Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko – rozmowa z Wiesławem Popikiem, trenerem MKS Dąbrowa Górnicza

Wiesław Popik urodzony 6 września 1962 r. ukończył w 1990 r. Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach, na kierunku trenerskim. Do roku 2007 trenował drużyny męskie. Ostatnim klubem przed wyzwaniem jakim było objecie posady trenerskiej beniaminka Ligi Siatkówki Kobiet, była jedna z drużyn Polskiej Ligi Siatkówki - Delecta Bydgoszcz.

Zbigniew Bartnik: Jak pan ocenia zakończone rozgrywki?

Wiesław Popik: Jako wielki sukces. Piąte miejsce, chyba tego nikt się nie spodziewał. Naszym celem było utrzymanie w lidze, a zrobiliśmy, znaczy dziewczyny zrobiły przy play offach kawał dobrej roboty i pokazały, że potrafią grać w siatkówkę, walczyć i zdobyły piąte miejsce. To jest naprawdę wielki sukces.

Co udało się panu w pracy z zespołem, a co jeszcze by pan zmienił?

- Ciężko powiedzieć. Co się udało? Na pewno ustawienie dziewczyn w obronie. Z zagrywką też się udało. Pracowaliśmy nas nią dużo. Nie do końca byłem zadowolony z tego co potem sprzedawaliśmy na meczu, ale już w play offach pokazały, że zagrywka jest naszą mocną stroną. Tak, że zagrywka i gra w obronie to nasze mocne strony. Do zmiany jest jeszcze dużo. Na pewno blok i tutaj jest jeszcze dużo pracy przed dziewczynami.

Poznał pan już rozgrywki kobiece. Co wg pana jest dla nich najbardziej charakterystyczne?

- No na pewno taka huśtawka formy. Potrafimy grać bardzo fajnie, zresztą nie tylko my, zdobywać kilka punktów z rzędu, a potem przychodzi taka niemoc, bezsilność i te zdobyte punkty tracimy z nawiązką. Tak, że u kobiet jest ta forma taka chwiejna.

Wiele mówi się obecnie o zmianach i pana nazwisko przewija się w spekulacjach. Czy miał już pan konkretne propozycje?

- Nie. Na dzień dzisiejszy dopiero co skończyliśmy ligę. Spekulacje dziennikarzy zawsze były. Dograliśmy ten sezon do końca a dopiero przyjdzie pora zastanawiać się co dalej.

Tak po całym sezonie w LSK, woli pan trenować kobiety czy mężczyzn?

- Też miałem różne wahania, bo na pewno jest inna praca z mężczyznami. Mężczyźni jak się skrzykną to grają razem i to widać. Natomiast u dziewczyn wychodzą czasami jakieś dąsy, jedna tak, druga tak i to trzeba pozbierać jakoś do kupy. Z mężczyznami się po prostu łatwiej pracuje. Z kobietami natomiast pracuje się wdzięcznie, pracują tak, że aż czasami nie wyszły by z sali, ale do kobiet trzeba mieć inne podejście.

Czyli jeśli cofnęlibyśmy czas przyjąłby pan propozycję pracy w Dąbrowie?

- Ja się bardzo zastanawiałem nad tą propozycją. Waldemar Kawka mnie zaskoczył i długo nad tym myślałem, ale trzeba popróbować wszystkiego i przyjąłem ta propozycję i teraz nie żałuję, bo uważam, że to był dobry krok z mojej strony.

Dąbrowa Górnicza dopiero co zaistniała na siatkarskiej mapie Polski. Ostatnio wiele mówi się o problemach finansowych czy też organizacyjnych w wielu klubach LSK. Jak pracuje się w dąbrowskim klubie?

- Jeżeli chodzi o warunki finansowe to naprawdę jest bardzo dobrze. Natomiast organizacyjnie załatwia wszystko Waldek Kawka i na tym poziomie rozgrywek przydałoby się mieć na co dzień innego takiego organizatora, który by pozałatwiał różne sprawy, bo jeden człowiek nie jest w stanie tego wszystkiego zrobić, ale ten klub dopiero się rozwija, mam nadzieję, że to wszystko pójdzie w dobrą stronę, bo już wszystko coraz lepiej nam wychodziło w trakcie sezonu, ale jeszcze troszeczkę jesteśmy w tyle, jeśli chodzi o organizację.

W przedsezonowych prognozach wiele pisano o przepaści pomiędzy I ligą a LSK, a los sprawił, że praktycznie musiał pan grać składem pierwszoligowym i to z niezłym rezultatem, co pan może powiedzieć o tym?

- Ja myślę, że poziom w LSK w tym sezonie był jak do tej pory najwyższy, tak jak mówili różni fachowcy. U nas akurat dziewczyny zaczęły się docierać, dosyć dużo trenowaliśmy, na pewno można było jeszcze więcej. Te które grały ze sobą w zeszłym roku zaczęły się rozumieć i był to ich kolejny sezon i to wszystko zaprocentowało. Było kilka takich sytuacji, że koleżanka odniosła kontuzję np. Ewa Cabajewska, to Ewa Matyjaszek wskoczyła na jej miejsce i już się nie dała wypchnąć do końca sezonu i taka rywalizacja na pewno procentowała, to samo Magda Piątek, złapała kontuzję i weszła za nią Marzenka Wilczyńska i zagrała właściwie koncertowy mecz. Takie przypadki, zrządzenie losu spowodowało, że niektóre dziewczyny zaistniały i miały naprawdę dobry sezon.

Czyli słabości MKS-u okazały się jego największym atutem?

- No tak. My nie mieliśmy mocnej siły ataku, jak wypadła Magda Piątek która mocno atakował, to nie mieliśmy innych dziewczyn i nasza siła była ograniczona. Musieliśmy sobie radzić w innych elementach i to nam się udało.

Od początku było wiadomo, że w MKS-e nie ma gwiazd, czy jednak wyróżniłby pan którąś z zawodnicze, która w przeciągu sezonu zrobiła największe postępy?

- Ja mogę kilka takich dziewczyn wyróżnić, które zrobiły postępy, bo jak wspomniałem wcześniej Ewa Matyjaszek miała bardzo dobry sezon. Naprawdę, to co było na początku jak tu przyszedłem a końcówka to bardzo duży postęp. Gosia Lis, sami trenerzy mówili że jeszcze tak grającej Gosi nie widzieli i oby tylko tak dalej szła do przodu. Krysia Tkaczewska, która bardzo ładnie zaistniała w LSK. Ewelina Sieczka, ,która tak samo dobrze się zaprezentowała. Ania Białobrzeska, która trzymała nam przyjęcie i która pozwoliła, że mogliśmy grać więcej środkiem. Wszystkie dziewczyny zrobiły postęp. Szkoda tylko, że Madzia Piątek złapała kontuzję, bo myślę, że to by była naprawdę wartościowa zawodniczka i mam nadziej, że szybko wróci do zdrowia i pokaże, że w siatkówkę będzie grać na najwyższym poziomie.

Jaki skład widziałby pan w przyszłym sezonie?

- O to już pytanie do działaczy, ale na pewno ten zespół trzeba wzmocnić, bo kilka dziewczyn odejdzie z tego klubu i trzeba dobrać jakieś wartościowe zmienniczki, bo poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko. Piąte miejsce to jest naprawdę ogromny sukces, żeby to obronić albo coś spróbować więcej, to trzeba go wzmocnić i to znacznie. My musimy szukać wzmocnień na każdej pozycji, bo Ania Białobrzeska najprawdopodobniej opuści klub, bo losy życiowe, serce prowadzi ją za Marcinem Wiką, a to jest wielka strata dla tej drużyny, bo taki człowiek, taka osobowość powinna być w każdym zespole, więc na pewno ktoś na przyjęcie, jeszcze jedna środkową, żeby ta rywalizacja była jeszcze większa, bo w tym roku mieliśmy problem ze środkowymi. Dalej, to pozycje atakujące, nie wiadomo co będzie z Madzią, tak, że te trzy pozycje to na pewno.

Tradycyjnie kilka słów dla dąbrowskich sympatyków siatkówki....

- Ja tu bym chciał i to bardzo podziękować kibicom. To rodziło się, można powiedzieć tak nieśmiało. Na początku tylko kilku przychodziło, a to co już było podczas ligi i na jej koniec, jak kibice przyjechali do Bielska, przyjechali do Mielca to już było mistrzostwo świata. Dzięki i mam nadzieję, że w przyszłym roku też będą z siatkarkami z Dąbrowy.

Komentarze (0)