Grbić: Myślę, co zrobić, by zdobyć złoto za cztery lata

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Michael Reaves / Na zdjęciu: Nikola Grbić
Getty Images / Michael Reaves / Na zdjęciu: Nikola Grbić
zdjęcie autora artykułu

Nikola Grbić mówi, co zrobiłby inaczej w olimpijskim finale. - Chodzi o zmiany. Niektóre z nich przeprowadziłbym wcześniej i być może zrobiłbym jeszcze jakąś jedną - mówi w długim wywiadzie dla WP SportoweFakty.

W tym artykule dowiesz się o:

Po 48 latach reprezentacja Polski siatkarzy zdobyła długo wyczekiwany medal olimpijski. Biało-Czerwoni pod wodzą Nikoli Grbicia w Paryżu wywalczyli srebro. Trapieni kontuzjami w finale przegrali z Francuzami 3:0. Trójkolorowi tak zdominowali spotkanie, że trudno nawet przez moment było myśleć o innym rozstrzygnięciu.

W rozmowie z WP SportoweFakty Nikola Grbić wraca do tych wydarzeń i opowiada, dlaczego w finale nie przeprowadził wcześniej zmian. Mówi też o planach na przyszłość i zmianie kadrowej w reprezentacji Polski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jak pan traktuje srebrny medal igrzysk olimpijskich? Sukces czy można było zrobić więcej?

Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski siatkarzy: I jedno, i drugie. Jeśli ktoś by nam zaoferował srebro przed turniejem, wszyscy by je wzięli. To był przecież pierwszy finał olimpijski dla polskiej siatkówki od 48 lat.

Szkoda jednak tego, że mieliśmy tak wiele kontuzji. Dlatego nie graliśmy na swoim poziomie. Nie wiem, czy byśmy pokonali Francję (Polska przegrała w finale IO 0:3 - przyp.red.), ale na pewno bylibyśmy lepsi. Mecz byłby bardziej wyrównany.

Wyobraźmy sobie, że znowu jest poranek kilka godzin przed finałem igrzysk. Zmieniłby pan coś?

Oczywiście. Zawsze po przegranym meczu wychodzą rzeczy, które następnym razem należy zmienić. Nie tylko chodzi o sam finał, ale w ogóle przygotowania. Wiem, że w momencie podejmowania decyzji, robiłem to najlepiej, jak tylko potrafiłem. Nie mogłem jednak przewidzieć wszystkiego. Wyciągnąłem kilka lekcji z tego turnieju.

Jakie?

O niektórych rzeczach nie byłoby mądrze rozmawiać publicznie, bo wywołałyby niepotrzebną polemikę. Chodzi o zmiany już w trakcie finału. Niektóre z nich przeprowadziłbym wcześniej i być może zrobiłbym jeszcze jakąś jedną, która odmieniłaby mecz.

Nie mogliśmy nic zrobić, by zapobiec urazom Marcina Janusza, Pawła Zatorskiego, Mateusza Bieńka. Pech odgrywał wielką rolę. Z drugiej strony przez całe trzy lata mojej pracy nie mieliśmy niektórych ważnych zawodników z powodu kontuzji. W 2022 roku nie było Hubera i Leona, w 2023 Kurka i Bieńka. Urazy wpłynęły na nasz występ, choć nie powiem, że bez nich na pewno zdobyliśmy złoto. Jest mi jednak po prostu żal.

Po finale pojawiła się krytyka ze strony niektórych ekspertów czy byłych trenerów, że trzeba było wcześniej zmienić grającego z urazem Marcina Janusza i dać szansę Grzegorzowi Łomaczowi.

Wiesz dlaczego tak mówili? Bo w półfinale Łomacz odwrócił wynik. Taki mecz, jak półfinał igrzysk przeciwko USA, zdarza się raz na sto lat. Spójrzmy na to logiczne, wchodzi drugi rozgrywający, nasz jedyny libero nie czuje dwóch palców, a do tego kontuzjowany jest jeszcze środkowy. Amerykanie prowadzą 2:1 i 12:9, grają fenomenalnie. To, że z tego wyszliśmy, jest bliższe cudu niż normalnej sytuacji sportowej. Powtórka czegoś takiego w ciągu trzech dni była praktycznie niemożliwa.

Ponadto przez 2,5 roku przygotowywaliśmy się na to, że Marcin Janusz będzie naszym pierwszym rozgrywającym, bo jest po prostu najlepszym Polakiem na tej pozycji.

Grzesiek jest kapitalny. Jestem z niego dumny, bo wiem, że miał dużo krytyków. Pojawiło się wielu ekspertów, którzy przed igrzyskami mówili, że nie powinno być dla niego miejsca w kadrze. Cieszę się, że to on był naszym bohaterem w półfinale. Teraz możemy dyskutować o tym, czy Janusz w finale powinien zejść wcześniej, ale tak samo możemy zrobić chociażby w przypadku Śliwki, czy nie powinienem go wprowadzić za Fornala. Tylko mogę sobie wyobrazić, jaka krytyka pojawi się, jeśli wrócimy z jakiegoś turnieju bez medalu.

Czego nauczyły pana igrzyska w Paryżu?

Jeszcze nie oglądałem wszystkich meczów, bo nadal mam w sobie zbyt duże emocje, jeśli rozmawiam o igrzyskach. Trzeba mi czasu, bym mógł się zresetować, wrócić do równowagi. Po prostu potrzeba mi chłodniejszej głowy, by wyciągnąć lekcję. Cztery lata to długi okres, zmienią się gracze, zmienię też system pracy, treningów. Podejście będzie jednak takie samo.

Najgroźniejsza rzeczą dla nas byłoby to, jakbyśmy zaczęli myśleć o sobie, jacy to nie jesteśmy super, bo wtedy stracimy koncentrację i dyscyplinę, czyli te rzeczy, które doprowadziły nas do olimpijskiego medalu. Nie ma potrzeby, byśmy zbaczali z kursu, bo to nie pomoże nam w pozostaniu na wysokim poziomie. Ważne jest to, że byśmy pozostali na ziemi i nie wywyższali się. Nie możemy myśleć, że jesteśmy najlepsi na świecie, bo finał pokazał, że nie jesteśmy. Istnieje przestrzeń do poprawy.

Będzie pan prowadził Polaków przez kolejne cztery lata. Pojawił się w głowie plan na przygotowaniach do Los Angeles?

Oczywiście. Już niedługo po finale zastanawiałem się nad tym, jak sprawić, byśmy na igrzyskach w Los Angeles byli jeszcze silniejsi, bardziej przygotowani na igrzyska. Myślę nad tym, co zrobić, by zdobyć złoto za cztery lata. Zastanawiam na temat tego, czy dodać kogoś do sztabu, jak zorganizować zespół i kto w nim będzie.

Ale na razie spokojnie, jeszcze za wcześnie na detale. Jesteśmy rozemocjonowani, może nawet zmęczeni po Paryżu, by rozmyślać o wszystkim i podejmować decyzje o tym, co robić na zgrupowaniu w maju przyszłego roku.

Należy się spodziewać rewolucji w składzie? Podczas igrzysk w Los Angeles Grzegorz Łomacz będzie miał 41 lat, Bartosz Kurek 40, a Paweł Zatorski 38 i może z wyjątkiem tego ostatniego, to mało prawdopodobne, by dotrwali do turnieju. Już od 2025 roku będą w kadrze nowe twarze?

Zawsze będziemy powoływać młodych graczy, by dać im szansę, by się pokazali, by poczuli klimat gry w reprezentacji. To odpowiednia droga, bo wtedy zobaczymy, kto z nich nadaję się do kadry i być może wejdzie za kogoś, kto pojechał na igrzyska.

Ze wszystkimi przeprowadzę rozmowę. Jeszcze za wcześnie dla mnie i dla niektórych graczy, by na coś się decydować. W emocjach po igrzyskach mogliby podjąć jedną decyzję, ale po dwóch, trzech miesiącach ją zmienić, gdy odpoczną. Ważne, by takie rozmowy były przeprowadzone z chłodną głową. Muszą skonsultować się na spokojnie z rodziną i wtedy poinformują o tym, co zrobią dalej.

W przyszłym roku odbędą się mistrzostwa świata i to jest jedyny tytuł, którego nie ma pan w swojej kolekcji ani jako zawodnik, ani jako trener. 

Dla mnie to wielka motywacja, ale nie zmieni to nic w naszych przygotowaniach i sposobie pracy. Zawsze pracuje dużo i po prostu najlepiej jak umiem, tego nic nie zmienia. Pod kątem emocjonalnym to byłaby wielka rzecz. Mam nadzieję, że pokonam i tę przeszkodę.

Jak spędza pan wakacje po igrzyskach?

Jestem w Serbii z rodziną. Odwiedzamy przyjaciół, chodzimy na urodziny. Mamy też małą łódkę, więc trochę sobie pływamy. Chcieliśmy spędzić razem z rodziną kilka tygodni, zanim zacznie się rok szkolny. Wtedy wrócimy do Włoch, bo tam moi synowie chodzą do szkoły.

Wsparcie najbliższych było dla kluczowe w Paryżu? Zawsze staramy się być razem, kiedy tylko możemy. Mają bardzo dużo zrozumienia dla mojej pracy. Dla mnie to wielkie szczęście, że udało się dla nich zdobyć bilety, bo było to bardzo trudne. Udało nam się to i bardzo się cieszę, że nie byłem sam, kiedy zdobywaliśmy olimpijski medal.

Kiedy wraca pan do pracy? 

Mój plan jest taki, że wrócę na Superpuchar 25 września w Katowicach. Wcześniej przyjadę do Warszawy 9 lub 10 września na spotkanie w ministerstwie sportu.

Czytaj więcej: Aleksander Kwaśniewski o igrzyskach w Polsce. "To mnie martwi"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty