"Od samego początku mówiłem". Polski siatkarz bez ogródek o wyniku w Paryżu

Materiały prasowe / FIVB
Materiały prasowe / FIVB

- Ta informacja do nas jeszcze nie dociera i nie jesteśmy w stu procentach szczęśliwi - mówi Kamil Semeniuk w wywiadzie dla WP SportoweFakty. Opowiada, jak reprezentacja Polski w Paryżu reagowała na kontuzje i co zadecydowało w finale.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Gdyby ktoś ci powiedział przed igrzyskami olimpijskimi, że zdobędziesz srebro, wziąłbyś je w ciemno?

Kamil Semeniuk, przyjmujący reprezentacji Polski: Oczywiście, że tak. Od samego początku mówiłem, że chciałbym zdobyć medal olimpijski, bez znaczenia na kolor. Mamy srebro. Być może ta informacja do nas jeszcze nie dociera i nie jesteśmy w stu procentach szczęśliwi. W końcu przegraliśmy ostatnie spotkanie w turnieju.

Może byłoby inaczej, jakbyśmy zdobyli brąz. Wtedy swój ostatni bój byśmy wygrali. Na lotnisku przywitało nas wielu kibiców. To dostarczyło nam wielu pozytywnych emocji i uświadamia, jak wielką rzecz zrobiliśmy.

Czy ten srebrny medal doceniacie już bardziej po powrocie do Polski? W sobotę było widać po was spore rozgoryczenie.

Tak. Z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę ten medal smakuje coraz lepiej. Z początku mieliśmy lekki niedosyt i żal, że nie udało się zdobyć złota. Trzeba pamiętać jednak, że to pierwszy medal igrzysk od 48 lat i mocno to doceniamy.

Jak na was w finale z Francją wpłynęły kontuzję? I nie pytam tylko o czysto sportowy aspekt, lecz mentalny. Mieliście świadomość, że jedyny libero w składzie, Paweł Zatorski, nie gra na sto procent możliwości, a Marcin Janusz być może za chwilę będzie musiał zejść z boiska?

Na pewno było nam smutno i chcieliśmy, by wszyscy byli zdrowi. Taki jest jednak zawodowy sport i kontuzje się zdarzają. Wiele razy już w naszym zespole były wymuszone zmiany. Trener prowadzi drużynę tak, że każdy, kto wchodzi, ma dawać jakość i wysoki poziom.

ZOBACZ WIDEO: Tłumy na Okęciu. Tak przywitano srebrnych medalistów olimpijskich

Na wiadomość, że Marcin Janusz i Paweł Zatorski mogą nie wystąpić w finale, a Tomek Fornal w meczach fazy grupowej, zareagowaliśmy z lekkim smutkiem. Współczuliśmy im, ale nie załamywaliśmy rąk. Wiedzieliśmy, że mamy w swoich szeregach zastępstwo na każdej pozycji i poziom nie spadnie.

Czyli te problemy przed finałem was zahartowały?

Myślę, że bardzo. To nie był pierwszy raz, kiedy mieliśmy problemy zdrowotne podczas jakiegoś turnieju. Tak samo było na igrzyskach. W niektórych momentach byliśmy bardzo poturbowani. Modliliśmy, że chłopaki jak najszybciej wyzdrowieli. Pokazaliśmy charakter, wolę walki. Niezależnie od naszego zdrowia wychodziliśmy na boisko i walczyliśmy o zwycięstwo.

Czy wysoko przegrany mecz z Włochami (1:3) na koniec fazy grupowej był jakimś momentem zwrotnym dla was w tym turnieju? Była jakaś rozmowa w szatni?

Ten mecz nam nie wyszedł. Mieliśmy świadomość wtedy, że Włosi zagrali naprawdę solidnie, ale nie było to spotkanie poza naszym zasięgiem. Niczym nas nie zaskoczyli. Z każdą reprezentacją, z wyjątkiem Egiptu, mierzyliśmy się tyle razy, że znamy się jak łyse konie. Wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze faza pucharowa i skupialiśmy się, żeby zagrać jak najlepiej w ćwierćfinale ze Słowenią.

W półfinale z USA przegrywaliście 1:2 i 3:7. Jak udało wam się z tego wyjść?

Wolą walki i tym, że jak reprezentujemy Biało-Czerwone barwy, to gramy na maksa. Nigdy się nie poddajmy, niezależnie od sytuacji i wyniku. Nie mieliśmy nic do stracenia. Mieliśmy poturbowany zespół, ale na każdej pozycji posiadaliśmy wartościowe zastępstwo. Grzegorz Łomacz wszedł na boisko i pokierował naszą drużynę do finału.

To jest też filozofia Nikoli Grbicia, że wszyscy zawodnicy mają być gotowi do gry wejścia w każdym momencie.

Dokładnie. Taka jest siatkówka. Czasem możesz przegrać seta do 10, ale kolejnego zaczynasz od zera. Najważniejsze, by nigdy się nie poddawać. Przegraliśmy seta dość wyraźnie, ale w takiej sytuacji najlepiej się od tego odciąć, zostawić za sobą i iść dalej.

Słynna przemowa i bezpardonowy apel Tomasz Fornala w czwartym secie stał się hitem internetu. Na ile takie słowa realnie mają wpływ, a na ile sobie kibice i dziennikarze dorabiają do tego teorię.

Takie słowa padały już wielokrotnie w naszym kręgu. Teraz tak się ułożyło, że nastała cisza w hali i zdanie Tomka wybrzmiało głośno. W takich sytuacjach zawsze ktoś z nas krzyknie, by się bić jak bokser z rywalem. Czasem możesz paść na deski, ale trzeba walczyć dalej.

Czy Francuzi w finale zagrali na nieosiągalnym dla was poziomie? Bo nasza gra nie wyglądała fatalnie.

Nie zagraliśmy fenomenalnego meczu. Mieliśmy swoje okazje, by przełamać rywala na samym początku. Nie wykorzystaliśmy ich, a Francuzi się nakręcili tym, że hala była po ich stronie.  Wygrywali też długie wymiany, publika wtedy szalała, a oni byli jeszcze bardziej napędzeni.

Walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło. Nie jest też tak, że przeciwnicy zagrali nie wiadomo jaką siatkówkę.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Nie rozmawialiśmy za dużo". Tak polscy siatkarze zareagowali po finale

Źródło artykułu: WP SportoweFakty