Spotkanie z mistrzami Ameryki Południowej jeszcze przed startem turnieju kwalifikacyjnego w chińskim Xi'an wskazywane było jako kluczowe dla Polaków. Było jasne, że pokonując szóstą drużynę rankingu FIVB nasi siatkarze znacząco przybliżą się do zdobycia przepustek na przyszłoroczne igrzyska w Paryżu.
Turniej ułożył się tak, że Biało-Czerwoni przystępowali do tego meczu z kompletem czterech zwycięstw, ale też ze świadomością, że nie mogą pozwolić sobie na porażkę, bo to bardzo skomplikowałoby ich sytuację i groziłoby brakiem awansu nawet w przypadku zakończenia imprezy z bilansem 6-1. Natomiast Argentyńczycy, z trzema wygranymi i jedną porażką (1:3 z Kanadą) w dorobku, aby zachować realne szanse na awans musieli Polskę pokonać.
Nie pokonali, choć byli dla zespołu trenera Nikoli Grbicia bardzo wymagającym przeciwnikiem. Nasza reprezentacja po zaciętym, ciekawym meczu zwyciężyła 3:1, a bardzo duże zasługi dla tej wygranej miał Wilfredo Leon. Zdobył najwięcej punktów w polskim zespole - 21 punktów, miał 55-procentową skuteczność w ataku i zagrał trzy asy serwisowe.
Leon grał tak, jakby zdając sobie sprawę z ogromnej wagi spotkania, był na nie szczególnie mocno zmobilizowany. - Jeśli przez szczególną mobilizację rozumiemy maksymalną koncentrację, to tak, była ona szczególna. Byliśmy przygotowani mentalnie na trudny mecz, w którym każda wymiana będzie bardzo ważna. Mieliśmy świadomość, że gramy z Argentyną o spokój. Zwycięstwo oznacza, że do kolejnych meczów przystąpimy ze spokojnymi głowami. Porażka wprowadziłaby nerwowość - mówi o piątkowym spotkaniu Leon w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Argentyńczycy rzucili na szalę wszystko, co mieli najlepszego. Oni też wiedzieli, że mecz z nami jest dla nich kluczowy, że jeśli chcą awansować, muszą wygrać. Postawili bardzo trudne warunki, zwłaszcza w pierwszych trzech setach. Nie odpuszczali, walczyli do samego końca - chwali przeciwników gwiazdor polskiej reprezentacji.
Co zdaniem Leona zadecydowało o zwycięstwie Polaków w starciu z dobrze dysponowanymi i bardzo mocno zdeterminowanymi rywalami? - Byliśmy konsekwentni i nie traciliśmy głów - uważa.
Dodaje, że prowadząc 2:1 Biało-Czerwoni bardzo chcieli uniknąć piątego seta. - Mówiliśmy sobie, że trzeba zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby zamknąć spotkanie w czterech setach, bo tak będzie dla nas "bezpieczniej".
Duże znaczenie dla wyniku spotkania miała świetna gra polskiej drużyny w kluczowych momentach, przede wszystkim w zaciętych końcówkach pierwszego i trzeciego seta. Obie te partie nasi siatkarze wygrali - 25:23 i 28:26.
Leon miał duży wkład w wygrane końcówki - właśnie w nich pokazywał, jak groźną bronią reprezentacji Polski są jego potężne serwisy. W pierwszej partii bezcenny był jego as serwisowy, który dał Polsce remis 22:22. W trzeciej odsłonie również zdobył zagrywką arcyważny punkt - na 23:21.
- Wiadomo, że mam ciężką rękę i staram się to wykorzystywać. Dziś, dzięki Bogu, robiłem to skutecznie i jestem zadowolony. A czy te punkty były kluczowe? Cóż, na pewno pomogły drużynie - uśmiecha się Leon.
Na pytanie o emocje, jakie towarzyszą jednemu z liderów polskiej reprezentacji po zagraniu asa w ważnym momencie trudnego meczu, Leon odpowiada: - Najpierw szczęście, potem dużą satysfakcję. I przypływ energii przed kolejną zagrywką. Myślisz sobie: Udało się, dawaj jeszcze jedną.
ZOBACZ WIDEO "Pod Siatką": Polacy lepsi od Meksyku. Zobacz kulisy meczu
Kwalifikacje do igrzysk olimpijskich to ostatni akord tegorocznego sezonu reprezentacyjnego. Sezonu długiego i wyczerpującego - czołowe reprezentacje mają za sobą Ligę Narodów i mistrzostwa kontynentalne, a w trakcie turnieju kwalifikacyjnego w ciągu dziewięciu dni rozegrają aż siedem spotkań.
Leon przyznaje, że on i jego koledzy na tym etapie sezonu walczą na boisku już nie tylko z rywalami, ale i ze zmęczeniem. - Nie mieliśmy specjalnych przygotowań pod kwalifikacje. Po prostu staramy się utrzymać formę, którą zbudowaliśmy na mistrzostwa Europy. A zmęczeni jesteśmy zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Chciałoby się już pobyć z rodzinami, bo w trakcie sezonu mieliśmy dla nich niewiele czasu. Ale co możemy zrobić? Mimo zmęczenia trzeba grać i wygrywać. Trzeba zagrać jeszcze te dwa mecze. Jeśli wygramy jeden z nich, będziemy mieli awans w garści.
Choć nasi reprezentanci bilety do Paryża mają już na wyciągnięcie ręki - wygrali pięć meczów na pięć, są liderami grupy C, a przed nimi spotkania z ekipami Holandii i Chin, które w Xi'an nie błyszczą, to chyba najgorsze, co mogliby teraz zrobić, to pomyśleć, że najtrudniejsze już za nimi, a przypieczętowanie awansu będzie formalnością.
- Zgadzam się, to byłoby najgorsze. Ale my tak nie będziemy myśleć. Przeciwko Holandii będziemy mocno skoncentrowani na tym, by odnieść zwycięstwo, dzięki któremu będziemy już pewni awansu - kończy MVP tegorocznych mistrzostw Europy.
Mecz Polska - Holandia rozpocznie się w sobotę o godzinie 10 czasu polskiego. Z kolei niedzielne spotkanie Polska - Chiny zacznie się o 13:30.
Czytaj także:
Gospodarze ciągle w grze. Triumfowali w meczach ostatniej szansy
Polski siatkarz wprost o meczu z Argentyną. "Zaczęliśmy słabo"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)