Andrzej Wrona: Chcieliśmy wygrać dla kibiców

Tym razem w Częstochowie obyło się bez kolejnego cudu. Siatkarze Domexu Tytan AZS Częstochowa ponownie musieli uznać wyższość Iskry Odincowo, tym razem 1:3 i w rezultacie zakończyła się przygoda częstochowskiej ekipy w rozgrywkach Pucharu CEV. Podopiecznym Grzegorza Wagnera należą się jednak brawa za ambicje i determinację, której w przekroju całego dwumeczu nie zabrakło.

W tym artykule dowiesz się o:

Losy dwumeczu ustawiło praktycznie pierwsze spotkanie, w którym częstochowianie byli momentami tłem dla rywali. Po zwycięstwie 3:0 na własnym parkiecie ekipa z Odincowa w rewanżu po wygranej w inauguracyjnej partii mogła już cieszyć się z awansu do kolejnej rundy. - W pierwszym meczu nie udało nam się ugrać ani jednego seta i było ciężko. Iskra to bardzo doświadczony zespół i było widać, że nie odpuszczą. Pamiętają na pewno ten mecz sprzed dwóch lat, kiedy myśleli, że wygrają gładko, grając drugim składem, a tak nie było. Mieli to spotkanie w pamięci i jestem przekonany, że trener przed meczem przypominał im o nim. Byli mocno skoncentrowani, nie odpuszczali i dlatego wygrali - uważa Andrzej Wrona, środkowy ekipy spod Jasnej Góry.

Gdy okazało się, że los ponownie skojarzy ze sobą oba zespoły wśród częstochowskich fanów odżyły wspomnienia i emocje związane z pojedynkiem sprzed dwóch lat, kiedy to zespół wówczas Radosława Panasa wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności i Giba, Paweł Abramow, Aleksiej Werbow i spółka w obliczu fenomenalnego występu "Akademików" zostali rzuceni na kolana. Ten mecz, to już jednak historia i nie miał wpływu na dwumecz, który właśnie za nami. - Myślę, że tylko jakoś w żartach na treningach. Tak na poważnie, to zostało tylko czterech chłopaków pamiętających to spotkanie i praktycznie nikt z nas w nim nie wystąpił, jedynie Piotrek Nowakowski zagrał wówczas w "szóstce". Wobec tego uważam, że nie miało to żadnego wpływu na ten mecz - dodaje Wrona.

Mimo porażki w pierwszym secie częstochowianie nie złożyli broni i ambitnie walczyli o to by zachować twarz i w godny sposób pożegnać się z europejskimi pucharami. - Bardzo chcieliśmy wygrać. Myślę, że trochę chęć zwycięstwa nas sparaliżowała na początku. Gdy jednak pierwszy set padł ich łupem, to spotkanie dla obu drużyn było praktycznie o nic. Chcieliśmy wygrać dla kibiców. Niestety, nie udało się - mówi siatkarz.

Tegoroczne występy na europejskiej arenie ekipa Grzegorza Wagnera może jednak zaliczyć do udanych. "Akademicy" w pokonanym polu pozostawili niemiecki, Generali Unterchaching oraz francuski, Montpellier Volley. Porażka z rosyjską drużyną nie jest z pewnością ujmą na honorze i nie zostanie przyjęta w kategoriach katastrofy. - Zetknęliśmy się z rosyjską ścianą w 1/4 Pucharu CEV. Wcześniejsze zespoły były w naszym zasięgu i zrobiliśmy to, co do nas należało. Z Iskrą chcieliśmy powalczyć na wyjeździe. Wiadomo, że jest to bardzo ciężki teren do gry. W naszej hali zawsze trudno gra się rywalom, ale nie udało się tym razem. Uważam, że ta przygoda na pewno na plus w tym roku - podkreśla środkowy.

W ostatnim czasie częstochowianie na przemian przeplatali mecze w ramach PlusLigi, Pucharu Polski i Pucharu CEV. Zarówno w Pucharze Polski, jak i Pucharze CEV częstochowianie zakończyli już swój udział i dzięki temu będą mogli skupić się na występach w rozgrywkach ligowych. W sobotę AZS czeka pojedynek z Jadarem Radom, który paradoksalnie dla częstochowian będzie miał ogromne znaczenie. Częstochowianie mają, bowiem pewne rachunki do wyrównania z ekipą Jana Sucha. - Z Radomiem, jako jedynym zespołem nie zdobyliśmy żadnych punktów. Dlatego też będziemy chcieli się zrewanżować i wywalczyć trzy punkty - kończy Andrzej Wrona.

Komentarze (0)