Choć to niemal niemożliwe, pamięta, jak wyjmował szczebel po szczeblu z dziecięcego łóżeczka. Opowiada, że podszedł do okna, otworzył je, wychylił się i pomachał babci, która na podwórku rozwieszała pranie.
Ta - przerażona - zaczęła rozrzucać poduszki, żeby zamortyzować możliwy upadek. W tym czasie półtoraroczny Marcin Prus stracił równowagę. Lot był krótki, ale prędkość zaskakująco duża. Babcia Helena wyprostowała ręce i czekała, aż wnuk spadnie z nieba.
Uratowała go.
- Babcia uszkodziła sobie kręgosłup szyjny, ja miałem pęknięty w odcinku L5S1. Nie mówiąc już o tym, że jak mama usłyszała, że jej syn wyleciał z drugiego piętra, to szef jej powiedział: "Po co się pani spieszy, skoro i tak już nic nie da się zmienić?" - opowiada dzisiaj Prus w programie "Życie po życiu". - Ta kontuzja odnowiła mi się w szkole mistrzostwa sportowego w Rzeszowie. Po treningu z drużyną poszliśmy na kolację. Usiadłem na krześle i... nagle nie mogłem się ruszyć. Chłopaki podnieśli mnie i położyli na łóżku. Tak jak wtedy leżałem, tak zostałem przez kolejne trzy miesiące.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ. TRZECI ODCINEK DRUGIEGO SEZONU "ŻYCIA PO ŻYCIU". GOŚCIEM DAWIDA GÓRY BYŁ MARCIN PRUS:
"To kompletnie nie dla mnie"
Od pierwszych lekcji wychowania fizycznego przejawiał duży talent do siatkówki. Na mistrzostwach świata juniorów w 1997 roku otrzymał tytuł najlepszego siatkarza turnieju.
Bronił barw tylko dwóch klubów: Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle i Gwardii Wrocław. W tym drugim jednak, przez kontuzję, nie zagrał ani razu.
W reprezentacji Polski wystąpił 97 razy. To właśnie wtedy nazywano go Dennisem Rodmanem polskiej siatkówki. Chodziło głównie o zmieniający się kolor jego fryzury i barwną osobowość. Był kolorowym ptakiem polskiego sportu.
Po zakończonej karierze próbował iść kilkoma drogami. Nie wszystkie okazały się właściwe.
W 2015 z listy Platformy Obywatelskiej wystartował w wyborach do Sejmu.
- W zasadzie zostałem o to poproszony. Polityka była mi daleka, ale bliska o tyle, że widziałem ją w telewizji. Chciałem mieć realny wpływ na to, co się dzieje. Ale wiadomo, że na szczycie są jedna czy dwie osoby, które zarządzają. Stwierdziłem, że to kompletnie nie dla mnie. Świadomie przegrałem. Kiedyś oglądałem taki program, w którym pokazywano sylwetkę Bruce’a Lee i coś, co się nazywało sztuką walki bez walki. Moja kampania polegała na tym, że jej nie było. Nie chodziło o to, żeby się tam dostać, tylko zobaczyć, jakie są możliwości i być może w przyszłości coś z tym zrobić. Pojawił się zgrzyt wewnątrz Kędzierzyna-Koźla, bo nie dostała się przeze mnie jedna z osób, które były już w zeszłym roku - tłumaczy Prus.
Politykę nazywa epizodem, kompletną pomyłką, której żałuje. Ten świat jest mu obcy.
Siatkarskie kości
Wreszcie dostał propozycję prowadzenia zajęć z dziećmi w ramach siatkarskich ośrodków szkolnych. Na niektóre z nich przychodzi po kilka tysięcy małych słuchaczy. Robi szkolenia, wygłasza mowy motywacyjne.
- Dostałem propozycję od Waldka Wspaniałego, który jest szefem siatkarskich ośrodków szkolnych i siedzi w Polskim Związku Piłki Siatkowej. Projekt wymyślono, aby stworzyć grupy pasjonatów, którzy przełożą to na szkolenie młodzieży. Aby polska siatkówka funkcjonowała tak, aby zagwarantować stałe dopływy do reprezentacji Polski, poczynając od szkoły podstawowej - mówi z satysfakcją.
I dodaje: - Twierdzę, że im większa styczność młodego człowieka z ludźmi, którzy coś znaczyli dla określonej dziedziny życia, tym bardziej wierzy on, że w życiu można coś osiągnąć. W sporcie jest wiele cech, które młodemu człowiekowi można przykleić. Każdy chce być ambitny, lubiany, wysportowany, chce osiągać sukcesy.
Poza szkoleniami zajmuje się też pisaniem książek, współpracą z telewizją przy okazji wydarzeń sportowych oraz... stworzoną przez siebie grą. To siatkarskie kości. Produkt, dzięki któremu można rozegrać dynamiczny mecz siatkówki, nie ruszając się z fotela.
Prus w swoich mowach motywacyjnych porusza m.in. temat licznych i poważnych kontuzji, których nabawił się podczas kariery, a które zablokowały mu drogę do jeszcze większych osiągnięć. Jednak to nie urazy i przerwy w karierze uważa za swój najtrudniejszy czas w życiu.
Pstryknięcie palcem
Dojmującą stratą był rozwód. Ale nie chodzi o relacje z byłą żoną.
- Straciłem osobę, czyli dziecko, która była dla mnie istotą i sensem funkcjonowania w okresie kontuzji. Natala zajmuje pierwsze miejsce i nigdy z niego nie spadnie, ale kiedy byłem po operacjach, zajmowałem się małą od połowy roku życia aż do naszego rozwodu, czyli łącznie w granicach 5,5 roku. Z wielką przyjemnością wstawałem z rana, cieszyłem się z pierwszego uśmiechu, którym Natala mnie obdarowywała. Mała budziła się o 5.30 z wielkim bananem na twarzy i korciło mnie, żeby go zobaczyć jako pierwszy, kąpałem ją, miałem megafrajdę z tego, że jestem ojcem na pełen etat. Dla mnie nie było problemu z tym, żeby przejąć funkcję opiekuna nad własnym dzieckiem - opowiada Prus w programie "Życie po życiu". - Rozłąkę trudno jest zrozumieć facetowi, który tak bardzo kocha własne dziecko, że nie wyobraża sobie bez niego dalszego życia. Wychowujesz córkę od rana do wieczora przez pięć lat ciurkiem, jesteś z nią non stop i nagle ktoś pstryka palcem. Mówi, że twoje życie właśnie się zmieni. Musiałem się oduczyć kochać ją tak bardzo.
Były siatkarz podkreśla, że jego miłość jest stuprocentowa. Automatycznie musiał wyrobić w sobie nawyki obronne, które pozwoliły mu nie walczyć o to, na co nie ma wpływu.
- Mówimy o życiu człowieka po rozwodzie. Oddajesz dziecko po weekendzie i nagle okazuje się, że te drzwi, które zamykasz, to jest ostatni moment, kiedy widzisz dziecko. Normalnie byś przegryzł klamkę i dostał się do środka. Tymczasem córka krzyczy w środku, a ty nie możesz nic zrobić - zaznacza Prus.
Po rozwodzie zaczął jednak lepiej dogadywać się z byłą żoną. Cel nadrzędny: dobro dziecka.
- Nie mam do niej żalu. Podjęła pewne kroki we własnym życiu, a że ja byłem wypadkową jej życia, nasze losy się połączyły, a potem rozeszły. Niech jest szczęśliwa i niech tworzą fajną rodzinę - podsumowuje były środkowy reprezentacji Polski.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty
Zobacz inne odcinki drugiego sezonu "Życia po życiu":
Dramatyczne chwile Anny Kiełbasińskiej. "Miałam nieprzespane noce, koszmary" >>
Dla Pawła Nastuli czas się zatrzymał. "To stało się nagle" >>
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)