Kazijski wróci tak, jak Wlazły - rozmowa z Plamenem Konstantinowem, trenerem reprezentacji Bułgarii

Świetny przed laty bułgarski przyjmujący podjął wyzwanie i w niespełna miesiąc zdecydował się przygotować swoich rodaków do walki o mistrzostwo świata w Polsce. Jak poradzi sobie w roli ratownika?

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Biegun: Odpowiedzi na jakie pytania szukał pan podczas niedawno zakończonego Memoriału Huberta Jerzego Wagnera?

Plamen Konstantinow: - Każde pytanie, które mogę sobie obecnie zadać przed mistrzostwami dotyczy mojego zespołu. Powiedzmy, że te trzy dni w Krakowie dały mi pewne rozwiązania, ale wciąż muszę przeanalizować nasze mecze, aby podjąć konkretne decyzje odnośnie kształtu mojego zespołu.

W trakcie spotkań z Polską, Rosją i Chinami bardzo rotował pan składem, grając wszystkimi zawodnikami. Czy nie lepiej szukać już wyjściowej szóstki na mundial?

- Wierzę, że musisz mieć jakąś ideę dotyczącą budowy pierwszej szóstki. Jednak, ja jestem w zupełnie innej sytuacji niż pozostali trenerzy, bo pracę zacząłem miesiąc temu. Niektórych zawodników znam, bo z nimi grałem, a niektórych znam jako widz, nigdy z nimi nie pracując. To jest bardzo skomplikowane, bo jeśli nie pracowałeś z kimś na treningu, to go nie znasz. Może ci się wydawać, że coś o nim wiesz, ale zajęcia w hali i na siłowni wszystko zweryfikują. Staram się nauczyć każdego zawodnika, aby mieć jak najbardziej przejrzystą opinię o każdym z nich. Muszę wiedzieć, co on może mi w danym momencie od siebie dać. Dlatego użyłem wszystkich zawodników i grałem w Krakowie trzema różnymi składami. Mamy jeszcze towarzyskie mecze z Francją i Brazylią i może wtedy wykrystalizuje się wyjściowy skład. Nie wierzę, że w jednym turnieju, w trzynastu meczach, możesz zagrać jedną i tą samą szóstką. Myślę, że każdy musi być gotowy.

Selekcjonerem został pan niedawno, ale też raptem parę lat temu chociażby z Aleksiewem, Salparowem, czy Żekowem dzielił pan szatnię jako zawodnik. Jak wygląda ta nowa rzeczywistość w waszych relacjach?

- W niektórych sytuacjach to może sprawiać problemy, bo naprawdę z paroma zawodnikami bardzo się przyjaźnię. Mogą sobie pomyśleć, że skoro są ze mną blisko, to mogą liczyć na coś więcej w reprezentacji. Zaraz na początku wytłumaczyłem im, że możemy mieć dobre relacje poza halą, czy boiskiem. Jednak w środku, na treningach i meczach zero przyjaźni. Staram się utrzymać ten dystans i wytyczyłem sztywną linię. Wszyscy zawodnicy muszą czuć się tacy sami dla mnie. Nie ma żadnych różnić. Nie podejmę decyzji personalnej, tylko z uwagi na to, że kogoś znam prywatnie lub nie, albo kiedyś z kimś grałem. Zawsze liczy się to co jest teraz, czyli aktualna forma. Naprawdę, nie ma tu sentymentów. Jeśli zaczniesz być sentymentalny, to lepiej poszukaj sobie nowej pracy, bo do trenerki się nie nadajesz.

Jak pan przyjął decyzję o powierzeniu panu losów reprezentacji kraju na niespełna miesiąc przed mistrzostwami świata? Spodziewał się pan takiego obrotu spraw?

- Moja nominacja nie była zaskakująca, niespodzianką była rezygnacja Camillo Placiego, nikt jej się nie spodziewał. Rozmawiałem z nim, wiedziałem, że coś jest nie tak wewnątrz drużyny, pomiędzy trenerem, a kilkoma zawodnikami. Atmosfera była zła, rezultat w Lidze Światowej najgorszy w historii Bułgarii. Zadzwoniłem do Placiego sporo rozmawialiśmy, mieliśmy jasne relacje. Starałem się przekonać związek, żeby dać mu szansę, a nie zwalniać, bo trochę z nim jednak osiągnęliśmy. W pierwszym krytycznym momencie nie możemy się od niego odwrócić. Jeśli zostałby zwolniony przez federację, to powiedziałem, że nie mamy o czym rozmawiać. Myślałem wtedy, że będzie ok. Po Lidze Światowej wrócił z Serbii i poszedł do centrali złożyć dymisję. To była niespodzianka! Rozumiałem też ludzi z federacji. Miesiąc przed mundialem, a ty musisz szukać nowego trenera. Jeśli weźmiesz kogoś kompletnie z zewnątrz, kogoś, kto nie rozumie bułgarskiej mentalności i kultury, to będzie katastrofa. Nie przeciągałem negocjacji i chyba nawet jeszcze nie podpisałem z nimi kontraktu. Powiedziałem: dobra, nie przeciągajmy tego i zacznijmy pracować do mundialu, potem zobaczymy, co możemy wspólnie osiągnąć w kolejnych sezonach. Jeśli nie, to zawsze będą mogli zatrudnić kogoś innego.

W Polsce mówiono, że Stephane Antiga wybrany rok temu, miał mało czasu na przygotowania. Pan miał raptem miesiąc.

- To jest nasz największy problem. Nie mamy czasu, aby przygotować zawodników, system gry, nakreślić jakąś filozofię. Kompletna zmiana metod w miesiąc może nie wypalić. Nie chciałem zmieniać wszystkiego, chciałem zaczerpnąć niektóre rzeczy od Camillo i z tego zrobić bazę do mojej pracy. Nastawiłem się bardziej na ewolucję jego dokonań, a nie burzenie wszystkiego i zaczynanie od nowa, bo na pewno byśmy nie zdążylibyśmy nic zrobić do września. Wiem, że to nie jest dobry moment na podejmowanie takich wyzwań, ale ja się nie boję. Chcemy zrobić to, co będziemy w stanie, a potem niech się dzieje co chce.
[ad=rectangle]
Aby zostać najlepszą drużyną świata trzeba rozegrać trzynaście spotkań w dwadzieścia parę dni. Czy to nie jest za duże obciążenie dla siatkarzy?

- Każdy mistrz musi spełnić tę trudną rolę, zagrać więcej i lepiej od wszystkich. Dla każdego zawodnika, mistrzostwa świata są największą imprezą w naszej dyscyplinie. Myślę, że niemożliwym jest wygrać coś łatwo. Nawet jeśli masz ligę z trzema mocnymi zespołami, to nie możesz ich lekceważyć, bo nawet ten najgorszy może sprawić, że będziesz przez niego płakać. Wygrać jest zawsze trudno, ale najsłodszy moment przychodzi po zwycięstwie i do tego warto dążyć.

Jeszcze rok temu w czasie Euro, Wladimir Nikołow pełnił rolę team-managera, teraz okazuje się, że jest brany pod uwagę do składu na mistrzostwa świata.

- Sytuacja wyglądała tak, że miałem czterech atakujących na liście: Jordanowa, Miluszewa, Sokołowa i Kadankowa. Ten pierwszy doznał kontuzji dłoni i wysłaliśmy go do wybitnego specjalisty do Włoch, który orzekł, że Bojan, owszem, zagra, ale nie bez wcześniejszej operacji. Pod koniec Ligi Światowej urazu kostki doznaje Miluszew i nie wiemy, czy da radę zagrać. Także Jordanow na sto procent nie zagra, Miluszew nie wiadomo. Zostaje Sokołow i ten niedoświadczony Kadankow. Wtedy stwierdziliśmy, że ok, oddałem więc jego posadę managera komu innemu, a na czas Memoriału zostawiłem go w Bułgarii. Ponieważ lepiej dla niego będzie, jeśli ciężko potrenuje przez pięć dni, niż zagra jeden mecz, a dwa będzie oglądać z kwadratu. Przepadł mu w sumie miły turystyczny wyjazd do Polski. Jeśli będzie w dobrej formie fizycznej, to niewykluczone, że weźmiemy go na mundial.

Pańscy podopieczni zwracają uwagę na trudy przygotowań. Po niektórych twarzach widać olbrzymi wysiłek.

- Nie było łatwo. Na normalne przygotowania musisz poświęcić około ośmiu tygodni. Wiem, że musieliśmy przyspieszyć na początku, ale w tym samym czasie musieliśmy też pograć w siatkówkę. W tym okresie może pojawić się sporo kontuzji, niezbyt poważnych, ale mogących skomplikować pracę. Nasz program zakłada przyjazd na mistrzostwa świata w takim momencie, aby dobrze wyglądać nie przed, ale już w pierwszych meczach na mundialu. Nasza drabinka jest trudna, dlatego musimy podjąć pewne ryzyko. Wiele razy zdarzało się już, że zespoły zdobywały swoją formę w trakcie turnieju, a szczyt osiągały pod koniec. Z kolei drużyny od początku grające dobrze, pod koniec zaczynają grać gorzej. To wielkie ryzyko, bo możesz być wyautowany nim zaczniesz łapać formę.

Kogo wybierze Plamen Konstantinow?
Kogo wybierze Plamen Konstantinow?

A co z Matejem Kazijskim? W 2006 roku wspólnie zdobywaliście brązowy medal w Japonii. Rozumiem, że nawet panu nie udało się go namówić do powrotu?

- Sytuacja z Matejem wymaga sporej cierpliwości. Wiem, że to dla niego też trudne, szczególnie po słowach, które powiedział o niektórych ludziach z federacji. Ja myślę zupełnie inaczej niż on. Po mojej nominacji rozmawiałem z nim może przez trzy godziny. Omawialiśmy wszystkie kwestie związane z bułgarską siatkówką i naszą sytuacją przed mundialem. Po pierwsze, to on musi zrozumieć, że powinnością gracza jest grać. Dopiero potem musisz ustalić pewne priorytety. Przez całą moją karierę miałem problemy z różnymi ludźmi, nie tylko z federacji. Z niektórymi osobami nie rozmawiam do dzisiaj. Jednak potrzebujesz sobie ustalić to, co jest dla ciebie najważniejsze. Dla mnie był to zespół narodowy. To niej jest reprezentacja jakiegoś pana ze związku, to nasza drużyna narodowa. Grasz dla flagi, kraju i to był mój priorytet, to było na pierwszym miejscu. Kiedy to jest jasne, to możesz wypisać punkt drugi, trzeci i tak dalej. Jeśli masz do kogoś pretensje, to musisz znaleźć kompromis, bo wiesz, co jest na pierwszym miejscu! Moje pierwsze miejsce to reprezentacja, mogę przymknąć oczy na niektóre sprawy, bo gra dla kraju jest dla mnie najistotniejsza. Jeśli jego priorytety są inne, to ok, rozumiem, wszyscy jesteśmy różni. Jednak myślę, że Matej wróci.

Dobrze, ale w takim razie co musi się wydarzyć i kiedy to nastąpi?

- Musi przemyśleć sobie rzeczy, o których ja mu powiedziałem i parę innych osób. Zrozumieć, że on sam nie zmieni niczego, będąc poza systemem. Nie możesz stać na zewnątrz i myśleć, że coś się zmieni, jeśli nie masz na to wpływu. Jeśli wróci, to cokolwiek potem powie, będąc pod flagą i w koszulce Bułgarii, każdy będzie go słuchać. Teraz nikt nie zwraca uwagi na to, co mówi, bo go z nami nie ma. Na pewno po powrocie będzie godnie przywitany. Najlepszą okazję ma za rok, kiedy będziemy organizować mistrzostwa Europy. Myślę, że to będzie podobna sytuacja do tej z Mariuszem Wlazłym. Mundial przed własną publicznością? Wlazły wraca. To jest właściwa decyzja! Wierzę, że za rok będziemy w komplecie.

W takim razie Bułgarzy wciąż bez Kazijskiego, a Polacy bez Kurka. Czy był pan zdziwiony tą decyzją Stepahane'a Antigi?

- Nie, nie byłem, ponieważ macie dwóch francuskich trenerów. Ich styl gry zawsze opiera się na jedności drużyny. Nie wierzą w indywidualności, gwiazdą ma być sam zespół. Wydaje mi się, że mają swoją koncepcję. Wszyscy myślą, że problemem jest dyscyplina, jednak może to też być czysto techniczna decyzja. Najprawdopodobniej doszli do wniosku, że tak będzie lepiej dla tej drużyny, aby przygotowywała się w tym kształcie. O tym, czy decyzja jest dobra lub zła, przed jej podjęciem nie wie nikt. Dlatego zawsze ciężko ją oceniać przed poznaniem jej skutków. Jeśli Antiga wybrał słusznie, to będzie w kraju wielbiony. Jak nie, to będziecie chcieli go zwolnić. Nie można wiecznie wygrywać, takie jest życie. Najważniejsze, żeby trener robił to, w co wierzy. I może Antiga z Blainem właśnie to robią? Bez pełnej wiedzy z wewnątrz zespołu mogę tylko wypowiadać się jako widz. Kibice myślą, patrząc z zewnątrz, że wszystko jest proste, ale gdyby spojrzeć do wewnątrz, to już to tak ładnie nie wygląda.

Komentarze (0)