Wicelider niezadowolony - relacja ze spotkania Jadar Radom - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Dopisywanie komukolwiek punktów jeszcze przed meczem, bez względu na różnicę dzielącą zespoły w tabeli, przypomina wróżenie z fusów. Przy odrobinie szczęścia radomian, wynik meczu Jadar - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle mógł być odwrotny i wtedy wszelkie siatkarskie zasady wzięłyby totalnie w łeb.

Na powrót do gry o punkty na własnym parkiecie kibice Jadaru czekali ponad dwa miesiące. Co więcej, od tego czasu podopieczni Jana Sucha nie wywalczyli nawet seta. Nic więc dziwnego, że przed konfrontacją z walczącym o pozycję wicelidera zespołem trudno było o optymizm. Odrobinę słodyczy zawodnikom obydwu teamów zapewniły przedstawicielki Klubu Kibica Jadaru, które obdarzyły ich walentynkowymi wiązankami zrobionymi z lizaków. Po rozpoczęciu pojedynku miejsca na słodycz już nie było.

Radomski team przyzwyczaił już swoich kibiców, że gdy rozpoczyna mecz od walki z rywalem jak równy z równym, pierwsza chwila dekoncentracji będzie dla niego wręcz katastrofalna w skutkach. I tak też się stało, gdy na zagrywkę w zespole gości powędrował Jakub Jarosz. W decydujących momentach partii potrafił zaskoczyć radomian na tyle, że ci w końcówce byli bezradni jak dzieci. - Dlatego mówiłem moim podopiecznym, żeby nawet na chwilę nie tracić koncentracji. Udawało się to zrealizować do czasu - podkreślił trener ZAKSY Krzysztof Stelmach.

Gdy Jarosz wespół z Michałem Ruciakiem również na początku drugiej partii przeprowadzali frontalny atak na radomian, ci sprawiali wrażenie, jak gdyby bali się podjąć rywalizacji, bo i tak z góry skazana jest ona na porażkę. Nic więc dziwnego, że goście osiągnęli prowadzenie 8:1 i do końca partii utrzymywali bezpieczny dystans nad rywalami. Dopiero wprowadzenie pod koniec drugiego seta Wojciecha Żalińskiego nieco pobudziło poczynania Jadaru. Było to widoczne w kolejnych odsłonach. - Do tej pory w siebie nie wierzyliśmy. Gdy dotarły do nas wieści z Wielunia, wiedzieliśmy, że nie mamy nic do stracenia i zaczęliśmy ryzykować - tłumaczy Maciej Pawliński, przyjmujący Jadaru, który został uznany najlepszym zawodnikiem. Może i rywali nieco zdziwił ten werdykt sędziów, ale w trzech ostatnich setach to właśnie Pawliński napsuł najwięcej krwi rywalom, będąc jednocześnie najlepszym zawodnikiem w swoim zespole.

To właśnie zagrywki Pawlińskiego okazały się zmorą dla przyjmujących ZAKSY. - Przyjęcie nie było naszym najmocniejszym punktem, chociaż zagraliśmy naprawdę niezły mecz. Nie będzie chyba przesadą, jeżeli stwierdzę, że jestem bardziej zadowolony z punktu wywalczonego w Radomiu, niż tydzień temu w meczu ze Skrą - rzucił tymczasem Stelmach.

W tie breaku, a zwłaszcza jego końcówce goście wzięli się w garść i przechylili szale zwycięstwa na swoją stronę.

Jadar Radom - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 2:3 (22:25, 17:25, 25:18, 25:20, 13:15)

Jadar: Salas, Pawliński, Kaczmarek, Prygiel, Hernandez, Terlecki, Stańczak (libero) oraz Szumielewicz, Macionczyk, Bucki, Kreek, Żaliński

ZAKSA: Masny, Kaźmierczak, Gladyr, Jarosz, Ruciak, Sammelvuo, Mierzejewski (libero) oraz Martin, Pilarz

Sędziowie: Piotr Król oraz Wojciech Maroszek

MVP: Maciej Pawliński (Jadar Radom)

Komentarze (0)