Na hulajnodze w wielki świat

WP SportoweFakty / Monika Pliś
WP SportoweFakty / Monika Pliś

To historia Kopciuszka, którego jednak nawet przez pomyłkę nie zaproszono na bal. Za to na olimpijski parkiet wkrótce wyjdzie. Oto Magdalena Jurczyk, która dopiero w wieku 25 lat zadebiutowała w ekstraklasie i była bohaterką kwalifikacji do igrzysk.

Podstawowa środkowa polskiej drużyny jest ewenementem nie tylko w rodzimej siatkówce. Do dziewiętnastego roku życia występowała wyłącznie w lokalnej lidze, nigdy jej drużyna nie zakwalifikowała się do krajowego etapu rywalizacji w kategoriach młodzieżowych, nigdy nie uczestniczyła w żadnej formie szkolenia centralnego, nie była powoływana do kadry, choćby wojewódzkiej. Nie miała propozycji z dobrych klubów. Nikt się nią nie interesował.

- Gdy byłam nastolatką, nie miałam żadnych marzeń związanych z siatkówką, bo nie spróbowałam, jak to jest cokolwiek w niej osiągnąć, nie widziałam najmniejszej szansy na karierę - zwierza się Magdalena Jurczyk. - Dopiero kiedy w Karpatach Krosno bardzo się rozwinęłam, zaczęłam nieśmiało myśleć, że może pogram dłużej i z jakimś powodzeniem.

PIŁKĄ W ŚCIANĘ

Jurczyk wychowała się w Cergowej, niedużej wiosce leżącej u stóp góry o tej samej nazwie. Trzy wierzchołki, jaskinie ukryte w obrośniętych drzewami zboczach, Złota Studzienka - według legendy wykopana przed ponad sześciuset laty przez Świętego Jana z Dukli. Brzmi jak opis krainy dziecięcych przygód.

ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką": Tomasz Fornal pokazał sześciopak. "Masz ostatnią szansę"

- Raczej nie dla dziewczynki, a już na pewno nie dla mnie! Mam tak kiepską orientację w terenie i jestem tak roztrzepana, że gdybym gdzieś poszła, musieliby mnie długo szukać. W lesie muszę mieć przewodnika, który wie, jak skręcić - opowiada z humorem i samokrytycznie opisuje siebie siatkarka, która na boisku sprawnie odczytuje intencje przeciwniczek, dobiegając do nich z blokiem.

W Dukli, gdzie skończyła szkołę podstawową i liceum, ćwiczyła tenisa stołowego pod okiem Jana Dembiczaka, byłego… piłkarza Resovii i Karpat Krosno. Do dzisiaj zachowuje sentyment do swojej pierwszej dyscypliny. A że była najwyższą tenisistką, dostrzegł ją Robert Rąpała, trener siatkówki z nieistniejącego już SKS Dukla. Tam jednak uczestniczyła tylko w rozgrywkach amatorskich, potem przez dwa lata dojeżdżała na zajęcia do trzecioligowego UKS Dębowiec, aż zdała maturę i dostała się na studia w krośnieńskiej szkole wyższej, współpracującej z Karpatami.

- Czy to myśmy ją odkryli? Nie, po prostu się do nas zgłosiła - mówi związany z Karpatami przez wiele lat Dominik Stanisławczyk, który szkolił Jurczyk najdłużej - cztery sezony - i nauczył ją najwięcej. Nie chce przypisywać sobie nieistniejących zasług. - Już rok wcześniej miała przyjść do nas, do juniorek, ale nawet nie wiem, czemu to nie wypaliło. Kiedy już pojawiła się na treningach seniorek, łatwo było zauważyć, jak jest dynamiczna w dojściu do siatki i że bardzo szybko przemieszcza się między skrzydłami. Te cechy są dzisiaj jej atutami na poziomie międzynarodowym.

Latem 2014 roku Jurczyk trafiła do zespołu, który niedawno otarł się o awans do ówczesnej Orlen Ligi, między zawodniczki z ciekawymi CV. Stanisławczykowi wyrywa się określenie, że wyglądało to jak wizyta człowieka z innego świata, ale nie pozwala się pociągnąć za język.

- Część dziewczyn nie przyjęła mnie dobrze, zadzierały nosa - mówi bez ogródek Magda.

Do tego musiała zmierzyć się z nieporównywalnymi obciążeniami; zamiast trzech treningów - siedem, zamiast okazjonalnych ćwiczeń motorycznych, głównie z piłkami lekarskimi - wyczynowa siłownia. Im jednak łatwiej radziła sobie z nowymi wymogami, tym lepiej odnosiły się do niej koleżanki.

- Ma dobry charakter, jest wesoła i otwarta, dzięki czemu odnajduje się w każdej grupie -  twierdzi Dominik Stanisławczyk, który w 2017 roku obejmując Wisłę Warszawa, pociągnął Jurczyk za sobą.

- Od początku w Karpatach pracowała tak wydajnie, że już pod koniec pierwszego sezonu wychodziła w szóstce. Podstawową środkową została też w Warszawie, choć musiała konkurować z Kaśką Mróz i Kaśką Połeć.

Trener, który obecnie jest asystentem w kadrze U-20 i ciągle pracuje na krośnieńskiej uczelni, wspomina, że Magda była tam dziewczyną do wszystkiego. Reprezentowała uczelnię w akademickich mistrzostwach Polski w kilku dyscyplinach; biegała, potrafiła zagrać w kosza, piłkę nożną i badmintona.

Siatkarska droga w górę nie była jednak łatwa. Niektórzy kibice pamiętają, jak Magda, która nie potrafiła jeszcze w pełni kontrolować piłki, podczas meczu Karpat w starej, mniejszej hali przy ulicy Legionów, uderzyła z krótkiej w… przeciwną ścianę hali.

- Ale to był przypadek! - protestuje ze śmiechem. - Przecież nawet zaawansowanym technicznie zdarzają się podobne zagrania.

Przyznaje jednak, że doskonale pamięta tamtą sytuację i przeciągłe "uuuu", które poniosło się po trybunach. Przy okazji ujawnia się kolejna jej bardzo przydatna cecha. Tak jak nie sparaliżowała jej tamta wpadka, tak nie deprymują błędy popełnione w obecności tysięcy kibiców i kamer telewizyjnych.

Wyznacznikiem jej rosnącego poziomu sportowego były coraz częstsze, atrakcyjniejsze finansowo i ambitniejsze sportowo, oferty kontraktowe. W efekcie po obronie licencjatu na PWSZ wyjechała z Krosna i przez kolejne pięć lat co roku zmieniała klub. Aż zakotwiczyła w zdobywającym seryjnie medale Developresie.

NATURA KOCIEJ MAMY

Kiedy kilkanaście miesięcy temu z Rzeszowa odchodziła Jelena Blagojević, pewien miejscowy dziennikarz spytał Jurczyk, czy mogłaby przejąć od Serbki funkcję kapitana. - Nie nadaję się do tego, bo jestem zbyt niepoważna - wypaliła.

Podczas dłuższej rozmowy chętnie rozwija tę autocharakterystykę, choć teza pozostaje nieudowodniona. Weźmy choćby hulajnogę, jej ulubiony środek lokomocji; wszak nikt już nie patrzy na nią jak na atrybut dziecka.

- Najpierw kupiłam rower i przez blisko dwa lata się oszukiwałam, że będę nim jeździć na treningi - opowiada. - Wreszcie pojechałam i to był ostatni raz. Naprawdę trudno pedałować po dwóch godzinach zajęć... A hulajnoga jest elektryczna.

Dawniej twierdziła, że uwielbia słodycze i może ich jeść dużo, bo ma świetną przemianę materii. - To niestety się zmieniło i muszę się ograniczać - ubolewa teraz. - Trzydziestka się zbliża, a po przekroczeniu tej granicy ponoć zaczyna się wszystko, co złe - żartuje.

Magdalena jest wylewna, a koleżanki podkreślają, że kiedy trafi na interesujący ją temat, buzia jej się nie zamyka.

- Jakie tematy najbardziej mnie interesują? Po prostu pie-rdo-ły - akcentuje przekornie. - W autokarze jadącym na mecz lub z meczu to one są najpopularniejsze.

Tematem bardzo serio jest natomiast Tiks, trzyletni, popielatoszary brytyjczyk. Zabawnie brzmi, gdy Jurczyk, mówiąc o tych samych osobach, nazywa je na zmianę rodzicami i dziadkami.

- No tak, są moimi rodzicami, a dziadkami Tiksa - śmieje się Magda-kocia-mama. Uważa, że ma naturę podobną do swojego kota, ale on nie jest tak kontaktowy, jak jego mama. Kiedy do ich mieszkania przychodzą goście, chowa się lub ucieka. - Może wśród ludzi zachowuję się inaczej, ale lubię też chwile izolacji od nich. Dlatego doskonale czujemy się razem, sami i super się dogadujemy - przekonuje.

Tiks jest indywidualistą jak większość kotów, ale najwyraźniej ma silne poczucie więzi rodzinnych, bo na okres przygotowań olimpijskich i igrzysk został rezydentem domu rodziców-dziadków i czuje się tam dobrze. Magda dostaje codziennie od mamy dokumentację zdjęciową, jak futrzak bryka i bawi się. Zabiera też ze sobą wszędzie jego sylwetkę w ujęciu od tyłu, wytatuowaną na ścięgnie achillesa.

CZAS SIĘ POZNAĆ

Jej poczucie humoru dorównuje szczerości. Niektóre zwierzenia z przeszłości - choćby o ukończeniu klasy licealnej o profilu mundurowym i zamiarach podjęcia pracy w policji - zbywa sformułowaniem: "to było dawno i nieprawda". Na ogół jednak nie stosuje zasłony dymnej.

"Nie lubię oglądać siatkówki żeńskiej, bo strasznie mnie to nudzi" - powtarzała niegdyś ze smakiem. Teraz ogląda ją nieco częściej; czasem z obowiązku w trakcie analiz wideo w reprezentacji albo klubie, czasem dla przyzwoitości, włączając mecz w domu. Wtedy jednak siatka leci raczej w tle.

Dziewczyny z Developresu miewały niezły ubaw, gdy okazywało się, że Magda nie za bardzo kojarzy Gabi czy Tijanę Bosković. Weronika Centka uśmiała się, kiedy koleżanka pytała: "Kto to jest właściwie Eda Erdem?".

Dzisiaj dla Magdaleny Jurczyk to już nie obco brzmiące nazwiska, ale twarze z drugiej strony siatki. W Paryżu pozna jeszcze więcej znakomitych zawodniczek.

A one ją.

* Paweł Fleszar jest autorem powieści kryminalnych „Powódź”, „piekło-niebo” i „Smog” oraz nagradzanych opowiadań.

Czytaj więcej:
Trzy miesiące temu przeszła operację. Teraz występuje w igrzyskach. "Czułam, jak uciekały mi kolejne tygodnie"

Źródło artykułu: Paweł Fleszar