Krzysztof Sędzicki: A może trzeba trochę pocierpieć, żeby mieć medal? [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Jacek Piski / Na zdjęciu; Reprezentacja Polski siatkarzy
PAP / Jacek Piski / Na zdjęciu; Reprezentacja Polski siatkarzy
zdjęcie autora artykułu

Po fazie grupowej turnieju olimpijskiego siatkarzy jesteśmy pewnie trochę wstrząśnięci i zmieszani. Z pewnością na myśl o ćwierćfinale pojawia się spora dawka adrenaliny. Może to i dobrze?

Nie da się zagrać sześciu idealnych meczów, choć oczywiście każdy siatkarz na igrzyskach olimpijskich, łącznie z trenerem i całym sztabem by tego chcieli. Na tym poziomie nie nauczymy się przecież na nowo gry w piłkę siatkową. Teraz pozostaje dyspozycja dnia i odporność psychiczna.

O tym, że potrafimy się podnieść, świadczy mecz z reprezentacją Brazylii, który - delikatnie mówiąc - długo nam się nie układał. A jednak mieliśmy w swoim składzie Wilfredo Leona, który pomógł dźwignąć zespół z kryzysu, choć sam w pierwszej partii nadawał się do zmiany. To dowód na to, że nie można skreślać nikogo po jednym nieudanym secie.

Ta myśl przyświecała mi przez mecz z Włochami, gdzie zagraliśmy beznadziejnie nie tylko w premierowej, ale i drugiej odsłonie. I tu już od razu pojawia się lawina myśli: A może jednak zmienić tego Kurka? A może jednak nastąpił błąd przy selekcji? A może w ogóle trzeba było wszystko zrobić inaczej i jednak odpuścić Ligę Narodów?

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Brąz Świątek sukcesem czy niedosytem? "Trzeba zmienić narrację"

Tak jak zrobili to Włosi, którym trzeba oddać, że zagrali fantastyczne zawody. I to "krycie" się przez długie tygodnie VNL z pewnością trochę im pomogło. Ale to zawsze jest ryzyko. To, co możemy zrobić my, to pogratulować rywalom, docenić ich klasę i nabrać trochę pokory. W końcu starli się ze sobą aktualni mistrzowie Europy (Polacy) z aktualnymi mistrzami świata (Włosi). Nie wolno o tym zapominać.

Być może trzeba trochę pocierpieć i pozwolić wydarzyć się słabszemu meczowi wcześniej? Właśnie po to, żeby w fazie pucharowej zredukować ryzyko wystąpienia błędów. Ten kierunek trzy lata temu w Tokio obrali Francuzi - aktualni mistrzowie olimpijscy. Tak, dochodzimy do mitycznego określenia: "drużyna turniejowa".

Tym razem w meczu z Włochami objawił nam się inny lider - Kamil Semeniuk, bo na Leona Italia znalazła sposób. Czyli mamy możliwości, jesteśmy trochę nieobliczalni. Uwypuklają się też nasze braki. Ale - z ręką na sercu - czy nie widzimy braków u innych ekip?

Z jednej strony głębia składu jest dobra i odróżnia nas choćby od Słoweńców, z którymi zagramy w ćwierćfinale. Z drugiej aż przypomina się ta opinia za czasów Vitala Heynena, że "Polska to mogłaby wystawić trzy reprezentacje i każda walczyłaby o medal lub przynajmniej była w ósemce". Ale o tym się nie przekonamy, bo to jest "pół legenda, pół prawda, a pół nieprawda", a akurat Słoweńcy są jej absolutnym przeciwieństwem i są w tym samym miejscu co my.

Jesteśmy dwa dni przez najważniejszym meczem czterolecia w historii męskiej siatkówki.  Tak, tu też pojawiają się kłęby myśli o rozmaitych klątwach. Bo ćwierćfinał, bo Słowenia. Być może nie będziemy mogli spać z tego powodu. Ale w ćwierćfinale nie ma znaczenia, czy awansowałeś z pierwszego, trzeciego czy ósmego miejsca. W ćwierćfinale jesteś o jeden mecz od strefy medalowej i musisz go wygrać.

Jeśli wygrasz, przedłużasz sen. Jeśli przegrasz, wysiłek czterolecia idzie na marne. Nie ma znaczenia, co było wcześniej. Słowo "reset" jest nam potrzebne tak bardzo, jak dawno nie było. I pokora też się przyda, bo za darmo medalu - zwłaszcza olimpijskiego - się nie dostaje.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty Komentarze Krzysztofa Sędzickiego ->

Czytaj również: Trener Polaków wściekł się na siatkarzy. Kibice przed TV wszystko słyszeli

Źródło artykułu: WP SportoweFakty