Dirk Westphal dla SportoweFakty.pl: Postanowiliśmy, że nie oddamy tego turnieju bez walki

Niemcy zagrali fatalny pierwszy mecz w grupie G z Francją, ale już dzień później wywalczyli sobie awans świetnym spotkaniem z Iranem. - Chcieliśmy pokazać, że stać nas na więcej - mówił Westphal.

W tym artykule dowiesz się o:

Niemcy przegrali swój pierwszy mecz w trzech setach i byli o włos od odpadnięcia z mistrzostw świata. Jednak powstali jak Feniks z popiołów i w meczu z Iranem zagrali tak, że od razu wywalczyli sobie awans do półfinału. - Przypomnieliśmy sobie, że to honor i zaszczyt grać w mistrzostwach świata. Dla części z nas to już ostatnia taka impreza, więc tym bardziej ważna. I mógł to być również ostatni mecz dla nas na tym turnieju. Poza tym wielu z nas ma za sobą bardzo nieprzyjemne doświadczenie z igrzysk w Londynie, gdzie zupełnie bez walki przegraliśmy ćwierćfinał z Bułgarią. I postanowiliśmy, że to się nie powtórzy, nie oddamy tego turnieju bez walki - mówił po spotkaniu Dirk Westphal.
[ad=rectangle]
Jak to się stało, że zdołali aż tak odbudować swoją formę w ciągu 22 godzin? - Po meczu z Francją byliśmy załamani. Nas w ogóle nie było na boisku w tym spotkaniu. Każdy z nas był wściekły na siebie, wściekły na kolegów i strasznie rozczarowany. I chcieliśmy pokazać w meczu z Iranem, że to nie byliśmy my, że stać nas na znacznie więcej i jeżeli mamy odpadać to z honorem. Jesteśmy w najlepszej szóstce na świecie i to powinno być widać w naszej grze - oceniał przyjmujący. - Nie byliśmy zdziwieni, że Iran zagrał słabo, bo byliśmy pewni, że damy radę wygrać w trzech setach to spotkanie. Może po prostu po przejściu do następnej rundy trzeba było zapłacić frycowe? My zapłaciliśmy w meczu z Francją. Poza tym podejrzewam, że Irańczycy obejrzeli nasz pierwszy mecz i uznali, że nie jesteśmy żadnym przeciwnikiem dla nich. To ich mogło zgubić - dodał.

W trzecim secie spotkania Irańczycy zaczęli grać lepiej i prowadzili już czterema punktami, kiedy w pole serwisowe wszedł Gyorgy Grozer. I jak natchniony zagrywał jedną bombę za drugą, wyprowadzając swoją drużynę na sporą przewagę. - Oczywiście nie można odmówić zasług naszemu atakującemu, bo to on uratował nasze tyłki w kluczowym momencie trzeciego seta. Wszedł na zagrywkę jak przegrywaliśmy już czterema punktami, a jak zszedł to było już po meczu. Jako zespół graliśmy słabiej, jak to zawsze po 10-minutowej przerwie, ale on zagrał fenomenalnie. Ale jesteśmy drużyną, sam by nie wygrał, więc dajmy mu 80 proc. zasług za tego trzeciego seta, a dla reszty 20 proc. - żartował zawodnik Czarnych Radom.

Źródło artykułu: