatysfakcjonowało?

- Jeśli spojrzymy na możliwości finansowe to powinniśmy się znaleźć w pierwszej szóstce. Skład personalny upoważnia do składania takich deklaracji. Siatkówka jest sportem zespołowym, a prawdziwą drużynę buduje się co najmniej rok, dwa. Być może "odpalimy" już w tym roku i zagramy o medale. Nasz cel tak naprawdę pokaże przyszłość.

Wspomniałeś o budowaniu drużyny, to chyba nie będzie łatwe? Z poprzedniego sezonu w Politechnice zostało trzech zawodników.

- No tak. Personalnie jesteśmy mocni, natomiast były kiedyś różne historie. Mostostal kupił kilku kadrowiczów, a grał o utrzymanie. Podobnie jak Bełchatów, który pozyskał pół reprezentacji Polski, a przegrał awans do finału, a potem pojedynek o brąz z młodzieżą z Częstochowy. Pocieszające jest to, że prezes Dolecka sama grała w siatkówkę i zdaje sobie z tego sprawę. Być może etap budowania drużyny potrwa rok albo dłużej. Musimy wykorzystać okres przygotowawczy, aby jak najlepiej poznać się charakterologicznie.

Wiele razy mówiłeś, że karierę chciałbyś zakończyć w Radomiu. Czy myślisz o tym, żeby w przyszłości trafić do Czarnych?

- Myślę, że nie przekreśla tego to, że przez najbliższy rok będę grać w Warszawie. Zobaczymy czy będę zadowolony ze swojej postawy czy Politechnika będzie zadowolona ze mnie. W tej chwili jest za wcześnie, żeby cokolwiek planować. Jeśli chodzi o tamtą deklarację, to jak najbardziej jest aktualna. Będę obserwował co się dzieje w Czarnych, więc czemu nie? Natomiast życie płata różne figle, przykładem ostatni sezon, więc planować niczego nie można.

W Radomiu byłeś kapitanem drużyny. Czy wiadomo kto w Politechnice będzie pełnić tę funkcję?

- Na razie nie wiadomo. Kapitana na ogół wybiera drużyna. Ja miałem szczęście być tą osobą kilka razy. Nawet grając za granicą, w Surgucie zostałem wybrany na kapitana po roku gry. Jest to jednak bardzo odpowiedzialna funkcja. Ja osobiście nie pcham się do tego, kto zostanie kapitanem - pokaże życie.

Czy przed podpisaniem kontraktu rozmawiałeś z trenerem Panasem?

- Tak. To był pierwszy krok, który uczyniłem. Zadzwoniłem, spytałem czy jestem zawodnikiem, którego on chce czy po prostu mam ważny kontrakt, a on jest zmuszony do pracy ze mną. Zapewnił mnie o tym, że jestem potrzebny w drużynie, o tym samym mówiła prezes Dolecka. To był ten pierwszy warunek. Nigdy nie odczułem, że klub jest do czegoś zmuszany. Jeśli chodzi o trenera: deklaruje mi możliwość zmęczenia się na treningu (śmiech), na pewno będzie ode mnie wymagał, a o resztę muszę sam zadbać. Wiem, że będę mieć groźnego konkurenta. Jak to w sporcie, rywalizacja musi być. Media typują Ukraińca w pierwszej szóstce, przyznam szczerze, że nigdy nie zaczynałem z pozycji atakującego numer dwa. Jednak jest to nowe doświadczenie, mobilizujące mnie do ciężkiej pracy.

Trener Panas nie mówił o tym, kto będzie pierwszym atakującym?

- Nie, nikt tego nie zapewnia. O tym przeczytałem w mediach. W końcówce mojej przygody z siatkówką jest to nowe wyzwanie i nowe doświadczenie. Jednak nie wyobrażam sobie, żebym po 15 latach gry w siatkówkę musiał szybko ulec konkurencji jakiemuś Ukraińcowi. Na pewno będzie między nami sportowa, zażarta rywalizacja, a to wyjdzie na dobre drużynie.

Masz za sobą kilka lat gry za granicą. Jesteś zadowolony z tego co osiągnąłeś poza Polską czy uważasz, że mogłeś osiągnąć więcej?

- Myślę, że czas na takie podsumowania przyjdzie na koniec kariery. Mogę jeszcze sporo osiągnąć, na podsumowania jest jeszcze za wcześnie.

Komentarze (0)