Tomasz Wójtowicz, uznawany za najwybitniejszego polskiego siatkarza, zmagał się z rakiem trzustki. Był tak ceniony w swoim klubie, że uznano go za "niezbędnego do produkcji śmigłowców". W polskiej kadrze natomiast był wirtuozem, "za którym inni nosili fortepian". Jak wspomina Ryszard Bosek, kolega z drużyny: - Gdyby w tamtych latach sztucznej inteligencji polecono stworzyć siatkarza idealnego, stworzyłaby właśnie Tomka.
Wojciech Drzyzga, który grał z nim w Legii Warszawa, dodaje: - Jeśli chodzi o technikę, Wilfredo Leon mógłby nosić za nim torbę.
Nie było i nie ma lepszego od niego
Ci, którzy pamiętają Wójtowicza z boiska, nie mają wątpliwości - był najlepszym polskim siatkarzem wszech czasów, który "wyprzedzał swoją epokę". Jak podkreśla Julio Velasco, twórca znakomitej włoskiej drużyny z lat 90., Wójtowicz w pewnych elementach stanowił "wzorzec z Sevres". Również Brazylijczycy widzieli w nim bohatera i idola, a w Japonii witano go jak gwiazdę rocka.
Wójtowicz od najmłodszych lat związany był z siatkówką. Treningi rozpoczął pod okiem ojca, Kazimierza, w MKS-ie i AZS-ie Lublin, a następnie w Avii Świdnik. Nie było taryfy ulgowej - zarówno Tomasz, jak i jego brat Wojciech, musieli ciężko pracować. Wójtowicz szybko zyskał reputację w polskiej siatkówce jako zawodnik z ogromnym talentem. W 1973 roku był już w pierwszej reprezentacji u Huberta Wagnera, gdzie przeszedł chrzest bojowy w formie dodatkowych treningów, bo, jak mówił Wagner: "Każdy talent to leń".
Największe sukcesy przyszły szybko - Wójtowicz miał zaledwie 21 lat, gdy Polska zdobywała mistrzostwo świata w Meksyku, a dwa lata później złoto olimpijskie w Montrealu. W obu przypadkach pełnił kluczową rolę, grając "pierwsze skrzypce". - Tomek był wielki już od momentu pojawienia się w reprezentacji. Potrafił wszystko - wspomina Ryszard Bosek. Był znany z tego, że potrafił przyjąć piłkę, fantastycznie atakować, a kiedy ktoś go zablokował, zawsze odbijał kolejną piłkę jeszcze mocniej.
[b]
Niezbędny przy produkcji śmigłowców
[/b]
Swoją karierę kontynuował w Legii Warszawa, ale początkowo związany był z Avią Świdnik, klubem, który starał się zatrzymać go w swoich szeregach, wpisując w dokumenty, że jest "niezbędny do prawidłowego przebiegu procesu produkcyjnego" w fabryce śmigłowców. Ostatecznie Wójtowicz trafił do Legii, gdzie zdobył swoje pierwsze mistrzostwo Polski.
W drugiej połowie lat 70., Wójtowicz był bezdyskusyjnie najlepszym siatkarzem na świecie. - Na bloku jego granie było porażające. Zatrzymywał ataki, których my nie dotykaliśmy. Potrafił bronić lepiej niż chłopaki o 20 cm niżsi - mówi Wojciech Drzyzga. Choć nie był wyjątkowo skoczny, "miał doskonałą technikę i świetnie ułożoną rękę", dzięki czemu atakował tam, gdzie chciał.
W latach 80. Wójtowicz wyjechał do Włoch, gdzie osiągnął znaczące sukcesy, w tym Puchar Klubowych Mistrzów Europy z Santalem Parma. Andrea Anastasi, późniejszy selekcjoner reprezentacji Polski, wspomina: - Byłem zakochany w jego grze. Blokował i atakował jak nikt inny.
Siatkarski świat zawsze podziwiał Wójtowicza, a potem wspierał go w walce z najgroźniejszym przeciwnikiem. Po powrocie z jednej z transmisji żona zwróciła uwagę na jego żółty odcień skóry. Diagnoza - rak trzustki. Szybko podjęto operację, a następnie chemioterapię, co znacznie osłabiło Wójtowicza. - 2020 rok był dla niego bardzo trudny - mówi Drzyzga, który był z nim w stałym kontakcie.
Niestety 24 października 2022 wybitny polski sportowiec zmarł po długiej chorobie. Miał 69 lat.