Sebastian Świderski: Rok powrotów?

Po długiej rehabilitacji Sebastian Świderski powrócił na boisko w drugiej połowie sezonu ligowego. Z meczu na mecz zalicza coraz dłuższe i coraz lepsze wejścia. W marcu pojawiła się nawet pierwsza nagroda MVP w spotkaniu ligowym z Prismą Taranto. Można więc uznać, że odbudowa formy meczowej po fatalnej kontuzji to już fakt. Ale niebawem następne wyzwania i decyzje przed polskim przyjmującym. Walka o wyjazd na mistrzostwa świata, decyzje o przynależności klubowej.

Ciężkie czasy już za nim. Po wielu miesiącach trudnej pracy nad powrotem Sebastian Świderski ma powody do optymizmu i podstawy do budowania planów na przyszłość. Zaczął w styczniu od krótkich wejść na boisko. Stopniowo zwiększał te dawki, by w ostatnią sobotę znaleźć się już w podstawowej szóstce Lube Banca Macerata w miejsce Alberto Cisolli i rozegrać bardzo dobre spotkanie w meczu play-off z Trenkwalder Modeną.

W rozmowie z naszym portalem Świderski przyznaje, że czuje już zbliżającą się formę sprzed kontuzji. Rzeczywiście. Powolutku treningi dają efekty. Na pewno to jeszcze nie jest ustabilizowana forma, bo do tego trzeba czasu i przede wszystkim gry. Ale z drugiej strony nie chcę też przesadzić. Nie chcę, żeby było za dużo czy to treningów, czy ciężkiej siłowni. Potrzeba czasu i ogrania, ale cieszę się, że trener daje mi coraz więcej szans. Sam fakt, że kiedy trener wpuszcza mnie na boisko, jeszcze się nie zdarzyło, żeby pod koniec zrobił zmianę powrotną. Cieszę się z tego bardzo. Widocznie mam zaufanie u trenera.

Bez względu na to jak zakończy się ten sezon dla klubu z Maceraty, Świderski będzie musiał podjąć decyzję co dalej, ponieważ kończy mu się kontrakt. Ja na razie dosyć przewrotnie powiem, że chcę zacząć normalnie grać - wyjaśnia polski przyjmujący. - Kiedy wrócę do swojej dyspozycji, to uważam, że nie muszę się jakoś specjalnie prezentować. Nie mam 18 czy 19 lat i nie mam zamiaru się sprzedawać na boisku - czy przez boisko. Nie po to mam 33 lata, żeby udowadniać komuś coś. Znam swoją wartość i jeżeli będę wiedział, że wróciłem, że jestem w dyspozycji, która pozwala mi na rozmowy z jakimiś klubami o mojej przyszłości, to do tych rozmów przystąpię. Na razie żadnych rozmów nie prowadzę. Co prawda jakieś pojedyncze telefony były, ale wszystkim mówię to samo - że najpierw chcę wrócić, a później przystąpić do jakichkolwiek rozmów.

O argument w postaci powrotu do formy Świderski może być coraz bardziej spokojny, skoro zaczyna rozgrywać już nie tylko sety, ale i całe mecze na wysokim poziomie. Pozostaje kwestia miejsca do gry na kolejne lata. W Serie A spędził siedem sezonów, robiąc tam prawdziwą karierę. Wystarczy?

Czy to będą Włochy? - zastanawia się Świderski. - Trudno powiedzieć. Na dziś wszystko wskazuje na to, że jednak wrócę do kraju, ponieważ są względy rodzinne i chyba już pora. Nikt nie gra wiecznie i koniec kariery powolutku się zbliża. A wiadomo, że trzeba zaplanować "coś" po zakończeniu kariery, wtedy też coś trzeba robić. Przekonałem się na własnej skórze, że interesy prowadzone na odległość nie są wskazane i nie mają racji bytu. Dlatego myślę również o Polsce. A czy ta decyzja zapadnie teraz, czy troszeczkę później to dla mnie nie ma większego znaczenia. Wszystkie kluby jeszcze grają, nikt nie zakończył sezonu. Każdy będzie oceniany po zakończeniu ligi.

Niewiadomą na razie jest także kolejny powrót, do pierwszej reprezentacji Polski. W roku mistrzostw świata Świderski na początek dostał powołanie do kadry B. Według planu Daniela Castellaniego ma tam solidnie przygotować formę na ewentualny wrześniowy wyjazd do Włoch. Czy treningi z zapleczem reprezentacji to w jego sytuacji najlepsza droga do kadry na mistrzostwa? Na pewno nie najlepsza - bo po takiej kontuzji idealnych, optymalnych powrotów nie ma - uważa Świderski. - Trzeba coś wybrać. Czy dalej ciężko trenować i ciężko walczyć, i, można powiedzieć, znowu doprowadzić się do stanu na skraju wytrzymałości i przeciążeń. Czy wracać powolutku, wiedzieć gdzie jestem w danym momencie, jak się czuję, dać organizmowi trochę odpocząć, żeby później się przygotować. Bo wiadomo, że mistrzostwa świata to jednak ciężki turniej i trzeba być dobre przygotowanym do niego. Właśnie taka droga została podjęta.

Ja nie chcę mówić, czy jestem zadowolony czy nie, bo już nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zrobię wszystko, żeby się dobrze przygotować. Czy trener ze mnie skorzysta, czy pojadę na mistrzostwa świata to się okaże. Na to będzie jeszcze dużo czasu. Treningi, czy spotkania sparingowe i turnieje przed wyjazdem na mistrzostwa świata. Tak więc będę miał jeszcze okazję się zaprezentować. Ja jestem spokojny. Jeżeli wszystko ze zdrowiem będzie w porządku, to nie powinno być większych problemów, żebym spokojnie mógł rywalizować z młodzieżą, która mocno napiera.

Pozostaje kwestia sprawdzianów meczowych po kilku miesiącach treningów w Spale. Prawdopodobnie nie będzie ich wiele, żeby przekonać trenera do swojej osoby. Powtórzę to co powiedziałem wcześniej. Nie mam 19-20 lat, żeby trenera do siebie przekonywać - uważa Świderski. - To że trener powołał mnie - to tak naprawdę nie powinno mieć miejsca, ponieważ w tym roku nie zagrałem jednego pełnego spotkania. A trener wiadomo - ma do zgłoszenia zawodników, którzy prezentują się najlepiej w tym momencie. Wiadomo, że ja nie prezentuję się tak jak inni, którzy grali przez cały sezon, bo nie miałem takiej okazji. To już świadczy o tym, że trener nie patrzy na to jak się prezentuję, ale na przebieg całej kariery, na zawodnika. Tak jak wspomniałem: jeśli będę zdrowy, nie będę musiał przekonywać do siebie trenera, ponieważ sam będę wiedział w jakiej formie jestem i będzie mi dużo łatwiej trenować i rywalizować z młodzieżą.

A spotkania? To że ich nie będzie, nie jest dla mnie problemem. Ja w swoim życiu, w swojej karierze rozegrałem tyle spotkań, że wyjście na boisko przeciwko Brazylii, czy reprezentacji Egiptu - nie obrażając nikogo - nie robi mi wielkiej różnicy. To jest rywal i to jest rywal, na którego trzeba wyjść i go pokonać. Więc o to jestem spokojny. Jeżeli nie będzie żadnego rywala w czasie zgrupowania kadry B, treningi też dadzą mi bardzo dużo. A wiadomo, że trema też jest zupełnie inna, gdy się ma 33 lata, a inna gdy się ma 19, 20, 21 i przeżywa wszystko pierwszy raz - kończy Sebastian Świderski.

Komentarze (0)