W ostatnich latach polskim siatkarzom nie brakowało sukcesów. Wygrywali mistrzostwa świata, Europy, triumfowali w Lidze Narodów. A kiedy nie zwyciężali, to i tak meldowali się na podium. Ciągle brakowało im jednak sukcesu podczas igrzysk olimpijskich. Kibice dobrze pamiętają ćwierćfinałowe porażki podczas pięciu ostatnich imprez tej rangi.
W końcu jednak udało się przełamać nieszczęsną barierę i przejść tę fazę. Niektórzy mówili o klątwie, inni zarzekali się, że jej nie ma. Faktem jednak było to, że dzięki pokonaniu Słoweńców (3:1) reprezentacja Polski awansowała do półfinału.
Amerykanie po drodze odprawili Niemcy, Argentynę, Japonię oraz Brazylię, tracąc przy tym w sumie cztery sety. Jednak przed startem potyczki z Polakami trudno było o wskazanie faworyta. Wydawać by się mogło, że upragnione przejście ćwierćfinału bardzo motywująco podziała na Biało-Czerwonych.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Kolejne treningi Biało-Czerwonych. Czas na fazę pucharową igrzysk
Spotkanie znakomicie rozpoczął Wilfredo Leon. Przyjmujący szalał w ataku i w polu zagrywki, biorąc na siebie ciężar zdobywania punktów, kiedy Bartosz Kurek nie wszedł jeszcze dobrze w mecz. Polacy błyskawicznie odskoczyli (7:3, 13:10), a choć Amerykanie doprowadzili do remisu, to zespół Nikoli Grbicia dyktował tempo.
Ogromny głód gry miał Norbert Huber, który do tej pory nie miał do tego wielu okazji, bo szkoleniowiec stawiał na duet Jakub Kochanowski - Mateusz Bieniek. Drugi ze środkowych nabawił się jednak uraz, który wykluczył go z dalszej gry na igrzyskach. Huber i Leon okazali się bohaterami premierowej odsłony, którą Biało-Czerwoni wygrali do 23.
Po zmianie stron obraz gry nieco uległ zmianie. W reprezentacji USA dobrze funkcjonowały oba skrzydła. Micah Christenson miał bardzo duży komfort, szczególnie, kiedy w jego drużynie było dobre przyjęcie. Świetnie spisywali się przede wszystkim Matthew Anderson i Aaron Russell. Amerykanie wykorzystali dopiero trzeciego setbola, ale doprowadzili do wyrównania w meczu.
Rywale na fali odpłynęli w trzeciej partii, budując sobie szybko trzypunktową przewagę. Gdy reprezentacja USA prowadziła 15:9, doszło do zderzenia Marcina Janusza z Pawłem Zatorskim. Zawodnicy będąc w biegu zaczepili o siebie barkami. O ile rozgrywający początkowo czuł się dobrze, tak libero długo leżał na parkiecie. Ostatecznie zdołał wrócić do gry, ale nie był w stanie prezentować swojego poziomu. Amerykanie wygrali gładko tę partię.
Gdyby tego było mało, to w czwartej partii parkiet musiał opuścić Marcin Janusz, nie był jednak w stanie kontynuować gry. Anderson kończył pewnie kolejne ataki i niewiele wskazywało na to, żeby Polacy zdołali się podnieść, tracili trzy punkty i wydawali się nieco podłamani stratą rozgrywającego.
Grzegorz Łomacz zachował jednak zimną krew. Uruchomił na dobre środek oraz Tomasza Fornala, który nakręcał się z każdą kolejną akcją, podrywając resztę drużyny do walki. Uskrzydleni Biało-Czerwoni wyszarpali, bo inaczej nie da się tego nazwać, drugiego seta na swoje konto.
Tie-break był już istnym szaleństwem. Tempo w tej części spotkania nadawali Polacy, którzy czuli się świetnie po znakomitym rozstrzygnięciu czwartej partii. Nie prowadzili tylko przez chwilę, bowiem pierwszy punkt w tym secie wygrali Amerykanie. Później dzielili i rządzili Polacy, dzięki czemu awansowali do finału i mają już medal!
W sobotę w walce o złoto zmierzą się z Francją lub Włochami.
Polska - USA 3:2 (25:23, 25:27, 14:25, 25:23, 15:13)
Polska: Leon, Kurek Kochanowski, Janusz, Fornal, Huber, Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek, Semeniuk, Bołądź
USA: Anderson, Russel, TJ Defalco, Christenson, Holt, Averill, Shoji (libero) oraz Ma'a, Muagututia
Czytaj też:
Pierwszy taki mecz od 44 lat. Nikola Grbić mówi o szansach Polaków
Wilfredo Leon nagle zaczął mówić po rosyjsku. W Moskwie zachwyceni
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)