W ubiegłym roku PGE Projekt Warszawa zdobył brązowy medal siatkarskiej PlusLigi - jednej z najsilniejszych lig świata. Już od wielu lat klub ze stolicy jest w ścisłej czołówce. W składzie drużyny są wicemistrzowie olimpijscy Jakub Kochanowski i Bartłomiej Bołądź, a także byli mistrzowie świata jak Andrzej Wrona, Damian Wojtaszek czy Artur Szalpuk.
Trzecie miejsce dało im przepustkę do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Eksperci typują, że ekipa ze stolicy Polski ma wielkie szanse dotrzeć przynajmniej do ćwierćfinału rozgrywek, a niektórzy mówią nawet o historycznym udziale w Final Four.
Jednak ci kibice, którzy myśleli, że obejrzą w Warszawie ciekawe mecze Champions League srogo się przeliczyli. Dwa mecze fazy grupowej PGE Projekt rozegra bowiem... w Łodzi, ponad 100 kilometrów od domu. Dlaczego tak się stało?
Hali brak
Domową halą dla Projektu jest Torwar. Jednak - niestety - jest to jedyna w miarę duża hala w Warszawie, która spełnia europejskie standardy. W związku z tym niemal przez cały czas jest zarezerwowana na różnego rodzaju wydarzenia sportowe, targi czy koncerty. Kiedy w sierpniu CEV (Europejska Konfederacja Siatkówki - przyp. red.) ogłosił dokładne terminy Ligi Mistrzów, klub próbował zarezerwować obiekt. Nie był już dostępny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niezwykłe spotkanie Roberta Lewandowskiego
Drugim, rezerwowym miejsce jest dla drużyny jest Arena Ursynów. Spełnia ona wymogi PlusLigi, ale od tego roku już nie europejskich pucharów.
- CEV postawił nas pod ścianą. Wcześniej w Arenie Ursynów organizowaliśmy już mecze Ligi Mistrzów. Hala spełnia wszelkie wymogi telewizyjne. Z powodzeniem odbywały się w niej wydarzenia na ponad 2 tysiące ludzi. CEV tego w ogóle nie wzięła pod uwagę, a decyzja o tym, że hala musi pomieścić 2,5 tysiąca widzów. Nie uwzględnia to istoty całego wydarzenia, zwłaszcza że inne mecze w Lidze Mistrzów były rozgrywane w obiektach o dużo niższym standardzie, a swoim doświadczeniem wielokrotnie pokazywaliśmy, że potrafimy organizować wydarzenia tej rangi - tłumaczy nam Piotr Iwańczyk, rzecznik PGE Projektu.
I w ten oto sposób brązowi medaliści ostatnich mistrzostw Polski trafią do łódzkiej Sport Areny, która może pomieścić niewiele ponad 4 tysiące widzów. Tam zagrają dwa mecze fazy grupowej: 12 listopada z Greenyard Maaseik, a 3 grudnia z Berlin Recycling Volleys.
W tych dniach na Torwarze nie odbywają się żadne wydarzenia. Ale obiekt będzie przygotowywał się na Międzynarodowe Zawody Jeździeckie Cavaliada od 10 listopada, a dzień po meczu z niemieckim zespołem odbędzie się koncert Krzysztof Krawczyk Revisited. Organizatorzy tego wydarzenia zarezerwowali halę na dwa dni wcześniej.
Zarządcą Torwaru jest Centralny Ośrodek Sportu. Czy w takim wypadku to nie drużyny sportowe powinny mieć pierwszeństwo w rezerwacji hali?
COS w odpowiedzi na pytania WP SportoweFakty wyjaśnia, że po prostu otrzymał informację za późno. Pierwszeństwo mają zawsze podmioty związane ze sportem, a organizatorzy Cavaliady byli szybsi. W wypadku drugiego terminu hala także była zarezerwowana już dużo wcześniej i nie dało się nic z tym zrobić.
Warto dodać, że przeprowadzka rodzi dodatkowe koszty. Wynajęcie hali to wydatek dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy złotych. U siebie, na Torwarze odbędzie się tylko starcie z ACH Volley Lublana 17 grudnia.
- W najbliższej okolicy nie ma innej hali spełniającej aktualne wymogi CEV, więc Łódź była najrozsądniejszym wyborem. Organizacyjnie jesteśmy w stanie temu sprostać, natomiast w nieco trudniejszej sytuacji są nasi kibice, którzy będą musieli dojechać 120 kilometrów. Rozumiemy to i będziemy chcieli ten proces jak najbardziej usprawnić. Do Sport Areny fani będą mieli najbardziej komfortowy dojazd, a wybór obiektu też był podyktowany tą kwestią. Chcemy zrobić tak, żeby jak najmniej na tym ucierpieli - przyznaje Iwańczyk.
Wstyd na całą Europę
Ten przypadek obrazuje ogromny problem w stolicy - brak przyzwoitej, dużej hali, na której można by rozgrywać mecze. Większe obiekty są w stolicy Andory (!), Czarnogóry czy Cypru, a te państwa mają łącznie mniej ludności niż sama Warszawa. W tyle naszą stolicę pozostawiają także kraje bałtyckie.
Warszawa może tylko zazdrościć takim miastom w Polsce jak Kraków, Gdańsk, Łódź, Katowice czy Gliwice, które mają piękne kilkunastotysięczne obiekty. Torwar jest także mniejszy od hal w Częstochowie, Bydgoszczy, Gorzowie Wielkopolskim czy Radomiu.
Dlaczego tak jest? Stolica po prostu przespała moment, kiedy to w pierwszej i drugiej dekadzie XXI wieku inne miasta budowały duże, nowoczesne obiekty.
Ostatnio, w czerwcu 2024 roku media obiegła wiadomość, że obok Stadionu Narodowego ma powstać hala na 22 tysiące widzów - największy tego typu obiekt w Polsce. Według informacji, do których dotarł sport.pl, taki obiekt ma kosztować ok. 1,5 miliarda złotych. To prawie tyle, ile Stadion Narodowy, który kosztował dwa miliardy złotych.
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to realnym terminem oddania nowego obiektu jest 2030 rok.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty