50 konfrontacji pod wodzą Daniela Castellaniego to z jednej strony dużo, z drugiej mało. Wszak Raúl Lozano był trenerem Polaków w 132 spotkaniach. Nie zmienia to jednak faktu, że praca obu szkoleniowców znacznie się od siebie różni i na tym w swoich wypowiedziach w Przeglądzie Sportowym skupia się Sebastian Świderski.
- Oni obrali dwie zupełnie różne drogi. Lozano traktował LŚ jako imprezę priorytetową, niezwykle prestiżową i ważną. Tymczasem Castellani podchodzi do Ligi niczym do poligonu doświadczalnego - podkreślił polski przyjmujący, który od nowego sezonu będzie reprezentował barwy ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
"Świder" zdradził również kulisy pracy na treningach pierwszego Argentyńczyka, który sprawował nad polskimi kadrowiczami pieczę. - Raul nigdy nie odpuszczał, a gdy prosiliśmy, by skrócił zajęcia, to czasami je wydłużał - skwitował. Jednocześnie podkreślił inny wymiar ćwiczeń pod okiem Castellaniego. - Jego następca (Raúl Lozano - przyp. red.) już drugi rok z rzędu odpuszcza doświadczonym zawodnikom, by w czasie LŚ mogli się wykurować i odpocząć. Stąd pewnie biorą się słabsze wyniki w "Światówce" - tłumaczy Świderski, który jednak widzi w tym jasny i klarowny cel. - W sumie Lozano przez cztery lata zdobył tylko wicemistrzostwo świata, bo przecież nie zaliczymy czwartego miejsca w LŚ do naszych największych sukcesów. Castellani jest już mistrzem Europy - zauważył.
Czy były trener Skry Bełchatów mógł mieć jednak nieco łatwiej z wdrożeniem się w pracę z polskim zespołem? Zdaniem naszego przyjmującego - owszem. - Obecny trener miał trochę łatwiej, bo polscy zawodnicy po doświadczeniach z Raulem uwierzyli, iż warto pracować z zagranicznymi szkoleniowcami, że opłaca się im zaufać. My na początku pracy z Lozano patrzyliśmy na to z rezerwą - przypomniał okres sprzed kilku lat.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)