Polska siatkówka zmaga się z problemem coraz wcześniejszych transferów zawodników. Jak donosi "Przegląd Sportowy", najlepsze kluby już na długo przed zakończeniem sezonu finalizują najważniejsze umowy, co wpływa na koncentrację zawodników i destabilizuje rozgrywki.
Przykładem jest transfer Tomasza Fornala do ligi tureckiej, o którym media informowały już w listopadzie, zanim jeszcze rozpoczął się obecny sezon. Tak wczesne porozumienia były kiedyś nie do pomyślenia, ale obecnie stały się codziennością.
Prezesi klubów często omijają menedżerów i kontaktują się bezpośrednio z zawodnikami, oferując im kontrakty i oczekując szybkich decyzji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
"Jeden z szefów czołowego klubu potrafi jednocześnie dzwonić do dwóch–trzech zawodników grających na tej samej pozycji i oferować im umowy" - czytamy w "Przeglądzie Sportowym". Takie działania wprowadzają zamieszanie i utrudniają zawodnikom skupienie się na bieżących wyzwaniach.
Siatkówka niczym NBA?
W odpowiedzi na tę sytuację, szefowie Polskiej Ligi Siatkówki proponują wprowadzenie okna transferowego, które miałoby obowiązywać np. od 15 maja do 30 czerwca, po zakończeniu sezonu ligowego. W tym okresie mogłyby odbywać się negocjacje i podpisywanie umów, a w trakcie rozgrywek panowałaby cisza transferowa.
Wprowadzenie takiego systemu wzorowanego na NBA czy rozgrywkach piłkarskich miałoby pozwolić zawodnikom skupić się na grze, a klubom planować przyszłość bez pośpiechu i niepotrzebnych napięć.
Jednak skuteczne wprowadzenie okna transferowego wymagałoby współpracy na poziomie międzynarodowym.
Bez porozumienia z władzami FIVB, CEV oraz ligami w innych krajach, takich jak Japonia, Turcja czy Włochy, inicjatywa może okazać się nieskuteczna. Kluby z innych lig wciąż będą mogły kontaktować się z polskimi zawodnikami poza wyznaczonym terminem, co zniweluje efekty wprowadzenia okna transferowego w Polsce.