Szczere wyznanie Tomasza Fornala. "To mnie zabolało najbardziej"

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Tomasz Fornal
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Tomasz Fornal

- Wszyscy po pierwszym meczu oczekują, że będziemy świętować finał po dwóch setach. Tak jednak nie będzie, bo Ziraat ma w swoim składzie gwiazdy - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Fornal, który walczy o spełnienie wielkiego marzenia.

Mistrzowie Polski są o krok od drugiego finału Ligi Mistrzów. Jastrzębski Węgiel w pierwszym meczu półfinałowym ograł Ziraat Bankasi Ankara 3:0. W środę o godz. 17 w Turcji rozgra rewanż i będzie potrzebował tylko dwóch setów do awansu.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Zarówno w ćwierćfinale, jak i w półfinale rywale doganiali was w samej końcówce trzeciego seta, gdy wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty. To, że z obu z tych sytuacji wyszliście bez szwanku, to manifestacja pewności siebie?

Tomasz Fornal, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla oraz reprezentacji Polski: Nie dorabiam do tego filozofii. Po ćwierćfinale w meczu z Piacenzą trochę pożartowaliśmy w szatni, ale nie staraliśmy się nikomu nic udowodnić. Mogliśmy być zdołowani lekko tym, że traciliśmy przewagi, ale udało nam się wyjść z tego obronną ręką. Przeciwników mieliśmy przecież z najwyższej półki.

Do kompletu w karierze klubowej brakuje ci tylko Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. W finale krajowych rozgrywek przegraliście z Aluronem CMC Wartą 1:3. Trudno było przetrawić porażkę?

Zawsze przez jakiś okres się to rozpamiętuje. W kraju mamy bardzo mocnych przeciwników. W finale tylko na tyle było nas stać, a Aluron CMC Warta znakomicie się zaprezentowała. Nie jest tak, że my zawsze będziemy wszystkich lać. Przed sezonem też nie byliśmy stawiani w roli faworyta przez ekspertów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ popis Anity Włodarczyk. Nagranie obiega sieć!

Z tego, co mówisz, nie jesteś osobą, która długo rozpamiętuje porażki.

Nie ma po prostu na to czasu. Wiadomo, dzień-dwa byliśmy zdołowani, bo jednak sporo sił zostawiliśmy na boisku. Mamy Ligę Mistrzów, walczymy o mistrzostwo Polski, więc jeśli przez następny miesiąc byśmy rozpaczali, to inne rzeczy by nam uciekły.

Wracając do Ligi Mistrzów, w ubiegłym roku byliście blisko wygranej, ale w finale przegraliście z ZAKSĄ 2:3. To była porażka, którą najciężej było przetrawić?

Tak, to mnie najbardziej zabolało ze wszystkich dotychczasowych porażek w mojej karierze. Zdominowaliśmy ZAKSĘ w finale ligi 10 dni wcześniej i może z tyłu głowy pojawiła się myśl, że w Lidze Mistrzów będzie tak samo. Rzeczywistość była inna i ten mecz stał na wysokim poziomie.

Czy teraz czujecie w Jastrzębskim Węglu, że macie życiową szansę na wygranie Ligi Mistrzów?

Chyba trochę tak. Jak na razie myśli krążą wokół półfinału. Mam wrażenie, że wszyscy w środowisku trochę lekceważą Ziraat. Wszyscy po pierwszym meczu oczekują, że będziemy świętować finał po dwóch setach w rewanżu. Tak jednak nie będzie, bo Ziraat ma w swoim składzie prawdziwe gwiazdy. Nie powiedziałbym jednak, że szanse są większe niż rok temu. W tym roku mieliśmy jeszcze trudniejszą drogę, bo rok temu w ćwierćfinale mierzyliśmy się z VfB Friedrichshafen, a w tym z potężną Piacenzą.

Odczuwasz na sobie presję jako lider drużyny?

Nie. Bardzo lubię grać w meczach o wielką stawkę, przed pełną halą. Każdy u nas w drużynie bierze ciężar na siebie w różnych momentach. Gdy wszyscy gramy na swoim poziomie, to trudno nas zatrzymać.

Nie da się ukryć, że jesteś jednym z najpopularniejszych siatkarzy w Polsce. Czujesz na sobie pewną odpowiedzialność? Popularność cię meczy?

Trzeba to rozgraniczyć. Są sytuacje, w których chciałbym być szesnastoletnim Tomkiem Fornalem i niczym się nie przejmować. Chciałbym czasem, żeby po przegranym meczu, nikt mnie nie zaczepiał, bo jestem wkurzony. Zawsze staram się zrobić fotki z kibicami, którzy przyszli na mecz, często to są dzieciaki. Dla nich takie rzeczy są ekstremalnie ważne.

Z drugiej strony to jest bardzo miłe mieć tyle ludzi, którzy mnie wspierają, przydarzyło mi się wiele pozytywnych rzeczy, więc odczuwam blaski i cienie tej sytuacji.

Uważasz, że twój kanał gamingowy na Twitchu też przysparza ci fanów?

Wydaje mi się, że nie. Nigdzie za bardzo nie udostępniam tego, że streamuję. Mój kanał nie jest niesamowicie duży, więc myślę, że nie ma to dużego przełożenia.

Twoja wyrazistość, wideo w mediach społecznościowych, farbowane włosy, pomagają ci się przebić?

Może tak być. Może dlatego po mistrzostwach świata pojawiło się zainteresowanie. Pofarbowałem sobie wtedy włosy na biało, mam tatuaże i może to przyciągać oko kibica.

Teraz media społecznościowe rozpala twój związek z Sylwią Gaczorek, fryzjerką i gwiazdą Instagrama. Jak się poznaliście?

Poznaliśmy się na Instagramie, ja napisałem pierwszy. Ustaliliśmy sobie z Sylwią, że nie chcemy za bardzo poruszać tych tematów publicznie i chcemy, żeby nasz związek był jak najbardziej prywatny. Wiadomo, raz na jakiś czas wrzucimy fotkę na Instagrama, ale szczegóły relacji zostawiamy dla siebie.

Twoje myśli krążą już wokół sezonu kadrowego i walki o miejsce w składzie na igrzyska w Paryżu?

Nie, choć wiem, że już sporo osób, w tym dziennikarzy analizuje, kto powinien pojechać na igrzyska. Teraz wchodzimy w kluczowy etap sezonu klubowego, więc nie do końca na miejscu byłoby myślenie o reprezentacji.

W 2021 roku pojechałeś do Japonii do pomocy w treningach. Bolało cię to, jak widziałeś, że twoi koledzy zaraz wezmą udział w igrzyskach, a ty i Norbert Huber będziecie wracać do domu?

Nie, bo znaliśmy swoją rolę w drużynie. Przed wylotem to zaakceptowaliśmy. Oczywiście, jak chłopaki już weszli do wioski olimpijskiej to nie było to przyjemne uczucie. Nie mamy pretensji do nikogo ze sztabu czy Vitala Heynena, że nas nie wziął.

Podobne zadania miałem w 2018 roku, kiedy po raz pierwszy pojechałem na kadrę i pomagałem się przygotować chłopakom do mistrzostw świata. Byłem piętnasty i wiedziałem, że wystąpię tylko w razie kontuzji kolegi. Takie doświadczenia tylko pomagały mi się rozwijać i dzięki nim teraz jestem w tym miejscu.

Debiut na igrzyskach byłby spełnieniem marzeń?

Oczywiście, dla każdego sportowca tak jest, może z wyjątkiem piłkarzy. Mam nadzieję, że w tym roku już je spełnię, bo marzę o tym od dziecka.

W ubiegłym sezonie przez niemal cały rok trener Nikola Grbić brał pięciu przyjmujących, a na igrzyska będzie mógł ich wziąć najpewniej tylko czterech. Jak ty się w tym odnajdywałeś?

Treningi wyglądały trochę inaczej. Cały czas jeden przyjmujący musiał spędzać czas poza boiskiem i nie ma stabilności. Nikola Grbić widział w tym sens, przyniosło to znakomite skutki dla zespołu. Dlaczego mielibyśmy się do tego nie dostosować? Będę wykonywał to, co trener mi każe, bo mam do niego zaufanie.

Normalnie we wszystkich mistrzostwach składy drużyn liczą 14 zawodników, do niedawna tylko na igrzyskach brało udział 12. MKOl I FIVB przystały na dziwny kompromis i powiększono skład do 13 graczy. Trzynasty siatkarz będzie mieszkał najpewniej poza wioską i może nie dostać medalu, jeśli nie zagra w żadnym meczu. Jak ty to widzisz?

Skoro wszystkie turnieje gramy 14 zawodnikami, to dlaczego igrzyska mają być inne? Dalej nie do końca wiem, na jakich zasadach to będzie działać. Nie za bardzo ma to sens. Akurat na mojej pozycji nie za bardzo ma to odzwierciedlenie, bo w obu wariantach na igrzyska jedzie raczej czterech przyjmujących. Jestem przekonany, że trener Grbić sobie z tym wszystkim poradzi i wybierze najlepszy możliwy skład.

Czujecie się faworytami do złota?

Jesteśmy jednym z faworytów i udowodniliśmy to rok temu, kiedy wygraliśmy wszystkie turnieje. Kibice i zawodnicy są żądni medalu, stać nas na niego. Nie powiedziałbym, że jesteśmy głównym faworytem. Nowy system sprawia, że na igrzyska pojedzie więcej czołowych drużyn i to będą najtrudniejsze igrzyska w historii. Trzeba będzie pokazywać formę od początku turnieju. Mamy świadomość dużych oczekiwań, które na nas ciążą.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Francuska gwiazda zadomowiła się w naszym kraju. Jego córki już mówią po polsku

Komentarze (0)